Cathie Linz - Zbyt samodzielna na żonę, ● Harlequin Miłość i Uśmiech(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cathie Linz
Zbyt samodzielna na
Ŝ
on
ę
Too Smart for Marriage
PROLOG
- Uwielbiam wesela - powiedziała Hattie Goodie. Jej delikatne jak pajęczyna skrzydła
drŜały z przejęcia.
- No, no, trzeba przyznać, Ŝe urządzili niezłą ucztę. - Betty, najstarsza z trojaczków
Goodie, potoczyła wzrokiem po stołach zastawionych rozmaitymi pysznościami, od
zimnych przystawek z owoców morza po truskawki w czekoladowej polewie i fondue
z białej czekolady. Jej krótka zawadiacka fryzura pasowała jak ulał do krnąbrnego
charakteru.
- Całe szczęście, Ŝe jako dobre wróŜki nie musimy przejmować się kaloriami - rzuciła
Muriel, najtrzeźwiej z całej trójki patrząca na Ŝycie. Siedziała na stosie prezentów
ułoŜonym na bocznym stole pod ścianą sali balowej.
Betty, niczym generał na polu bitwy, przechadzała się tam i z powrotem wzdłuŜ
brzegu stołu, a Hattie, która uwielbiała górować nad wszystkimi, przysiadła na
największym prezencie.
- Nie pojmuję, jak mogłyście się ubrać w codzienne stroje na tak uroczystą okazję -
narzekała, wystrojona w lawendową suknię i kapelusz z szerokim rondem. Specjalnie
na ten wieczór przefarbowała pantofle i torebkę, Ŝeby pasowały do reszty kreacji. -
Betty, bawełniany podkoszulek naprawdę nie nadaje się na weselne przyjęcie.
- Nie chciałam przyćmić panny młodej - odparowała Betty, wygładzając jeden ze
swoich ulubionych T-shirtów.
- Przeczytaj to. - Wskazała palcem napis: „Dobre wróŜki latają, bo lekki stosunek do
siebie mają". - A poza tym, do stu petunii, przecieŜ jesteśmy niewidzialne!
- Trzeba jednak zachowywać pozory - powiedziała Hattie afektowanym głosem.
Betty prychnęła głośno, w sposób, jaki nie przystoi ani damom, ani dobrym wróŜkom.
Hattie zaś, przeczuwając, Ŝe tej potyczki nie wygra, zwróciła swój gniew przeciwko
Muriel.
- I ty, w tej swojej kamizelce fotograficznej. Nigdy nawet nie trzymałaś w ręku
aparatu.
- Po prostu lubię mieć duŜo kieszeni. - Muriel wzruszyła ramionami.
Przypomniawszy sobie ich kłótnię sprzed kilku tygodni, Hattie postanowiła nie
wywoływać wilka z lasu i zostawić w spokoju beznadziejnie niemodne siostry,
skupiając swoją uwagę na otoczeniu.
- Przynajmniej sala jest pięknie udekorowana, w przeciwieństwie do was - nie
darowała sobie jednak złośliwości.
Rozświetlona sala bankietowa „Karuzela", ze śnieŜnobiałymi obrusami,
lawendowymi serwetkami i morzem kwiatów, wyglądała doprawdy imponująco. W
drugim jej końcu panna młoda, w sukni z atłasu i staromodnych koronek, karmiła
swojego oblubieńca weselnym tortem.
- Tak się cieszę, Ŝe Jason i Heather w końcu się pobrali.
- Hattie otarła oczy haftowaną batystową chusteczką. - Bałam się, Ŝe ten dzień nigdy
nie nadejdzie.
- Ryan i Courtney mądrze zrobili, Ŝe wzięli ślub po cichu - pochwaliła Muriel swoich
podopiecznych.
- Jason sądził, Ŝe Ryan jak zwykle Ŝartuje – powiedziała Betty - kiedy oświadczył mu,
Ŝe został przeniesiony do Chicago i wraca jako Ŝonaty męŜczyzna.
- Jason wkurzył się po prostu na Ryana, Ŝe go wyprzedził - nie omieszkała wyjaśnić
Muriel.
- JuŜ nie wygląda na wkurzonego - zauwaŜyła Betty. - Jest szczęśliwy.
- Ryan teŜ.
- Czyli zostaje nam ich siostra, Anastazja.
Jak na zawołanie, wszystkie trzy dobre wróŜki spojrzały na ciemnowłosą kobietę w
lśniącej lawendowej sukni druhny. ZdąŜyła juŜ zamienić wytworne szpilki na
wygodne sportowe buty.
- No dobrze... - westchnęła Betty. - Tym razem zabierzemy się do tego trochę inaczej.
Z Jasonem i Ryanem działałyśmy raczej na wyczucie...
- Jakie tam raczej - przerwała jej Muriel. - Z całą pewnością działałyśmy na wyczucie.
Betty zmarszczyła gniewnie czoło. Nie znosiła, kiedy ktoś jej przerywał.
- Od dnia, w którym rozpoczęłyśmy pracę w tym fachu, kiedy w czasie chrztu
trojaczków Knight przez nieuwagę wysypałyśmy na dzieci zbyt wiele
czarodziejskiego pyłu, ponosimy konsekwencje tamtego błędu. Swatałyśmy potem
wiele innych trojaczków i nie miałyśmy z nimi większych kłopotów. Ale ta trójka od
początku jest wyjątkowa. Prawdopodobnie dlatego, Ŝe obdarzyłyśmy Jasona
nadmiernym rozsądkiem i seksapilem, a Ryana przesadnym uporem i poczuciem
humoru.
- Nie zapominaj o Anastazji. Za duŜo inteligencji i zbyt Ŝywiołowy temperament.
ChociaŜ dobrze jej z tym, prawda? - powiedziała z dumą w głosie Hattie.
- Jej ze wszystkim i we wszystkim jest dobrze - przyznała Muriel.
Siostry zauwaŜyły, Ŝe goście zaczęli tańczyć. Ze sprzętu nagłaśniającego
dostarczonego przez stację radiową WMAX, w której pracowała Heather, popłynęła
muzyka. Pierwszą piosenką była „The One" Eltona Johna, zajmująca szczególne miej-
sce w sercach Jasona i Heather. Młoda para wyglądała na nieprzytomnie szczęśliwą.
Tak samo jak Ryan i Courtney.
Anastazja sprawiała wraŜenie znacznie mniej zadowolonej. Tańczyła z krępym
męŜczyzną, który był juŜ bardziej niŜ podchmielony. Kiedy facet nieopatrznie zsunął
rękę na jej pośladek, z całej siły nadepnęła mu na nogę.
- No właśnie... - Betty pokręciła głową. – Nadmiar zapalczywości.
- Została ordynarnie sprowokowana. - Hattie natychmiast stanęła w obronie swojej
podopiecznej. - Ten pijany łobuz zachował się jak ostatni prostak!
- Będziemy miały z nią duŜo kłopotów - powiedziała Muriel. - Czy wiemy juŜ, kto
jest jej przeznaczony?
- Oczywiście, Ŝe wiemy. Na tym polega nasza praca - oświadczyła z wyŜszością
Betty.
- David Sullivan, trudny typ, taki, który nie wierzy w marzenia - gorliwie wyjaśniła
Hattie.
- Dlatego właśnie powinnyśmy opracować dla Anastazji specjalny plan.
- Zawsze sobie mówimy, Ŝe mamy jakiś plan, a potem rzadko coś z niego wychodzi.
- Fakt, Ŝe zdarzają nam się wpadki...
- Nie da się ukryć - wtrąciła się Muriel - ale czy zauwaŜyłaś, Ŝe nam zdarzają się
częściej niŜ innym?
- I dlatego musimy wezwać posiłki - oświadczyła Berty.
- Anioła stróŜa? - Hattie wymówiła te słowa z namaszczeniem.
- Nie, babcię.
- Babcię?
- Właśnie. śeby wyswatać tych dwoje, musimy skorzystać z ludzkiej pomocy. Kogoś,
kto będzie trzymał rękę na pulsie. W końcu mamy teŜ innych podopiecznych.
- A co ja i ty mamy z tym wspólnego? - spytała Muriel. - Wydawało mi się, Ŝe to
zadanie Hattie, a my jesteśmy tu tylko po to, Ŝeby słuŜyć jej radą. W kaŜdym razie tak
mi powiedziałaś, kiedy zajmowałam się Ryanem. PrzecieŜ to zasługa Hattie, Ŝe
Anastazja wyrosła na kobietę w gorącej wodzie kąpaną i nieprzeciętnie inteligentną.
- Daj spokój - przerwała jej Berty. - Pamiętasz chyba naszą zasadę: jedna za
wszystkie, wszystkie za jedną.
- To zawołanie Trzech Muszkieterów.
- No i dobrze, im się sprawdzało i sprawdza się nam. Na czym to ja skończyłam?
- Wspomniałaś, Ŝe masz znaleźć wśród ludzi kogoś do pomocy - przypomniała Hattie.
- Jakąś babcię.
- Słusznie. Zwerbowałam babcię Davida Sullivana.
- Czy to jest dozwolone? - spytała niepewnie Hattie.
- Jeśli nie będziesz o tym trąbić... - Betty wzruszyła ramionami - to ja teŜ nie.
- Dlaczego David i Anastazja nie mogą się po prostu spotkać i zakochać od
pierwszego wejrzenia? - westchnęła Hattie.
- Bo to by było zbyt łatwe.
- A widziałabyś w tym coś złego? - Muriel najwyraźniej nie widziała. - To dobrze,
jeśli coś idzie jak z płatka.
- Być moŜe, ale nie taka nasza dola. A zresztą co się z wami dzieje? Nie lubicie
przygód? KaŜde trio dobrych wróŜek poradzi sobie z łatwą sprawą. Ale Ŝeby stawić
czoło prawdziwym wyzwaniom, potrzeba odwagi i pomysłowości takich specjalistek
jak my.
- A co jest właściwie naszą specjalnością? - spytała niewinnie Hattie.
- Kłopoty - odparła bez zastanowienia Muriel.
- Stwarzamy je czy zaradzamy im?
- Jedno i drugie, niestety. Ale wkrótce przełamiemy złą passę. Claire Sullivan marzy o
tym, Ŝeby jej jedyny wnuczek się ustatkował. Wychowywała go jak matka, odkąd jego
rodzice zginęli w wypadku. Miał wtedy dziesięć lat. David słucha rad swojej babci,
więc jeśli będziemy mieć w niej oparcie, pójdzie nam z płatka.
Gdy tylko Betty dokończyła zdanie, wybuchła głośna utarczka przy stole z weselnym
tortem. Anastazję rozzłościły w końcu na dobre końskie zaloty przysadzistego
partnera, który zachowywał się, jakby całkiem nie pojmował, dlaczego nadepnęła mu
na nogę. Tym razem odepchnęła go z całej siły. Zbyt pijany, Ŝeby utrzymać
równowagę, zachwiał się i zatoczył do tyłu, następnie wymachując rękami,
znieruchomiał na chwilę, po czym runął jak kłoda w sam środek tortu.
- Pójdzie nam jak z płatka - powiedziała z przekąsem Muriel. - JuŜ to
widzę.ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Denton dalej pchał się z tymi łapami, więc w końcu go odepchnęłam, wcale nie tak
mocno... - opowiadała Anastazja swojej przyjaciółce Claire Sullivan, kiedy jechały
prowadzącą na północ Chicago trasą Lakę Shore. - Ale on był pijany, stracił
równowagę i wylądował na torcie weselnym mojego brata.
Anastazja siedziała za kierownicą swojego czerwonego triumpha. Dach kabrioletu był
opuszczony, związała więc włosy w koński ogon, Ŝeby nie rozwiewał ich wiatr. Był
gorący sierpniowy dzień, ale chłodna bryza od jeziora łagodziła upał.
Claire, z obawy o fryzurę, wcisnęła na czoło czapkę baseballową druŜyny Chicago
Cubs. Zupełnie nie wyglądała na swoje siedemdziesiąt lat z okładem, a w szafirowym
dresie do uprawiania joggingu było jej szczególnie do twarzy.
- Coś podobnego... - Spojrzała na Anastazję z troską w oczach. - Czy bardzo był zły?
- Kto? Denton czy Jason? - Zanim doczekała się odpowiedzi, wyprzedziła z wprawą
kilka samochodów. Anastazja prowadziła auto tak, jak Ŝyła: pewnie i z odrobiną
szaleństwa.
- Denton dostał to, na co zasłuŜył. Miałam na myśli Jasona.
- Nie wyglądał na rozbawionego, ale Heather zachowała się fantastycznie. Najpierw
wszystkich rozśmieszyła, a potem zebrała nas wokół siebie, rzuciła w tłum ślubny
bukiet, i było po sprawie.
- A kto go złapał?
- No więc, wyobraź sobie, druhną Heather była producentka jej audycji radiowej, Nita
Weiskopf. Do nieśmiałych to ona nie naleŜy. Stanęła w pierwszym rzędzie, gotowa na
wszystko, byle pochwycić ten bukiet. Ja stałam z tyłu.
- Bo ty naleŜysz do nieśmiałych... - Claire uśmiechnęła się przewrotnie.
- Jasne. - Anastazja odwzajemniła uśmiech. - Wszystko moŜna o mnie powiedzieć,
tylko nie to, Ŝe jestem nieśmiała. Stanęłam jak najdalej, bo po prostu nie chciałam
złapać tego bukietu. Zupełnie mi się nie marzyła rola następnej panny młodej.
- Masz coś przeciwko pannom młodym?
- Oczywiście, Ŝe nie. Dopóki nie jestem jedną z nich. Zbyt wysoko cenię sobie
wolność. W kaŜdym razie Heather rzuciła bukiet prosto w Nitę. A potem zdarzyło się
coś dziwnego... - Anastazja zamilkła na chwilę. - Mimo moich najszczerszych
wysiłków, Ŝeby trzymać się jak najdalej od tych przeklętych kwiatów, nagle bukiet
skręcił, jakby zdalnie sterowany, i zaczął lądować tuŜ nade mną. Mogłam go albo
chwycić, albo dostać nim po głowie.
- Miałaś szczęście!
- Nie nazwałabym tego szczęściem. To, Ŝe poznałam w bibliotece ciebie - o, to było
prawdziwe szczęście! - Anastazja od pierwszej chwili poczuła sympatię do Claire, a
przez cały ostatni rok stawały się sobie coraz bliŜsze.
- Dla mnie to teŜ był wyjątkowy dzień. Tak jak dzisiejszy. Pomyśl tylko: ja - kobietą
interesu. WciąŜ jeszcze nie mogę w to uwierzyć.
- Będziesz wspaniała.
- Od dawna chciałam otworzyć własną cukierenkę z lodami, ale to było tylko
marzenie i nigdy nie myślałam, Ŝe kiedykolwiek się spełni.
- To był rzeczywiście łut szczęścia, Ŝe właściciele domu, w którym mieszkam,
zdecydowali się akurat teraz go sprzedać. A sklep na parterze ma tę cudowną
marmurową ladę, w sam raz dla twojej cukierenki. To miejsce aŜ się prosiło o remont.
Trudno uwierzyć, Ŝe od zamknięcia polskich delikatesów stało puste. - Anastazja
uśmiechnęła się do Claire. - Wiesz, Ŝe jestem dobrą lokatorką, więc kiedy wynajmiesz
mi mieszkanie na drugim piętrze, będziesz miała następne źródło regularnych
dochodów.
- Wiem. I nie mogę się doczekać rozpoczęcia remontu. Mam nadzieję, Ŝe uda mi
ruszyć z tym biznesem za półtora miesiąca.
Kwadrans później Anastazja zaparkowała przed swoim domem. Ledwie zgasł silnik,
Claire wysiadła z samochodu i pędem ruszyła do drzwi wejściowych.
- BoŜe, jestem tak zdenerwowana, Ŝe nie potrafię poradzić sobie z zamkiem. - Starsza
kobieta ścisnęła dłoń Anastazji. - Jeszcze raz dziękuję, Ŝe zechciałaś pojechać ze mną
na ten przetarg. Twoja obecność naprawdę dodawała mi otuchy.
- Po to ma się przyjaciół. - Anastazja przytuliła Claire.
- Miałam nadzieję, Ŝe mój wnuk wróci z konferencji w Nowym Jorku i będzie mi
towarzyszył... ale widocznie coś go zatrzymało.
Anastazję korciło, Ŝeby przemówić mu do rozumu. Nie znała tego faceta, a juŜ go nie
lubiła. Z tego, co o nim słyszała, musiał być zwariowanym pracoholikiem, któremu
brakowało czasu na to, Ŝeby w pełni docenić swoją babcię. A ona była tak niezwykłą
kobietą.
Miała błękitne Ŝywe oczy, a na jej kasztanowych włosach nie widać było śladu
siwizny. Zawdzięczała to swoim rytualnym wizytom w salonie piękności „Paula's
Powder Puff", którego, jak przyznała, była wierną klientką od czasów prezydentury
Eisenhowera w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Poza tym Claire miała wielkie
serce. Zasługiwała na coś lepszego niŜ na wnuka, który nie potrafi znaleźć dla niej
czasu, gdy ona naprawdę go potrzebuje.
- Zapomnij o Davidzie. Proszę... - Anastazja przekręciła klucz w zamku i z uroczystą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire