Caine Rachel - Wampiry z Morganville - Uraza, C

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Głowa do góry.- powiedział Michael Glass i szarpnął jego brodę
w kierunku czegoś za ramieniem Shane’a. – Nadchodzą.
Shane nawet nie musiał patrzeć. Wyraz twarzy Michaela mówił
wszystko – pewien rodzaj rozbawienia, który tylko twój najlepszy
przyjaciel mógł mieć, kiedy twoje życie było bliskie uderzenia w
ceglaną ścianę. I była tylko jedna cegła, która szła w twoim kierunku
na przerwie pomiędzy lekcjami. (Dobrze, dwie, ale nie myślał, że
Dyrektor Wiley miał zamiar zganić go w tym tygodniu, jeszcze nie.)
- Oh, hej, Shane! – powiedziała dziewczyna za jego plecami.
Wiedział już, że nadchodzi, ale jej głos nadal powodował u niego
chłodne dreszcze. Była po prostu taka
miła
. To było naprawdę
dziwne. – Zabawne, że wpadłam tutaj na ciebie.
Shane zatrzasnął drzwi swojej szafki, zakręcił zamek i obrócił się
twarzą do Moniki Morrell, ukoronowanej księżniczki Liceum w
Morganville – przynajmniej według siebie samej. I nie był do końca
pewny, że się myliła, co było do dupy. Nie lubił jej. Na dużą skalę,
rzeczywiście, ale miała władzę a władza była wszędzie potrzebna w
Morganville… nawet na lekcji angielskiego.
- Co jeśli, chodzimy tym samym korytarzem codziennie? –
zapytał. Udało mu się zachować większość sarkazmu dla siebie,
chociaż. – Potrzebujesz czegoś? – Miał nadzieję, że wydzielał
wystarczająco dużo wibracji
nie jestem zainteresowany, idź sobie
aby
przepędzić tuzin Monik, ale z blasku jej oczu i uśmiechu na twarzy,
zdecydowanie nie załapała przekazu. Zrobiła coś, aby być opalona a
on musiał przyznać, że Monica była piękna w ten drapieżny sposób.
Sposób, który więcej zawdzięczał produktom niż osobowości.
Podeszła bardzo blisko, na tyle blisko, że mógł poczuć jej drogie
perfumy, którymi się wypryskała i zmieniła swój glos na niski
pomruk. –
Zdecydowanie
potrzebuję czegoś. – powiedziała. Monica
była w jego wieku, szesnaście lat przechodzące na siedemnaście, ale
grała jakby przeskoczyła z nastolatki prosto na niewyżytą pumę w
średnim wieku. Nie żeby miał coś przeciwko niewyżytym pumom w
średnim wieku; przyjął jedną z tych, które Monica każdego innego
dnia. – Znajdźmy jakieś ciche miejsce i przedyskutujmy to.
Gdzieś za nim Michael – który nieprzekonywująco przebierał w
książkach w swojej szafce, zabijając czas i bezwstydnie gapiąc się –
zrobił odgłos zadławienia się. Zamknij się, koleś, pomyślał Shane, ale
nie mógł oderwać wzroku od Moniki. Była zbyt niebezpieczna. – Tak.
– powiedział powoli Shane. – A propos. Ja – ja mam teraz lekcję. – i
spróbował wycofać się i ją wyminąć.
Weszła mu w drogę. Jej uśmiech pozostał i stał się intensywny,
ale zauważył mały błysk zniecierpliwienia w jej oczach. – Oh, daj
spokój, odkąd to Shane Collins przejmuje się lekcjami? – właściwie
zagruchotała i zanim mógł ją zatrzymać, wpadła na niego,
przyciskając go z powrotem o szafki z hukiem, który wzbudził
zainteresowanie piętnastu albo szesnastu uczniów Liceum w
Morganville obecnych w korytarzu i…
i później nagle była na nim, trzymając ręce w złych miejscach,
przesuwając je pod jego koszulką i całowała go i przez długą sekundę
jego ciało w większości mówiło,
mmmm, dziewczyna, ciepła,
przed
tym jak jego mózg krzyknął
Monica!
i wszystko poszło bardzo źle.
Shane chwycił ją za ramiona i odepchnął. Z trudem. Monica
potknęła się, z szokiem na całej swojej ślicznej buzi i przez sekundę
zobaczył prawdziwy ból… ale tylko przez sekundę.
Potem był to gniew.
- Oh, przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś gejem, Collins!
Powinna znać ciebie i Glass’a –
- Hej! – powiedział ostro Shane. – Odsuń się. – ponieważ już
zbierała tłum i nie było niczego, co Monica lubiła bardziej niż scena
osobistego dramatu. Michael zatrzasnął drzwi swojej szafki i kiedy
Shane spojrzał na niego, zobaczył, że twarz jego przyjaciela była
naprawdę nieruchoma. Michael mógł być bardzo chłodny, kiedy
chciał, ale ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował było wtrącanie się
Michael’a, zwłaszcza, kiedy Monica musiała nacisnąć guziki. –
Odejdź. Zobacz, ja właśnie to robię. – i zrobił, zakładając na ramię
swój plecak i przepychając się obok niej w ogólnym kierunku swojej
następnej lekcji.
Monica podążyła za nim. – To jest to? Zamierzasz tak po prostu
odejść? – Jej głos brzmiał tak dobrze, że naprawdę
powinna
być
królową dramatu. – Więc otrzymałeś ode mnie te wszystkie, straszne
rzeczy a potem udajesz, że to się nigdy nie stało?
- Uzupełnij swój umysł, Monica, jestem zboczonym połączeniem
artysty albo gejem. – powiedział Shane i nadal szedł. – Wybierz
jedno.
- Jesteś chodzącym społecznym schorzeniem. Nie muszę niczego
wybierać!
- Z pewnością, nie musisz wybierać mnie, - powiedział i posłał jej
szeroki uśmiech i palec w drodze do klasy. – Nie jestem
zainteresowany.
I wyobraził sobie, w swojej niewinności, że prawdopodobnie
będzie o tym słychać aż do końca szkoły.
Niedobrze.
###
Nie było śladu Moniki albo kogoś z jej oddziału, czającego się
dookoła Shane’a kiedy skończyły się zajęcia, co uważał za coś
dobrego. Michael poszedł na lekcje gitary, co robił prawie codziennie;
Shane, z drugiej strony zajmował się leniuchowaniem, raczej w
innych miejscach, niż w swoim domu, ale czasami tam. Dzisiaj,
pomyślał, że odprowadzi swoją siostrę Alyssę aż do drzwi frontowych
domu – ponieważ był dobrym bratem, przeważnie – a potem zobaczy
jakiego rodzaju kłopoty może znaleźć w jednym ze sklepów z grami
komputerowymi, raczej tą, która pozwoli mu grać za darmo tak długo
jak raz na jakiś czas zapłaci. Jego mama będzie narzekać, ponieważ
prawdopodobnie nie pojawi się na obiedzie; jego tata nie będzie się
tym za bardzo przejmował, bo jak przez większość wieczorów, będzie
pewnie napędzał stracha w barze nie przejmując się niczym za bardzo.
Alyssę przejmowała się, ale była teraz dużą dziewczynką i
musiała to po prostu przeboleć, drogę, którą Shane przechodził, całe to
gówno, które brało się z bycia mieszkańcem Morganville.
Marudził na zewnątrz sali gimnastycznej gimnazjum, póki jego
siostra nie wyszła – długonoga, smukła dziewczyna z twarzą, która
będzie piękna, kiedy wreszcie pozbędzie się dziecięcego tłuszczu.
Teraz wyglądała… słodko.
I na głęboko rozbawioną.
- Co? – Shane stał oparty o betonową ścianę. Osunęła się obok
niego i skrzyżowała ręce. Na polu trawy drużyna piłki nożnej
Morganville ćwiczyła aby wyglądać na brutalnych. Niezbyt
skutecznie.
- Ty. – powiedziała Alyssę i się roześmiał. Miała przyjemny
śmiech, kiedy nie był skierowany na niego. – Słyszałam, że utarłeś
dzisiaj nosa Monice.
- To ona zaczęła. – powiedział Shane. – Rzuciła się na mnie w
holu. Przypuszczam, że to też słyszałaś.
- Ściągnęła ci spodnie?
- Co? Nie! – jego uszy poczerwieniały. Nawet nie chciał
przeprowadzać tej rozmowy ze swoją dwunastoletnią siostrą. – To nie
było tak.
- Więc jak to było? Pocałowała cię?
Tak. – Coś w tym rodzaju.
- Z języczkiem?
- Zamknij się, Lyss.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire