Cathy Williams - Pokochać cień, Ebook
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CATHY WILLIAMS
Pokochać cień
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Będziesz miała kłopoty!
Drobna blondyneczka odciągnęła Sammy na bok
i dodała konspiracyjnym szeptem:
- Pomyślałam, że powinnam cię ostrzec.
- Co masz na myśli, Florrie? - zapytała Sammy,
zniżając głos i równocześnie dziwiąc się sobie, że
wpada w tę samą spiskową manierę. Zaczęła mówić
normalnym tonem. - Przecież dopiero przyszłam, za
wcześnie jeszcze na jakieś kłopoty. A poza tym
- spojrzała na zegarek -jestem punktualnie. Zechciej
mi więc wyjaśnić...
Patrzyła ze sceptyczną rezerwą na podnieconą przyja
ciółkę i postanowiła nie uciekać się do nacisków, aby
wydobyć z niej jakieś sensowne zdania. Doświadczenie
nauczyło ją, że Florrie miewa trudności z zebraniem
myśli i przedstawieniem ich w spoistej i logicznej formie.
- Chodzi o artykuł, który napisałaś.
Florrie nadal mówiła szeptem, chociaż w szatni
prócz nich dwóch nie było nikogo.
Sammy zdjęła gruby beżowy płaszcz i rozejrzała się
za wolnym wieszakiem. W końcu, nie widząc wolnego
miejsca, powiesiła płaszcz na czyjejś kurtce.
Bardziej z przyzwyczajenia niż z próżności zerknęła
w lustro, aby upewnić się, czy na twarzy wszystko jest
w porządku.
Wciąż czuła płomień wstydu na myśl o tamtym
dniu sprzed dwóch miesięcy, gdy przyszła do tej małej
ruchliwej redakcji z dwiema ohydnymi plamami smaru
od roweru - na brwi i na policzku.
Twarz, którą teraz ujrzała w lustrze, była na szczęście
czysta i prawie zupełnie pozbawiona makijażu. Duże
brązowe oczy, zdaniem Sammy, największa ozdoba
jej dość nieokreślonego oblicza, spoglądały pytająco
na przyjaciółkę.
- Czyżbyś nie chciała wiedzieć, do czego zmierzam?
- zapytała Florrie, a podniecenie w jej głosie wzrosło
o stopień.
Sammy uśmiechnęła się.
- Ha! Śmiejesz się, ale przestaniesz się śmiać, kiedy
usłyszysz wszystko do końca - skomentowała chmurnie
przyjaciółka.
- O wszystkim mi powiesz w drodze do biurka.
Wzięła swoją dużą skórzaną torbę z mnóstwem
przegródek i skierowała się ku drzwiom. Florrie
udała się jej śladem. Lecz myśli Sammy pomknęły
już w kierunku zaplanowanych na dzisiaj zajęć.
Artykuł o przestępczości w niewielkim mieście
Padley musiał być ukończony, ponadto czekał pilny
wywiad na popołudnie: cotygodniowa powiastka
w stylu „ciepłe kluchy", którą musiała ugniatać bez
upragnionej szczypty dziennikarskiej bezpardonowej
wnikliwości.
Chwaliła sobie pracę młodszego reportera w miej
scowej gazecie, lecz przyznawała w duchu, że z roz
winięciem skrzydeł byłyby kłopoty, nawet gdyby szef
zatrudnił w jej dziale bardziej interesujących pracow
ników.
Nim otworzyła drzwi prowadzące z wąskiego
korytarza do głównego redakcyjnego pomieszczenia,
poczuła dłoń Florrie zaciskającą się na jej przegubie.
- Mówiłam poważnie, Sams.
Oczy Florrie, o barwie czystego błękitu, teraz były
zachmurzone strapieniem. Nerwowo zagryzała wargę.
Sammy przelękła się, że lada chwila jej przyjaciółka
wybuchnie płaczem. Miała szczerą nadzieję, że do
tego nie dojdzie. Bardzo lubiła Florrie, ale nie czuła
się na siłach sprostać potokowi jej łez.
Spoglądała na nią z uwagą i niepokojem.
- W takim razie powiedz mi o wszystkim - powie
działa z ręką na klamce. - O co właściwie chodzi?
Cokolwiek uczyniłam, nie może być to aż tak złe,
żebym musiała się obawiać.
- Czy pamiętasz ten artykuł, który przepisywałam
ci dwa tygodnie temu?
Sammy zmarszczyła brwi i przytaknęła ruchem
głowy. Nie mając daru słowa pisanego, Florrie pełniła
rolę sekretarki. Przepisała jednak w ostatnim okresie
więcej niż jeden jej artykuł.
- Który? - zapytała cierpliwie.
- Pamiętasz - Florrie wyraźnie przyśpieszyła
- wręczyłaś mi go na chwilę przed wyjściem. Byłaś
wówczas ubrana w fantastyczne czerwone ciuchy...
- Mniejsza o ciuchy - przerwała Sammy, świadoma
długości i zawiłości zapowiadającej się dygresji. - Który
artykuł?
- Dotyczący Romana Ferrersa, tego magnata
finansowego, właściciela Thurston Manor,
- Więc to o niego chodzi...
W głosie Sammy dało się wyczuć coś twardego.
Pamiętała wszystko z największą dokładnością. Jej
szef założył niemal weto, utrzymując, że artykuł jest
zbyt chlaszczący, lecz ona mimo wszystko zdołała
wydobyć z niego pozwolenie na druk. Przedtem, ma
się rozumieć, zwrócili się do radcy prawnego.
Czerpała z pisania tego artykułu dużo satysfakcji.
Roman Ferrers był nowym w okolicy. Niedawno
wykupił Thurston Manor, podupadający majątek
ziemski, leżący w odległości trzydziestu kilometrów
od Padley, i właśnie urządzał się w swojej samotni.
Sammy kreśliła portret krezusa z wielką gorliwością,
dopiero później przyznając, że całość wyszła odrobi-
nę zbyt złośliwa. Nie znosiła tego typu nadzianych
forsą playboyów, którzy wykupują wiejskie posiadło
ści, by odwiedzać je jedynie raz w roku, playboyów
niezmiennie ślepych na ich żywą wartość historyczną.
Chodziły ponadto słuchy, że chciał zmienić posiadłość
w rodzaj zwykłego hotelu. Niby najbanalniejszy pomysł,
ale słysząc o nim czuła, że krew ścina się w jej żyłach.
Hotel! Baseny w miejsce drzew, zwariowane pola
golfowe i prawdopodobnie obrzydliwa dyskoteka
z potwornymi zespołami co weekend.
- I cóż z nim? - zapytała próbując odzyskać
równowagę.
- A więc - Florrie nie potrafiła ukryć w swym
gorączkowym szepcie nutki uciechy z racji zapowia
dającego się skandalu - on jest tutaj!
Sammy zabrakło nagle słów. Artykuł był uszczypliwy,
lecz napisany ze sporą dozą obiektywizmu. Bez
potwierdzenia prawdziwych zamiarów Ferrersa nie
mogła poruszyć tematu hotelowego kompleksu, ale
jej zaprawioną zjadliwością niechęć można było
wyczytać pomiędzy wierszami.
- Co on tutaj robi? - zapytała marszcząc czoło.
- Skąd ja mam wiedzieć? Nie zapominaj, że jestem
tylko sekretarką. - Florrie uśmiechnęła się szeroko.
- Facet jest wspaniały - dodała z rozmarzeniem.
- W rodzaju tych, dla których można całkiem stracić
głowę, ale którzy nawet przez milion lat, patrząc na
ciebie, nie zauważą cię.
- Masz rację, nie zauważą cię, bo jesteś dla nich za
dobra.
Powiedziawszy to Sammy otworzyła drzwi i z miejsca
natknęła się na ukradkowe, płochliwe spojrzenia
kolegów. Ledwie pohamowała się, by nie wykrzyknąć
na całą salę, że Roman Ferrers jest tylko człowiekiem.
Dlaczego zatem zachowują się tak, jak gdyby wybuchła
trzecia wojna światowa?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]