Caroline Anderson - Smak życia, H Kolekcja, Harlequin Medical Romance

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAROLINE ANDERSON
Smak życia
Harlequin®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego dnia Kathleen Hennessy była w bojowym
nastroju.
Właśnie wróciła z rodzinnego Belfastu, gdzie spę­
dziła cały weekend, posłusznie zachwycając się naj­
nowszym wnukiem w rodzinie Hennessych oraz wy­
słuchując niezliczonych docinków i uwag o porząd­
nych, katolickich dziewczętach, które zamiast hulać,
powinny ustatkować się i założyć rodzinę. Na litość
boską, żachnęła się w duchu, sześć lat pracy na
oddziale nagłych przypadków szpitala Audley Memo­
riał trudno uznać za hulaszczy tryb życia! Sądząc
z tego, jak bardzo rodzina potępiają za pozostawanie
panną, można by przypuszczać, że jest kobietą lekkich
obyczajów...
I to cała rodzina - z wyjątkiem Marii. Tylko ona
ją rozumie, głównie dlatego, że w wieku dwudziestu
sześciu lat jest matką czwórki dzieci i spodziewa się
piątego. Miała tak obiecujące perspektywy zawodowe
jako fizjoterapeutka, a teraz - pomyślała ze złością
Kathleen - siedzi z dziećmi w domu, jak w klatce, a jej
mąż spokojnie wspina się na kolejne szczeble kariery.
Precyzyjnie ustawiła samochód na swoim miejscu
parkingowym przed szpitalem, wysiadła i zamknęła
drzwi. Cholerni autokraci! Dlaczego nie są w stanie
pojąć, że nie chce być stateczną mężatką z kupą
dzieciaków, w długach po uszy i nie mającą nic
z życia?
6
SMAK ŻYCIA
Egoistka - tak o niej mówią. No i dobrze. Niech
im będzie. Jest egoistką. Może właśnie dlatego pracuje
na najcięższym oddziale szpitala, pomagając po­
zbierać się - czasami dosłownie - pacjentom lub,
w razie niepowodzenia, pocieszając zrozpaczone
rodziny.
- Pewno myślą, że przez cały dzień noszę nocniki
- powiedziała na głos i ze złością trzasnęła drzwiami
samochodu.
Odruchowo spojrzała na miejsce, gdzie powinien
stać samochód Jima Harrisa, ale natychmiast przypo­
mniała sobie z żalem, że od dziś go już nie będzie.
Przeniósł się do Londynu. Niedługo dowiem się, kto
zajmie jego miejsce, pomyślała, rzucając okiem na
zegarek. Nagle zamarła ze zdumienia na widok wiel­
kiego motocykla, który leniwie wjechał na miejsce
parkingowe ordynatora i zatrzymał się.
- Co za bezczelność! - wymamrotała. Wrzuciła do
torebki wyszarpnięte z zamka kluczyki i z wysoko
uniesioną głową ruszyła przez parking.
- Przepraszam, ale nie może pan zostawić tu moto­
cykla! - oznajmiła zdecydowanie, patrząc prosto
w oczy kierowcy.
To był błąd. Nawet porysowana plastikowa osłona
hełmu nie była w stanie ukryć wyrazu jego oczu
- hipnotycznych i śmiejących się do niej. Tajemniczy
motocyklista przyciągał ją niczym magnes. Miał dłu­
gie, szczupłe nogi, opięte czarnymi skórzanymi spod­
niami. Do diabła, czarna skóra opinała całe jego ciało!
Kiedy zsiadł z motocykla i wyprostował się, poczuła
szybsze bicie serca. Chyba dwieście uderzeń na minu­
tę! To absurdalne, pomyślała.
Spokojnie, bez pośpiechu zdjął grube rękawice
i położył je na baku, potem zsunął hełm. Ciemne,
prawie czarne, rozwichrzone włosy oraz gęsta szcze-
SMAK ŻYCIA
7
cina na brodzie upodobniały go do zawadiackiego
pirata. Kształtne, zmysłowe usta lekko drgały w ką­
cikach.
Ponownie spojrzała mu prosto w oczy i ignorując
trzepotanie serca, próbowała mu się przeciwstawić.
- Nie może pan zostawić tu motoru, bo to miejsce
jest zarezerwowane dla ordynatora. Jeśli będzie pilnie
potrzebny i nie znajdzie miejsca do zaparkowania,
straci cenny czas, w którym mógłby pomóc umiera­
jącemu.
Wąskie, ciemne brwi uniosły się sarkastycznie nad
iskrzącymi się śmiechem szarymi oczami. Matko
Święta, co za wspaniałe oczy! Zmusiła się do skon­
centrowania uwagi.
- Nie sądzi pani, że brzmi to melodramatycznie?
- spytał niskim, zwodniczo leniwym tonem.
Poczuła mrowienie od samego brzmienia jego gło­
su i wprawiło ją to w jeszcze większą złość.
- Nie. I gdyby miał pan jakiekolwiek pojęcie o od­
dziale nagłych przypadków, wiedziałby pan, że mam
rację - warknęła.
Pochylił głowę w błazeńskim ukłonie i zaśmiał się.
- Ustępuję przed pani profesjonalizmem - powie­
dział półgłosem.
-To dobrze. - Usłyszawszy w swoim głosie zbyt
miękki ton, natychmiast dodała twardo: - Proszę
zabrać stąd swój motocykl.
- Naprawdę nie sądzę...
- Zabierze go pan sam, czy mam zawołać straż­
ników, żeby to zrobili za pana?
Uśmiechnął się.
-Wiesz, Irlandko - odezwał się - z takim tem­
peramentem powinnaś mieć bardziej rude włosy...
Jedwabisty, zmysłowy głos obezwładnił ją na chwi­
lę, zaraz jednak odzyskała rezon i wyprostowawszy
8
SMAK ŻYCIA
się na całe swe sto sześćdziesiąt dwa centymetry
wzrostu, spojrzała na niego z furią.
- Tego już za wiele - wycedziła. Obróciła się na
pięcie i odeszła z dumnie uniesioną głową. Zza pleców
dobiegł ją śmiech, który jeszcze bardziej wzmógł jej
wściekłość.
Silnie pchnęła wahadłowe drzwi i z impetem weszła
do budynku. W szatni dwie pielęgniarki na jej widok
oderwały się od ściany i wymamrotawszy „dzień
dobry, siostro" wyszły na korytarz.
Kathleen stanęła przed lustrem i studiowała swe
odbicie. Gbur, wcale nie jestem ruda, zżymała się. Co
prawda, jej włosy miały w słońcu rudy odcień, ale
w tej chwili nie chciała o tym myśleć. Są przecież
zdecydowanie ciemnokasztanowe, upewniała się pa­
trząc na niełatwą do utrzymania, niesforną burzę
loków - przeciwieństwo jego gładkich włosów, prawie
czarnych, z wyjątkiem skroni przyprószonych siwi­
zną.
Siwizna harmonizuje z jego oczami, pomyślała,
i kiedy przypomniała sobie, że podczas śmiechu mi­
gotały wewnętrznym światłem, jak kryształ górski
pod wodą, jej własne straciły ostrość widzenia.
Tfu! Zaraz zacznie jeszcze recytować wiersze.
Zobaczyła w lustrze oczy płonące ogniem, jak
u kota w ciemności. Dziwne, że nie dymiło jej z uszu!
Ale, na Boga, w tym skórzanym stroju wyglądał
naprawdę nieźle...
Odwróciła się od lustra z niesmakiem. Tak dać się
ponieść uczuciom i to przez jakiegoś motocyklistę! Na
litość boską, pewno cały jest wytatuowany! Bezlitoś­
nie stłumiła dreszczyk ciekawości. Może jej rodzina
miała rację; może powinna się już ustatkować.
Wyjęła z szafki plisowany czepek i po upewnieniu
się, że leży idealnie, tak jak powinien, przypięła go do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire