Carlyle Liz - Rodzina Neville'ów 04 - Pokusy nocy(1), Henrieta 3, Cykl Rodzina Neville'ów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carlyle Liz
Pokusy nocy
Prolog
Dobry wieczór, Fortuno. Uśmiechnij się raz jeszcze, zakręć kołem.
Londyn, luty roku 1830
Powiada się, że człowieka można poznać po tym, w jakim towarzystwie się obraca,
a Tristan Talbot był prawdopodobnie jedynym dżentelmenem w Londynie, który
zabierał ze sobą osobistego lokaja, gdy naszła go ochota, by pograć w kości. Fakt, iż
ów sługa pogardzał szulernią zwaną Trzy Szufle, uważając bywanie tam za poniżej
swej godności, rzucał jasne światło na to, jak nisko zdarzało się upaść Tristanowi. A
w Szuflach światło wszelkiego rodzaju było bez wątpienia pożądane, gdyż
zazwyczaj panował tam mrok niczym w złodziejskiej melinie.
Bo i tym właśnie było to miejsce. Przybytkiem, gdzie bywali jedynie oszuści, łotry i
stręczyciele, a od czasu do czasu dżentelmeni, złaknieni bardziej prymitywnych
rozrywek. Z głębi baru o niskim suficie dobiegł Tristana ochrypły śmiech - jeden z
szulerów oskubywał zapewne ofiarę za pomocą zręcznych dłoni i talii znaczonych
kart.
Roztargniony odsunął kufel i podał kości siedzącemu naprzeciw typkowi. Drzwi po
drugiej stronie sali otworzyły się gwałtownie. Wysilił wzrok i poprzez kłęby
tytoniowego dymu dostrzegł
kobietę. Wpadła do baru, zatrzaskując za soba drzwi.
Wydawała się jedynie cieniem na progu, kiedy tak stała w kałuży mętnego światła,
chwiejąc się na nogach... Nie żeby czuł się w prawie oceniać czyjąś trzeźwość, a już
z pewnością nie w stanie w jakim sam się znajdował.
Próbował skupić uwagę na rubasznej anegdocie opowiadanej przez gracza
siedzącego dalej przy stole. Jednak coś nie dawało mu spokoju, przedzierając się
przez zaciemniające umysł opary alkoholu. Wreszcie zdał sobie sprawę, co to
takiego. Dziewczyna wyraźnie się bała. Stała w progu, rzucając przez ramię
niespokojne spojrzenia i otulając się szarym płaszczem, jakby mógł uczynić ją
niewidzialną. Bóg jeden wie, że dość się tego na-oglądał na polu bitwy. Gdyby mógł
dostrzec jej twarz, z pewnością okazałoby się, że jest blada. Stężała ze strachu.
Tylko dlaczego miałoby go to obchodzić? Większość kobiet, które odważyły się tu
zaglądać, dobrze wiedziała, co robi. Były to ptaki nocy, szukające ciepłego kąta i
szklaneczki darmowego dżinu. Jednak dziewczyna nie starała się wyeksponować
swoich wdzięków, przeciwnie: rozglądała się po obskurnym pomieszczeniu, jakby
były to trzewia ziemi. Jaskinia potępieńców.
Trzewia Ziemi.
Cóż
za odpowiednia nazwa dla tego rodzaju przybytku, pomyślał. Zwłaszcza w tej
dzielnicy. Naszła go chęć, by kupić podobny - dla czystej przyjemności nadania mu
nazwy. Wiedział jednak, że tak jak mne zamierzenia i to nie przetrwa do świtu.
Dopił piwo, przyglądając się, jak dziewczyna podchodzi do baru. Wsparła dłonie na
skraju
6
lady i z wahaniem pochyliła się ku barmanowi, przemawiając tak cicho, że
mężczyzna też musiał mocno się pochylić, by cokolwiek usłyszeć. Potrząsnął głową
i się odwrócił.
Tristan skupił uwagę na grze. Foresby odsunął kości, zaczerwieniony od nadmiaru
alkoholu i złości z powodu przegranej. Kowal z Clerkenwell - Tristan był zbyt
pijany, by przypomnieć sobie choć jego imię - wprawnym ruchem rzucił kości na
stół z nieheblowanych desek. Tłum wzniósł okrzyk, Foresby ukrył twarz w
dłoniach, a kowal zgarnął stosik monet, pokazując w uśmiechu połamane zęby.
Gra toczyła się dalej. Tristan poczynił zakład, lecz nie potrafił zatrzymać wzroku na
stole. Prosił się w ten sposób, by go oszukano i dobrze o tym wiedział. Ale, na Boga,
dziewczyna kłóciła się teraz z barmanem. Tristanowi ciarki przebiegły po plecach.
Foresby zaklął i odsunął krzesło od stołu.
- Do licha z takim szczęściem - powiedział, zrywając się gwałtownie.
Tristan spojrzał na kości. Dwie pojedyncze kropki. Rzeczywiście, Foresby nie miał
dziÅ› farta.
- Przykro mi, stary - wykrztusił, poklepując Fores-by'ego po plecach. - Hej ty,
Clerkenwell, twoja kolej.
Kowal chwycił znów kości. Gra potoczyła się dalej, a kłótnia przy barze rozgorzała
na dobre. Barman odszedł, sztywno wyprostowany. Foresby musiał podejść
niepostrzeżenie do dziewczyny, gdyż Tristan zobaczył, że chwyta ją za ramię.
Dziewczyna skrzywiła się i odskoczyła, lecz Foresby nie ustępował, próbując
przygwoździć ją do baru.
Tristan odsunął krzesło, nie wiedząc nawet, co zamierza.
3
- Mam dość - rzucił. - Grajcie dalej.
Sześć długich kroków i już był przy barze. Foresby przysunął tymczasem twarz do
twarzy dziewczyny i gapił się na nią.
- Zabierz łapy. - Głos dziewczyny drżał. - Natychmiast, albo...
- Albo co...? - wyszeptał Foresby.
Tristan wepchnął się pomiędzy dziewczynę a kompana.
- Twoja kolej rzucać, Foresby - powiedział przyjaźnie. - Zostaw dziewczynę i
wracaj do gry.
Foresby uśmiechnął się ponad ramieniem Tristana.
- Och, chyba znalazłem sobie na dziś lepszą rozrywkę - odparł. - Ta zuchwała
dziewka ma niczego sobie usteczka.
Tristan nie mógł widzieć twarzy dziewczyny, czuł jednak, że jej strach rośnie.
- Puść ją - zaproponował. - Chłopcy czekają.
- Pilnuj swego nosa - odparł Foresby. - Zostało mi jeszcze co nieco w kieszeni i
chętnie się zabawię.
Lokaj Tristana, Uglow, podniósł się z krzesła i ruszył ku drzwiom. Stanął przed
nimi, założywszy na piersi ramiona, i masywnym ciałem zablokował wejście.
Tristan przesunął stopę w przód i powiedział, zniżając głos do szeptu:
- Poprosiłem, byś zostawił dziewczynę w spokoju. Naprawdę chcesz się ze mną bić?
W tej norze?
- JesteÅ› pijany, Tris - burknÄ…Å‚ tamten. - Wracaj do gry.
- Owszem, pijany jak bela - przytaknął Tristan, kładąc Foresby'emu na ramieniu
ciężką dłoń. - Lecz nawet w takim stanie znacznie przewyż-
8
szam cię wzrostem i wagą. To jak, wyjdziemy, czy dasz dziewczynie przejść?
Foresby poluzował chwyt na tyle, by móc odepchnąć Tristana.
- Odczep siÄ™, sir Galahadzie.
- Oto - powiedział Tristan - nieoczekiwane skutki kształcenia w Eton... - Zamilkł i
wymierzył Foresby'emu cios pięścią w głowę tak silny, że ten upadł, uderzając
głową o bar. - Nadmiar wiedzy łacno może sprawić, że facet zapomni się i powie
0 słowo za dużo.
Foresby oparł się niepewnie łokciem o ladę
1 grzbietem dłoni dotknął krwawiącej wargi.
- Na Boga, wyznacz sekundanta,
sir.
Żądam satysfakcji.
Tristan uśmiechnął się i machnął lekceważąco dłonią.
- Daj spokój, staruszku - zaproponował. - Pojedynek o świcie to dla mnie o wiele za
wcześnie.
Foresby zastanawiał się przez chwilę, a potem rzucił na Tristana, wymachując bez
ładu i składu pięściami. Nie trwało to długo. Choć żaden z nich nie był trzeźwy,
Foresby nie dorównywał Tristanowi wzrostem, wagą, a już na pewno desperacją.
Mimo to zdołał podbić przeciwnikowi oko i rozkwasić nos. Po chwili leżał już
jednak na podłodze, podtrzymując złamaną szczękę i przeklinając Tristana.
Dziewczyna zniknęła.
Tristan rękawem otarł krwawiący nos i poszukał jej wzrokiem. Zobaczył, że kuli się
w cieniu, z twarzą na wpół odwróconą do ściany. Barman wrócił do swoich kufli.
Uglow porzucił posterunek przy drzwiach. Pozostali wrócili do gry i picia,
wzruszajÄ…c ramionami.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]