Cassandra Clare- Dary Anioła 4- Miasto Upadłych Aniołów cz. 2,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dokonać, mam nadzieję, że obmylilicie bardzo sprytny plan. - W głosie Raphaela rozbawienie mieszało się z pogardš. - Camille jest przebiegła, nawet jak na nasz gatunek, a my jestemy naprawdę przebiegli.Mamy plan - oznajmił Luke. - Jest w nim rola dla Chodzšcego za Dnia. Simona Lewisa.Raphael się skrzywił.Nie lubię go. Wolałbym nie być częciš planu, który opiera się na jego udziale.Wielka szkoda - skwitował Luke.***Głupio, że nie wzięłam parasolki, pomylała Clary. Zanim dotarła do baru Alto przy Lorimer Street, słaba mżawka, którš matka zapowiedziała rano, przeszła w ulewny deszcz. Clary przecisnęła się przez tłumek palaczy stojšcych na chodniku i z wdzięcznociš zanurzyła się w suchym cieple baru.Zespół Millenijne Szarpie już był na scenie. Chłopcy znęcali się nad instrumentami, Kyle mruczał seksownie do mikrofonu. Clary poczuła satysfakcję. Głównie dzięki niej w ogóle przyjęli go do kapeli, a on najwyraniej dobrze się spisywał, tak że byli z niego prawie dumni.Rozejrzała się po sali w nadziei, że zobaczy Maię albo Isabelle. Wiedziała, że nie będzie ich obu, ponieważ Simon pilnował się, żeby nie zapraszać jednej i drugiej na ten sam koncert. Jej wzrok padł na smukłš postać o czarnych włosach. Ruszyła w jej stronę, ale zatrzymała się w pół drogi. To nie była Isabelle, tylko znacznie starsza kobieta o oczach podkrelonych czarnš kredkš. Miała na sobie tradycyjny kostium i czytała gazetę, wyranie obojętna na muzykę.- Clary! Tutaj!Obejrzała się i zobaczyła prawdziwš Isabelle, przy stoliku blisko sceny. Nocna Łowczyni miała na sobie srebrnš suknię, która janiała jak latarnia morska. Clary podeszła do stolika i opadła na krzesło naprzeciwko niej.- Widzę, że złapał cię deszcz - zauważyła Izzy.Clary ze smętnym umiechem odgarnęła mokre włosy z twarzy.Zakładasz się z matkš naturš, przegrywasz. Isabelle uniosła ciemne brwi.Mylałam, że dzisiaj nie przyjdziesz. Simon mówił, że masz jakie weselne sprawy do załatwienia. - Clary już się zorientowała, że na Isabelle nie robiš wrażenia żadne luby i inne tego rodzaju otoczki romantycznej miłoci.Moja mama nie czuje się dobrze - wyjaniła. - Postanowiła zmienić plany.To była prawda, do pewnego stopnia. Kiedy wróciły do domu ze szpitala, Jocelyn zamknęła się w swoim pokoju. Clary, bezradna i sfrustrowana, usłyszała cichy płacz przez drzwi, ale matka nie wpuciła jej ani nie chciała z niš rozmawiać. W końcu wrócił Luke i Clary z ulgš zostawiła mu opiekę nad Jocelyn, a sama ruszyła do miasta i póniej na występ Simona. Zawsze starała się przychodzić na jego koncerty, jeli mogła, a poza tym rozmowa z nim mogła poprawić jej samopoczucie.Hm. - Isabelle dalej nie pytała. Jej niemal całkowity brak zainteresowania problemami innych ludzi czasami bywał dobrš rzeczš. - Cóż, Simon na pewno się ucieszy, że przyszła.Clary spojrzała na scenę.Jak im idzie?Dobrze. - Isabelle w zamyleniu żuła słomkę. - Ten nowy wokalista jest niezły. Ma kogo? Chętnie przegoniłabym go po miecie jak złego, bardzo złego kucyka...Isabelle!Co? - Izzy spojrzała na niš i wzruszyła ramionami. - Och, nieważne. Simon i ja nie mamy wyłšcznoci na siebie. Już ci mówiłam.Simon rzeczywicie nie mógł nic zarzucić swojej dziewczynie w tej konkretnej sytuacji, pomylała Clary. Ale nadal był jej przyjacielem. Już miała stanšć w jego obronie, kiedy znowu spojrzała na scenę... i jej wzrok przycišgnęła znajoma postać wyłaniajšca się z zaplecza. Rozpoznałaby go wszędzie, zawsze, w najciemniejszym pokoju i najmniej oczekiwanej chwili.Jace. Ubrany jak Przyziemny, w dżinsy i obcisły czarny T-shirt, pod którym wyranie rysowały się smukłe mięnie ramion i pleców. Jasne włosy lniły w wiatłach sceny. Kiedy szedł przez salę, towarzyszyły mu ukradkowe spojrzenia. Jace doszedł do ciany i oparł się o niš, intensywnie wpatrujšc się w drzwi wejciowe. Clary zaczęło dudnić serce. Miała wrażenie, że minęły wieki, odkšd go ostatnio widziała, choć minšł: zaledwie58jeden dzień. Mimo to, już patrzyła na niego jak na kogo obcego. I co on w ogóle tutaj robił? Przecież nie lubił Simona! Do tej pory nie przyszedł na żaden jego występ.- Clary! - wykrzyknęła Isabelle z pretensjš w głosie.Clary odwróciła się i zobaczyła, że niechcšcy tršciła szklankę i woda oblała srebrnš suknię Izzy.Przepraszam - bšknęła. Isabelle machnęła rękami.Id sobie.Clary wstała i poprawiła swojš sukienkę. Gdyby wiedziała, że Jace tu będzie, włożyłaby co innego niż czerwone rajstopy, wysokie buty i wciekle różowš kieckę od Betsey Johnson, którš znalazła w zapasowej szafie Luke'a. Kiedy uznałaby, że zielone guziki w kształcie kwiatów biegnšce przez cały przód sš odlotowe i bajeranckie, ale teraz po prostu poczuła się mniej stylowa i wyrafinowana niż Isabelle.Ruszyła przez parkiet, pełen tańczšcych i osób, które tylko stały, piły piwo i kołysały się w takt muzyki. Od razu przypomniał się jej pierwszy raz, kiedy zobaczyła Jace'ego. Wypatrzyła go w klubie, po drugiej stronie sali. Zwróciła uwagę na jego jasne włosy i aroganckš postawę. Pomylała wtedy, że jest piękny, ale nie w sposób, który robiłby na niej wrażenie. Nie należał do chłopców, z którymi mogłaby się umawiać. Był jak z innego wiata.Nie zauważył jej teraz, dopóki nie stanęła tuż przed nim. Z bliska zobaczyła, że jest zmęczony, jakby nie spał od wielu dni. Twarz miał cišgniętš z wyczerpania, koci wyraniej rysowały się pod skórš. Opierał się o cianę, palce trzymał zatknięte za pasek dżinsów, oczy były czujne.- Jace.Drgnšł i spojrzał na niš. Na chwilę jego oczy pojaniały, jak zawsze na jej widok, a ona poczuła, że w jej sercu ronie szalona nadzieja.Blask w oczach Jace'ego prawie natychmiast zgasł, z twarzy zniknęły resztki koloru. - Mylałem... Simon mówił, że nie przyjdziesz.Clary ogarnęły mdłoci i musiała oprzeć się rękš o cianę.Więc przyszedłe tylko dlatego, że mylałe, że mnie tu nie będzie? Pokręcił głowš. -Ja...Zamierzałe jeszcze kiedy ze mnš porozmawiać? - Clary przyłapała się na tym, że podnosi głos. Opanowała się z wielkim trudem. Dłonie trzymała zacinięte po bokach, paznokcie wbijały się w skórę. - Jeli chcesz zerwać, możesz mi to powiedzieć wprost, a nie unikać kontaktu i skazywać mnie na domysły.Dlaczego, do diabła, wcišż wszyscy mnie pytajš, czy zamierzam z tobš zerwać? Najpierw Simon, teraz...Rozmawiałe o nas z Simonem? - Clary potrzšsnęła głowš. - A dlaczego nie ze mnš?Bo nie mogę z tobš rozmawiać - odparł Jace. - Nie mogę być z tobš, nie mogę nawet na ciebie patrzeć. Clary głono nabrała tchu. Odniosła wrażenie, że powietrze smakuje jak kwas z baterii. -Co?Najwyraniej Jace uwiadomił sobie, co powiedział, bo umilkł, wyranie skonsternowany. Przez chwilę tylko patrzyli na siebie. Potem Clary odwróciła się i pobiegła przez salę, rozpychajšc się łokciami, lepa na wszystko. Chciała jedynie jak najszybciej dotrzeć do drzwi.***A teraz zapiewamy nowš piosenkę - ryknšł Erie do mikrofonu. - Włanie jš napisalimy. Dla mojej dziewczyny. Chodzimy ze sobš od trzech tygodni i, cholera, nasza miłoć jest prawdziwa. Będziemy razem na zawsze, dziecino. Piosenka ma tytuł Bębnię w ciebie jak w bęben".Jego słowa spotkały się ze miechem i aplauzem publicznoci, choć Simon nie był pewien, czy Erie zdaje sobie sprawę, że ludzie potraktowali jego przydługie wprowadzenie jako żart. Jego kolega za każdym razem zakochiwał się w dziewczynie, z którš zaczynał chodzić, i dla każdej pisał niewłaciwš piosenkę. Normalnie, Simona by to nie obchodziło, ale teraz miał nadzieję, że zejdš ze sceny po poprzednim numerze. Czuł się coraz gorzej: kręciło mu się w głowie, był lepki od potu, w ustach miał metaliczny smak starej krwi.Muzyka atakowała go zewszšd, jakby kto wbijał mu gwodzie w bębenki. Jego palce lizgały się na strunach. Zauważył pytajšce spojrzenie Barka. Próbował się skoncentrować, ale było tak, jakby starał się uruchomić samochód z rozładowanym akumulatorem. W jego głowie rozbrzmiewał głuchy zgrzyt, lecz silnik nie zapalał.Popatrzył w stronę baru, szukajšc wzrokiem Isabelle - choć nie był pewien, dlaczego akurat jej - ale widział tylko morze zwróconych ku scenie białych twarzy. Przypomniała mu się pierwsza noc w hotelu Dumort i oblicza wpatrzonych w niego wampirów, które wyglšdały jak białe papierowe kwiaty rozwijajšce się w ciemnoci. Poczuł silne, bolesne skurcze i mdłoci. Zachwiał się do tyłu, ręce zsunęły mu się z gryfu. Ziemia pod stopami zafalowała. Pozostali członkowie zespołu, pochłonięci muzykš, niczego nie zauważyli. Simon zerwał pasek gitary z ramienia, przepchnšł się obok Matta do kurtyny na tyłach sceny i zanurkował za niš w samš porę, żeby pać na kolana i zwymiotować.Ale jego żołšdek był pusty jak wyschnięta studnia. Simon wstał i oparł się o cianę, przyciskajšc lodowate dłonie do policzków. Już od wielu tygodniu nie odczuwał zimna ani goršca, teraz jednak wydawało mu się, że ma goršczkę. Przestraszył się. Co się z nim dzieje?Przypomniał sobie słowa Jace'ego. Jeste wampirem. Krew nie jest dla ciebie pokarmem. Krew to... krew". Czy to wszystko dlatego, że nie jadł? Ale nie czuł się głodny ani nawet spragniony, tylko chory, jakby umierał. Może został otruty? Może Znak Kaina przed czym takim go nie chronił?Ruszył wolno w stronę drzwi pożarowych, które wychodziły na tyły klubu. Może zimne powietrze rozjani mu w głowie. Może to tylko wyczerpanie i nerwy.Simon?Cichy głos tuż obok niego, jak ćwierkanie ptaka. Obejrzał się i zobaczył Maureen. Z bliska wyglšdała na jeszcze drobniejszš: koci jak u ptaka, dużo jasnych włosów wymykajšcych się spod robionej na drutach59różowej czapki i opadajšcych kaskadš na ramiona. Na przedramionach miała ocieplacze w tęczowe paski, a do tego biały T-shirt z krótkimi rękawami i nadr...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]