Carr Robyn - Dla Ciebie, Henrieta 3, Dla ciebie mamo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Robyn Carr
Powrót
do przeszłoŚci
Rozdział 1
John przejeŜdŜał regularnie koło domu Jess Wainscott i za kaŜdym
razem mimo woli przypominał sobie jej córkę Leigh. Minęło juŜ prawie
pięć lat, a on wciąŜ na nią czekał, choć był na siebie wściekły i za
wszelką cenę usiłował wyrzucić ją z pamięci.
Tego dnia był tutaj nie przypadkiem. Jess zadzwoniła i stwierdziła, Ŝe
ma dla niego zlecenie. John prowadził własne przedsiębiorstwo w
Durango – „Usługi budowlane i ogrodnicze, McElroy” – które
wykonywało remonty, konserwacje, prace z dziedziny architektury
przestrzennej i ogrodnictwa. Jess chciała zasięgnąć u niego rady, czy
teraz, to znaczy na początku marca, nie jest za wcześnie na posadzenie
śliwy. Choć przedsiębiorstwo Johna rozwijało się pomyślnie, on sam
wciąŜ traktował siebie jako magika do wszystkiego. Mógł nie tylko
dostarczyć sadzonkę śliwy, ale takŜe wymienić kurek w zlewie, przykleić
tapety, zainstalować prysznic, wycementować patio. Albo mógł zlecić
wykonanie tych robót któremuś ze swoich pracowników.
– Nie, nie jest za wcześnie – odpowiedział – jeśli zechce pani opłacić
jakiegoś faceta, Ŝeby wkopał ją głęboko w ziemię dla ochrony przed
ewentualnymi przymrozkami.
– Ale tylko wtedy, kiedy tym facetem będzie pan – zgodziła się
ochoczo. – Koniecznie chcę tej wiosny spoglądać z okna mej sypialni na
kwitnące drzewo owocowe.
Mówiąc to westchnęła. John nigdy przedtem nie słyszał w jej głosie
takiego smutku. Wszelki sentymentalizm obcy był tej kobiecie.
Jess Wainscott miała sześćdziesiąt lat i była wdową od lat ośmiu.
Straciła męŜa, ale nie pozbawiło jej to dawnej energii. Nadal wyglądała
kwitnąco i cieszyła się doskonałym zdrowiem. Była przewodniczącą
zarządu Towarzystwa Przyjaciół KsiąŜki i Rady Kobiet Pierwszego
Kościoła Prezbiteriańskiego. Poza tym naleŜała do wielu komitetów i
duŜo czasu poświęcała na działalność charytatywną. MoŜna ją było
spotkać niemal na kaŜdym kiermaszu sztuki urządzanym w mieście, na
kaŜdej kweście pienięŜnej i imprezie sportowej, na oficjalnym obiedzie
czy zabawie ludowej na wolnym powietrzu. Jeździła teŜ na nartach i przy
tej okazji John widywał ją najczęściej, poniewaŜ naleŜał do ochotniczego
pogotowia narciarskiego.
– Cal mówił, Ŝe zjawi się u mnie po śmierci pod postacią kolibra i
będzie wysysał nektar z kwiatów śliwy rosnącej przed oknem mojej
sypialni – zwierzyła się Johnowi.
Mruknął coś w odpowiedzi, wyciągając sadzonkę ze swojej
półcięŜarówki.
– Będę musiała posadzić kilka drzewek, Ŝeby się przekonać, czy
mówił to powaŜnie.
– Jest pani wdową od ładnych paru lat, Jess – zauwaŜył John.
Była najmłodszą z grupki energicznych kobiet, które same siebie
nazywały brygadą wdów. Bardzo się przyjaźniły, zawsze widywano je w
mieście razem, a John wykonywał dla nich najróŜniejsze prace. Peg,
Abby, Kate i Jess. Miał wiele klientek, nie tylko wdowy, ale te cztery
kobiety były jego faworytkami. Przepłacały go, nie dawały spokoju,
próbowały traktować jak syna.
– Osiem lat z tym zwlekałam. AŜ do tej chwili nie tęskniłam za jego
powrotem. – Zaśmiała się.
Stojące wzdłuŜ podjazdu samochody świadczyły o tym, Ŝe Jess miała
gości.
– Spotkanie brygady? – zapytał.
– Dziś jest czwartek. To dzień poświęcony ogrodnictwu, a moŜe grze
w madŜonga? Nigdy nie pamiętam. Z trudem udaje nam się wykonać to,
co planujemy. Zazwyczaj staramy się coś załatwić, gdy schodzimy się na
plotki – wyjaśniła.
Zaprowadziła Johna za dom, tam, gdzie miało być posadzone
drzewko, i przez cały czas, gdy kopał dół, zasypywała go pytaniami. Czy
ostatniej zimy teŜ kierował ochotniczym pogotowiem narciarskim? Czy
ma duŜo pracy z prowadzeniem szkółki hodowlanej?
W której druŜynie baseballowej wystąpi tego lata, Ŝeby mogła
popatrzeć na jego grę? Czy nadal jest współwłaścicielem „Czyśćca”?
Jess nie ograniczała się tylko do pytań. Martwiła się, Ŝe naleŜy
uporządkować cały teren i trzeba przenieść na górę pianino, poniewaŜ
niedługo przyjedzie tutaj jej córka. Łopata zawisła w powietrzu.
– Moja córka, Leigh. Z pewnością musiał ją pan spotkać. Była tu
przez dwa albo trzy tygodnie tego lata, kiedy umarł Cal. Spędziła teŜ
tutaj całe wakacje jakieś pięć lat temu. MoŜe wtedy ją pan widział?
– Ja... och, być moŜe. Tak. Chyba tak.
– AleŜ John, zapamiętałby ją pan na pewno. Jest taka oszałamiająca.
Raczej trudno ją zapomnieć.
– Tak. Nie sposób jej zapomnieć.
Na czoło wystąpiły mu kropelki potu. Na dworze było jedenaście
stopni Celsjusza, w bruzdach w ogrodzie i miejscami na podjeździe i
chodnikach topniały resztki śniegu, a on się spocił. Serce, pracujące w
normalnym rytmie podczas kopania, teraz zabiło niespodziewanie
mocno.
– Nigdy pani o niej nie wspominała.
– Naprawdę? Po prostu nie zwrócił pan na to uwagi. PrzecieŜ ciągle o
niej mówię.
Ale nie jemu. Nie przebywali w tych samych kręgach towarzyskich,
nie mieli wspólnych przyjaciół ani podobnych upodobań. Łączyło ich
jedynie to, Ŝe oboje byli dobrze znani w mieście, zresztą z całkowicie
róŜnych powodów. Wszyscy znali Johna McElroya, poniewaŜ kierował
ochotniczym pogotowiem narciarskim i był prawdziwą złotą rączką,
majstrem do wszystkiego. Znano tu teŜ doskonale Jess Wainscott, gdyŜ
naleŜała do wszystkich moŜliwych klubów, stowarzyszeń
charytatywnych i społecznych w Durango. Ona – jedna z miejscowych
matron. On – najlepszy majster. I chociaŜ lubili się bardzo, nie byli
przyjaciółmi. Za kaŜdym razem, gdy wzywała go do jakiejś roboty,
słuchał pilnie kaŜdego jej słowa. Nigdy w rozmowie nie padło imię
Leigh. Nie mógłby tego przeoczyć. Kiedy kilka razy robił coś wewnątrz
domu, szukał wzrokiem jej fotografii. Ale była tylko jedna, stara, na
której Leigh wyglądała jak dwudziestolatka. To samo zdjęcie zauwaŜył,
gdy czyścił kominek, zawieszał nowy Ŝyrandol i przetykał zlew
kuchenny. Jakby wędrowało ono po całym domu. Nigdzie jednak nie
było Ŝadnej nowej fotografii.
– Czy ona jeździ na nartach? – zapytał udając, Ŝe tego nie wie.
– Leigh robi róŜne rzeczy, choć nie jest zbyt silna fizycznie. Jest
trochę... chaotyczna. JuŜ od dawna nie odwiedzała domu. Ostatnim
razem była tu dwa lata temu i to tylko przez kilka dni. Woli, Ŝebym to ja
ją odwiedzała, poniewaŜ ma wiele zajęć i duŜe mieszkanie. Los Angeles
jest dobrym miejscem, Ŝeby opalać się zimą.
Los Angeles? Kiedy pracowała na uniwersytecie w Stanford,
mieszkała w Los Altos. Mówiła jednak, Ŝe gdyby tylko chciała, mogłaby
dostać pracę na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Starał się
odsunąć od siebie te myśli. Mój BoŜe, to było tak dawno. A ona nigdy
nie ogląda się wstecz. Co teraz myśli o ich związku? śe był to flirt?
Pomyłka? Pisał do niej do biura, ale jego listy wracały. Kiedy dzwonił,
telefon odbierała sekretarka. Numer domowy w Los Altos, który z
trudem odnalazł, został zmieniony.
Roztrząsał to wszystko w myślach w trakcie kopania. Wreszcie
odstawił łopatę. Wetknął drzewko do dołu i zaczął je zasypywać ziemią.
– Jeśli przyjedzie tu na dłuŜej, to prawdopodobnie ją spotkam –
powiedział.
Pomyślał, Ŝe musi się czegoś napić.
– Właściwie zmusiłam ją do przyjazdu. Stało się coś niesłychanego.
Nie uwierzy pan: zdaje się, Ŝe mam jakieś kłopoty z sercem.
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Jess była zadziwiająco silną
sześćdziesięcioletnią kobietą o wyjątkowo zdrowym wyglądzie. Włosy
miała siwe od dawna, odkąd ją znał. Na opalonej twarzy widać było
tylko delikatne zmarszczki w kącikach jasnych, inteligentnych
niebieskich oczu. Jej policzki były róŜowe, na nartach wyglądała
imponująco. I gdyby nie siwe włosy, moŜna by jej dać czterdzieści,
najwyŜej czterdzieści pięć lat. Wzruszyła ramionami, widząc jego
uwaŜne spojrzenie.
– Nie takie to dziwne w moim wieku.
– To straszne. A co mówi doktor?
– Mój BoŜe! Meadows nawet o tym nie wie – odpowiedziała, a John
zerknął na nią podejrzliwie.
Tom Meadows często spotykał się z wdowami... ze wszystkimi razem
i kaŜdą z osobna. Miał opinię podstarzałego lowelasa.
– Nie zasięgnęła pani rady doktora? – zapytał.
– No tak, Tom jest dobrym lekarzem, nie wątpię, ale nie jest
kardiologiem.
– Bardzo mnie pani zmartwiła, Jess. Proszę, niech pani będzie
ostroŜna i zastosuje się do poleceń lekarzy.
– To tylko niewielkie kłopoty z sercem, nic powaŜnego. Zawsze
miałam za złe Calowi, Ŝe tak nagle nas opuścił, ale i ja wolałabym po
prostu zasnąć w ogrodzie, tak jak on, niŜ leŜeć chora w łóŜku. Czuję się
wspaniale, ale kazano mi przejść na bardzo ścisłą dietę. Nie mogę jeść
nic dobrego. Muszę zrezygnować z narciarstwa i innych forsownych
ćwiczeń, poza tym nie zmienię trybu Ŝycia. Trzeba bardziej uwaŜać na
cholesterol. JuŜ dawniej o tym wiedziałam, ale teraz naprawdę się
pilnuję. I chodzę na długie spacery.
– A więc to jednak powaŜna sprawa?
– Wady serca nie są teraz rzadkością, John – powiedziała
filozoficznie. – Poziom cholesterolu moŜna sobie zbadać nawet w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]