Caine Rachel - Wampiry z Morganville 6 - [rozdz. 9] 1cz, nieposortowane

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
9.
Ojciec Shane'a odwrócił się w stronę elektrycznego błysku, który pojawił się nad ich głowami,
oślepiając na chwilę Claire. Szybko spojrzała na dr. Millsa, który wciąż oddychał, ale nie ruszał się.
Dobrze. Potrzebowała teraz całej swojej uwagi.
Frank Collins wyglądał tak samo jak ostatnim razem, gdy go widziała. Był chudy, a jego długie
siwiejące włosy otaczały mu twarz. Tylko teraz był bledszy. Przypominał człowieka, który miał
ciężkie życie i równie ciężką śmierć. Poza tym pojawiło się w nim coś, czego nie było wcześniej.
Jakiś cień. Szalony, straszny błysk powlekający jego oczy niczym srebrzysta błona. W pewien
posób przypominał teraz Olivera, który równiez był twardym zawodnikiem wzbudzającym strach,
ael w porównaniu ze starszym wampirem Collins nie działał racjonalnie. Nbył bardzo blisko. Claire
z calych sił starała sie uspokoić bicie serca.
-
Wiem, co mój syn w tobie widzi – powiedział Frank – Jesteś o wiele silniejsza niż można
sądzić po Twoim wyglądzie.
-
Dzięki – odpowiedziała – A teraz odpuść.
Jego śmiech odbijał się od kamieni, wywołując wrażenie, że otacza ją kilku rozbawionych
Collinsów.
-
Nie sądzę – powiedział – Nigdy tego do tej pory nie zrobiłem i nie zamierzam zrobić -
odetchnął – Chcę rozmawiać z synem.
-
Nigdy do tego nie dojdzie – powiedziała – On nie chce rozmawiać z Tobą.
Collins znów się roześmiał, ukazując więcej zębów oraz wysuwające się kły, w których
odbijało się przyćmione światło.
-
A myślisz, że chciałby by ubyło Ci trochę krwi, skarbie? To by go zabiło. Więc może bądź
grzeczniejsza.
Chciało jej się wymiotować na samą myśl, że on mógłby ją zabić.
-
On Cię zabije – powiedziała – Wiesz, że tak.
-
Pewnie spróbuje – wzruszył ramionami – ale nigdy nie skrzywdziłby ciebie. Znam mojego
chłopca na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie pozwoli, aby włos spadł Ci z głowy. Jesteś jego
słabością, Claire.
To była przerażająca prawda – Shane zrobi wszystko by ją ochronić. Pozwoli nawet by jego
ojciec zmienił go w wampira – o czym zapewne myślał Frank. Nie dopuści do tego. Nie ma mowy.
Claire powoli postawiła swoją torbę na podłodze, wciąż zastanawiając się co mogła zrobić w tej
sytuacji. Niestety niewiele. Frank Collins został przemieniony przez Bishopa, więc nie był chory
tylko naturalnie szalony, nie miała zatem szans na uleczenie go. Jej plecak... Claire pozwoliła by
ześlizgiwał się po jej ramionach. Miała nadzieję, że Frank pomyśli, iż szykuje się do ucieczki.
Wiedziała, że na to akurat nie ma najmniejszej szansy. Poza tym on miałby niezłą zabawę polując
na nią. Gdy plecak zsunął się do zagłębienia łokcia, chwyciła za przedni zamek. Grawitacja
2
pomogła jej go rozsunąć. "O kurczę" pomyślała. Kołków nie było w przedniej kieszeni. Przecież
włożyła je tam razem z książkami. Ale teraz nie było tam niczego poza spinaczami do kartek,
latarki i połowy batona czekoladowego, a raczej nie przekupi wampira czekoladą.
-
Spokojnie – powiedział ojciec Shane'a – Puszczę Cię.
To brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe i Claire zaczęła powoli się cofać.
-
Dzięki – powiedziała i chwyciła Dr. Millsa, by zaciągnąć go do portalu.
-
Nie powiedziałem, że on też może iść – powiedział Frank z szaleństwem w głosie –
Zostawiam sobie maleńki bonus za to, że jestem taki ugodowy.
Claire usłyszała jak jej serce przyspiesza pomimo uspokajających tabletek, które dostała od
Hannhy. Wszystko jakby zwolniło. Nie miała czasu do namysłu. Z całej siły chwyciła plecak dwoma
rękami i zakręciła nim szybko, jak przy pchnięciu kulą. W środku było dużo książek i innych rzeczy,
których ciężaru nawet wampiry nie mogły zignorować, zwłaszcza, gdy obrywały takim pakunkiem z
całej siły. Frank upadł. Claire chwyciła dr. Millsa za ramię i zaciągnęła w miejsce, gdzie stała Ada.
Migoczące światło zbliżało się, gdy usłyszała z głośnika telefonu:
-
Zostaw człowieka! Bierz torby!
-
Ugryź mnie – Claire ułożyła dr. Millsa w pozycji siedzącej i popchnęła go prosto do portalu.
Cios torbą nagle odrzucił ją w tył i zobaczyła bladą dłoń Collinsa zaciskającą się na jej
przegubie. Spojrzała w górę prosto w jego przerażajacą twarz i skrzące się srebrem oczy.
Krzyknęła. Nie miała szans by się wyrwać, był zbyt silny. Zmusił ją by klęknęła na podłodze.
Pociągnął za uchwyt jej plecaka i rozerwał rozsypując zawartość dookoła. "Advanced Particle
Physics" wylądowała w ciemności tuż obok "Fundamentals of Matrix Computations". Odnalazły się
także dwa drewniane kołki, które spróbowała chwycić w desperacji. Ale nim ich dotknęła Frank
przygwoździł je do podłogi butem. Gdy spojrzała na jego twarz była przygotowana na wszystko
oprócz przebiegających po niej fal prawdziwego cierpienia.
-
Chryste – wyszeptał – Co ja do cholery robię? Miałem zawsze przy sobie kilka takich od
kiedy zacząłem na nie polować. Kiedy przestałem być myśliwym?
Wiedziała czym jest ten ból i nagle zrozumiałą dlaczego tak go dręczy.
-
Jesteś myśliwym – powiedziała. Jej serce biło tak mocno jakby chciało wyrwać się z piersi. -
To właśnie robią wampiry – polują na ludzi.
Potrząsnął głową i spojrzał na nią. Wyglądał prawie normalnie, jeśli oczywiście kiedykolwiek
można było tak powiedzieć o ojcu Shane'a.
-
Walczyłem z wampirami bardzo długo – powiedział – Nawet zabiłem kilka, wiesz?
Wiedziała. On i Shane prawie zostali straceni za zabicie Brandona, chociaż Shane nie miał z
tym nic wspólnego. Spojrzała w dół na kołki wystające spod jego olbrzymich, wytartych butów.
-
Nigdy nie wahaj się, jeśli chcesz użyć takiej broni – powiedział i spojrzał jej w oczy – Wiesz
dlaczego?
3
Bała się zapytać.
-
Ponieważ, jeśli nie zabijesz od razu to tylko rozłościsz – powiedział – Myślisz, że możesz
zabić mnie czymś takim?
Z trudem przełknęła – Jasne, ale pewnie nie dasz mi spróbować?
-
Prawda jest taka, że jedyne czego się zawsze bałem tak naprawdę to stać sie tym czymś.
Shane mówił Ci? - przytaknęła – Przykro mi, że musiał na to patrzeć. Przykro mi, że ostatnie lata
jego życia zmieniłem w piekło. Rozumiesz?
Kiwnęła głową.
-
Powiedz Shane'owi, że go kocham – powiedział – Zawsze go kochałem, tylko nie umiałem
mu tego okazać. Ale to nie była jego wina. Cieszę się, że ma Ciebie. Zasługuje na szczęście.
I nagle schylił się i podniósł kołki. Claire otworzyła usta, ale głos uwiązł jej w gardle. Nie zranił
jej.
-
Idź do domu – powiedział – Pożegnaj mojego syna ode mnie. Chciałbym go jeszcze
zobaczyć, ale masz rację – to nie jest najlepszy pomysł.
Odwrócił się w ciemności z kołkami w dłoni.
-
Powinieneś wiedzieć, że on też Cię kocha. Nic nie może na to poradzić.
Jej głos odbijał się echem od kamieni. Nie wiedziała dlaczego to powiedziała, ale była pewna
jednego – że nigdy go już nie zobaczy. Wydawało się, że Frank zawahał się, ale nagle ruszył dalej
powłócząc nogami, aż zniknął jej z oczu. Gdy to się stało, Claire chwyciła torbę, wstała i ruszyła w
stronę portalu.
Gdy go przekroczyła, potknęła się o ciało dr. Millsa wpadając prosto w ramiona Olivera.
Spojrzał na nią zdegustowany i puścił. Upadła na pośladki prosto na pluszowy dywan Amelie.
********
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire