Camp Candace Cudze dziecko, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Candace Camp
Cudze dziecko
Cassie już dawno pogodziła się ze swym wdowieństwem i z tym, że
nigdy nie zostanie matką. Aż nagle zmuszona jest zaopiekować się
malutką córeczką swojej pasierbicy. Z pomocą przychodzi jej Sam,
dotychczas ignorowany przez nią sąsiad... Jak Cassie poradzi sobie z
gwałtownie rodzącym się uczuciem - i do cudzego dziecka, i do obcego
mężczyzny?
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To znowu ten sam facet!
Cassandra miała ochotę odwrócić się, nie otwierając drzwi. Niestety już wiedziała, że ten
człowiek jest irytująco natrętny i obawiała się, że będzie tu przychodził tak długo, póki z
nim nie porozmawia. Poza tym i tak już zburzył spokój cichego popołudnia, więc równie
dobrze mogła zająć się namolnym gościem i raz na zawsze mieć go z głowy.
Z zaciętą miną otworzyła drzwi i spojrzała na intruza w sposób, który - miała nadzieję -
przekona go, że ona nigdy w życiu nie przystanie na jego propozycję.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej tak samo jak podczas poprzednich wizyt, kiedy z uporem
godnym lepszej sprawy składał tę swoją beznadziejną ofertę. Zauważyła jednak, że tym
razem jego uśmiech był jakby trochę wymuszony. Czyżby znaczyło to, że wkrótce
przestanie ją nachodzić?
8
Candace Camp
- Moja odpowiedź brzmi tak samo jak poprzednio - powiedziała stanowczo. - Nie sprzedam
panu ani kawałka ziemi.
Równie dobrze mógłby ją poprosić, żeby sprzedała mu kawałek siebie. Na przykład palec.
Co za różnica, obciąć sobie palec i zainkasować za niego pieniądze, czy sprzedać choćby
cząstkę tej ziemia Ta ziemia należała do Philipa. Tutaj żył i tu umarł.
- Gdyby tylko zechciała mnie pani wysłuchać... - zaczął, posyłając jej uśmiech, który wiele
kobiet uznałoby za czarujący.
Kobiety lubią tak wyglądających mężczyzn. Jakby trochę zaniedbanych, przebywających
dużo na powietrzu: gęste ciemnobrązowe włosy, złotobrą-zowe oczy jarzące się humorem,
kiedy się uśmiechał, opalona twarz poznaczona zmarszczkami od śmiechu... Cassie była
zadowolona, że jest odporna na tego rodzaju uroki. Od śmierci Philipa nigdy nie
zainteresowała się żadnym mężczyzną.
- Panie Buchanan, wysłuchałam pana już dwa razy. Dobrze zna pan moją odpowiedź i nie
rozumiem, dlaczego akurat teraz miałabym zmienić swoje stanowisko.
- Moja prośba jest całkiem rozsądna - powiedział z pełnym przekonaniem. Przysunął się
odrobinę bliżej i pochylił się nieco, żeby móc jej spojrzeć w oczy.
- Och, z całą pewnością ma pan rację - stwierdziła zgryźliwie. - Jednak tylko pod
warunkiem, że uzna się za rozsądne oczekiwać od kogoś, by sprzedał panu swoją własność
jedynie dlatego, że pan
Cudze dziecko
9
sobie tego
życzy.
Ja tak nie uważam. Być może uzna to pan za dowód mojego ograniczenia
umysłowego, ale mimo najszczerszych starań nie dostrzegłam żadnego powodu, dla
którego miałabym sprzedać panu część swojej posiadłości jedynie dlatego, że pan tak sobie
to wymyślił. To nie moja wina, że kupując tę posesję, nie wziął pan pod uwagę pewnych
niedogodności, które...
- Ależ wziąłem je wszystkie pod uwagę - wpadł jej w słowo Sam Buchanan. - Budowanie
domów to mój zawód. Jestem przedsiębiorcą budowlanym.
Nie rozumiał, dlaczego ta kobieta jest aż tak bardzo nieuprzejma. Naprawdę zaczynała go
już irytować.
Była ładna, prawie piękna, o kilka lat młodsza od niego. Miała klasyczne rysy twarzy, oczy
bardziej niebieskie niż jezioro leżące za domem i jasne włosy spadające miękkimi lokami na
ramiona. Ale prawie zupełnie o siebie nie dbała. Włosy wiązała w koński ogon, ani trochę
się nie malowała, a ubranie miała wprawdzie kosztowne, ale całkiem zwyczajne. Nie nosiła
żadnej biżuterii prócz zegarka i obrączki. Zdawało się, że pragnie, by jej powierzchowność
pozostała tak samo niemiła jak zachowanie. Ilekroć się z nią spotykał, przybierała tę sama
pozę: szorstką i obronną, jakby miał zamiar ją skrzywdzić.
Wiedział, że jest wdową. Powiedział mu to Lew Mickleson, poprzedni właściciel
posiadłości, którą kupił Sam.
Ciekawe, pomyślał, czy to żal tak ją zmienił, czy zawsze była taka wredna?
10
Candace Camp
- Wiedziałem, że linia brzegowa jest za krótka jak na moje potrzeby - tłumaczył, starając się
zachować przyjazny i spokojny ton głosu. -1 trochę zbyt kamienista. A jednak zalety
przewyższały tę wadę. To była jedna z niewielu tak dużych posiadłości nad tym jeziorem.
To idealne miejsce, właśnie takiego szukałem. A dom świetnie nadaje się do przebudowy.
Zamierzam nadać mu taki kształt, jaki sobie wymarzyłem.
- Tak, wciąż słyszę robotników - odparła sucho Cassie. - Dotąd było tu cicho i spokojnie.
Zaraz jednak pożałowała swych słów, bo zabrzmiały wyjątkowo nieżyczliwie. W ogóle od
początku rozmowy przyjęła taką postawę. Oczywiście to właśnie czuła do swego sąsiada i
jego posiadłości: nieżyczliwość i jeszcze raz nieżyczliwość. Zanim Buchanan zaczął
nachodzić ją w sprawie sprzedaży ziemi, jego robotnicy przez kilka miesięcy zakłócali
spokój, remontując dom, co było bardzo uciążliwe.
A jednak... a jednak nie powinna zachowywać się jak stara zrzęda. Dlaczego zamieniła się w
kogoś takiegoż Ta myśl sprawiła jej wielką przykrość. Cassie westchnęła głęboko. - Proszę
mnie zrozumieć, panie Buchanan., Wiem, że mój upór uważa pan za nierozsądny^ ale_
mam głęboki sentyment do każdej piędzi tej ziemi i nie chcę, by cokolwiek tu się zmieniało.
Z Philipem szczególnie polubiliśmy jezioro i załamanie linii brzegowej ze skałą na
wschodzie. Duże kamienie po lewej stronie sprawiają, że to miejsce zdaje się odludne i
odizolowane od reszty świata.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]