Carroll Jaye - XXL(1), PDF, marzec

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JAYE CARROL
XXL
Rozdział 1
Nie lubię nocnych klubów. Nie lubię przesiadywać sama przy
stoliku przez pół nocy, podczas gdy moje przyjaciółki stale ktoś prosi
do tańca. I wprost nienawidzę, kiedy któraś z nich uważa, że
wyświadcza mi przysługę, gdy grzecznie odmawia, mówiąc:
- PoproÅ› Susan.
Susan to ja. Susan Perry. Zawsze proszą mnie na końcu, i to
dopiero wtedy, gdy sytuacja staje się niezręczna.
Czasem moje przyjaciółki zachowują się jak najgorsze zołzy,
nawet kiedy tego nie chcą. Zwłaszcza kiedy tego nie chcą.
Dlatego nie lubię chodzić do klubów. Tyle że czasem nie mam
wyboru. Tym razem były urodziny Laury. Skończyła dwadzieścia dwa
lata i chciała pójść do Frodo's przy Leeson Street, ponieważ był to
pierwszy nocny klub, do jakiego kiedyś trafiła. Z okazji pierwszego
zaręczynowego przyjęcia Sharon. Sharon jest kuzynką Laury, starszą
od niej o cztery lata. Laura miała wtedy zaledwie szesnaście lat i nie
rozumiem, dlaczego bramkarze w ogóle ją wpuścili...
Tamtego wieczoru Laurze z przejęcia kręciło siew głowie, ale
jednocześnie starała się zachowywać tak, jakby pójście do klubu nie
robiło na niej żadnego wrażenia. Siedziała z nami przy małym stoliku
z kieliszkiem białego wina w ręku i robiła słodkie oczy do faceta po
drugiej stronie parkietu. Słodkie oczy! Też coś! W tamtych czasach
nie miała jeszcze o niczym pojęcia, ale mimo to udało jej się
zainteresować tego gościa.
Podszedł do baru i oparł się o ladę, udając, że na nią nie patrzy.
Laura jednym łykiem wychyliła wino i powiedziała do mnie:
- Przyniosę sobie coś do picia. Kiwnęłam głową.
- Jasne. Dla mnie pernod z ciemnym piwem.
- Ale ja nie wracam tak zaraz...
- Lauro, ten facet mógłby być twoim ojcem. Ma co najmniej
trzydzieści parę lat.
Westchnęła i zacmokała jak grzeczna dziewczynka.
- Chcę z nim tylko porozmawiać, Susan. Fajnie wygląda.
- Rzeczywiście nieźle - stwierdziłam z uśmiechem. - Tylko
nie zapominaj, kim jesteÅ›.
- Co?
- Pamiętaj, kim jesteś, a nie kogo udajesz. Ani za kogo on cię
bierze.
Nadal nie rozumiała. Postarałam się wyrazić jaśniej.
- Nie rzucaj się na niego z łapami. Laura wstała.
- Dzięki za radę, Matko Tereso.
Odwróciła się i wężowym ruchem prześlizgnęła się do
Tajemniczego i Przystojnego Nieznajomego. Muszę przyznać, że
zrobiło to na mnie pewne wrażenie. Musiała wcześniej ćwiczyć te
wężowe ruchy przed lustrem. Oczywiście, byłam zazdrosna o to, że
jest taka pewna siebie. W dodatku od tamtego czasu zrobiła duże
postępy. Dziś Laura potrafi poruszać się seksownie, zachwycająco
chichotać i drżeć z podniecenia w sposób, jakiemu większość
mężczyzn nie może się oprzeć.
Wylądowała wtedy z tym facetem na parkiecie, prawie do niego
przyklejona. Następnego dnia w szkole miała o czym opowiadać
koleżankom.
Szesnastoletnia dziewczyna udajÄ…ca dwudziestolatkÄ™... Jeszcze
dziś, kiedy o tym myślę, dostaję gęsiej skórki. Ale takie jest właśnie
moje życie: przyjaciółki podrywają oszałamiających facetów, a mnie
zostaje gęsia skórka...
Ale nie o tym chciałam mówić. Poszłyśmy do Frodo's i „świetnie
się bawiłyśmy", obchodząc dwudzieste drugie urodziny Laury. Samo
miejsce niewiele różniło się od tego sprzed sześciu lat, choć w tym
czasie właściciele, nazwa i wystrój zmieniały się z osiem razy. W
końcu wróciła stara nazwa - Frodo's. Pewnie nowy właściciel
uważał, że jest super albo coś w tym rodzaju. A może po prostu miał
dobrą pamięć i brakowało mu pomysłu.
Tego wieczoru było nas pięć: ja, Laura, Sharon, Jackie i Wendy.
Jackie i Wendy były przyjaciółkami Sharon z pracy, a z Sharon
przyjaźniłam się jeszcze w szkole. Laura, jak już mówiłam, była
kuzynką Sharon. Sharon zajmowała się nią, gdy były dziećmi, czy coś
takiego. Z pewnością lubiły się bardziej niż jakiekolwiek znane mi
kuzynki. Zaprosiłam też Barbarę, moją koleżankę z pracy, ale tylko na
mnie spojrzała, unosząc jedną brew.
- Frodo's? To nora.
Miała rację. Frodo's to takie miejsce, gdzie nie da się nosić
sandałów, żeby przypadkiem czymś się nie zarazić.
Była środa, to znaczy „do jedenastej dla pań wstęp wolny". W
rezultacie byłyśmy chyba jedynymi samotnymi kobietami. Reszta
klienteli składała się głównie z dwudziestoparoletnich facetów z
jednego z pobliskich banków. Dużo pili i głośno się śmiali. Dawali do
zrozumienia, że mają kasę i że przyszli na podryw.
Na ogół nie bywam celem podrywu. Ponad metr osiemdziesiąt
wzrostu jest zaletą, gdy się jest modelką, która waży czterdzieści dwa
kilo i odznacza się brakiem bioder i małym biustem, lub
wielkopiersiastą Walkirią z bujnymi, platynowymi włosami; na nic się
jednak nie przydaje, gdy człowiek z trudem mieści się w rozmiarze
szesnaście i ma fryzurę, jakby stale jechał samochodem z otwartym
oknem.
No dobrze, może jestem dla siebie niesprawiedliwa. Aż tak źle
nie jest, choć nie mam, niestety, szczupłej, seksownej, kociej figury.
Chyba że kogoś podnieca kot Garfield.
Didżej z Frodo's był jednym z tych trzydziestopięcioletnich
facetów, którzy wyglądają, jakby mieszkali w eleganckim
apartamencie z meblami z białej skóry, chromu i z ozdobami z czegoś,
co udaje heban przedstawiającymi nagie kobiety; mój kumpel
Anthony nazywa je „pornoozdobami". Tacy goście mają duże
kolekcje winylowych płyt, żadnych CD i twierdzą, że słyszą różnicę w
brzmieniu:
„Wiesz, człowieku, CD mają plastykowy dźwięk. Wszystko
cyfrowe".
Ich ulubione zespoły to: Supertramp, Eagles i Yes. Wciąż nie
mogą uwierzyć, że Roger Waters nie gra już z Pink Floyd.
Ten facet miał białe dżinsy, fantastyczną hawajską koszulę -
taką, jakie noszą aktorzy grający producentów filmowych w Beverly
Hills 90210 - rzadkie włosy, uczesane w koński ogon, białe zęby,
małe okrągłe okularki, jeden kolczyk, owłosione ręce... Typowy. Ale
miał też system dolby.
Przyglądając się moim koleżankom na parkiecie, zaczęłam sobie
wyobrażać, że didżej spogląda w moją stronę.
Mówię „wyobrażać", bo nieraz dałam się nabrać, myśląc, że facet
jest mną zainteresowany. Co nie znaczy, że nigdy z nikim nie
chodziłam, ale na ogół podrywali mnie ci mniej ciekawi. Jeśli byłam
gdzieś z Sharon lub Laurą i dwóch facetów zaczynało z nami
rozmowę, to zawsze ją podrywał przystojniak, a mnie zostawał jego
chudy kolega w grubych okularach i koszuli za dużej o trzy numery,
który gapił się na mnie z nieśmiałą nadzieją, że może uda mu się
stracić ze mną dziewictwo.
Przystojniak przeważnie wychodził z moją przyjaciółką, a ja
skazana byłam na towarzystwo gówniarza. Zawsze się zastanawiałam,
czy oni też się tak na to zapatrywali.
„Słuchaj, Keith - ten gorszy przeważnie miał na imię Keith albo
Owen, albo coś typowo irlandzkiego - co myślisz o tych tam?
Wydaje mi się, że ta wielka gruba zwróciła na ciebie uwagę. -
Porozumiewawczy kuksaniec. - W końcu jak używasz pogrzebacza,
to nie musisz się przyglądać całemu kominkowi, nie?"
Zignorowałam zatem didżeja, ale na wszelki wypadek wciąż mu
się przyglądałam. Okazało się, że miałam rację, on też od czasu do
czasu rzucał na mnie okiem, a raz nawet puścił do mnie oko.
No, ale nie byłam aż tak zdesperowana, żeby rzucać się na kogoś,
kto ledwo zwrócił na mnie uwagę. Musiałby być jeszcze bogaty.
Po mniej więcej piętnastu minutach sytuacja stała się krytyczna,
bo mój pęcherz domagał się opróżnienia.
Wbrew temu, co sÄ…dzÄ… faceci, kobiety sÄ… w stanie samodzielnie
pójść do ubikacji. Może nie potrafimy sikać na stojąco, ale dajemy
sobie radę za pomocą jednej pary rąk. I całe szczęście, bo gdyby
trzeba było do tego dwóch osób...
Pójście do toalety „dla Pań", która we Frodo's nazywała się
„Panienki" (ubikację dla mężczyzn nazwano dowcipnie „Typki")
wymuszało przejście obok didżeja. To nie był wielki problem, bo
mogłam przemknąć się szybko, gdy szukał w skrzynce kolejnej
piosenki Madonny z lat osiemdziesiątych. Problem stanowiło to, że
Laura, Sharon, Wendy i Jackie wciąż tańczyły. Ponieważ pilnowałam
ich torebek, nie mogłam tak po prostu odejść od stolika.
Usiłowałam zwrócić uwagę Laury, ale wyraźnie dobrze się bawiła
i udawała, że mnie nie widzi. Sharon w ogóle nigdzie nie było, a
Wendy pozwoliła jednemu z bankierów odczytywać swoje ciało
brajlem. Najbliżej znajdowała się Jackie.
- Jackie! - zawołałam.
Nie słyszała. Wpatrywała się w jakiegoś głupka, którego oczy
połączone były niewidzialnymi nitkami z jej piersiami.
Miałam zamiar podejść i klepnąć ją w ramię, kiedy zauważyłam,
że w pobliżu stoi grupka ludzi, którzy chciwie wpatrują się w nasz
stolik. Wiedziałam, że jeśli odejdę choć na sekundę, natychmiast
rzucą się na niego jak sępy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright © 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzÄ… kobiet.
    Design: Solitaire