Cassandra Clare - Piekielne maszyny 03 - Mechaniczna Księżniczka, Clare Cassandra - Piekielne maszyny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->,,MechanicznaKsiężniczka”CASSANDRA CLARE* Tłumaczenie nieoficjalne: Drużyna Dobra *PrologYork, Północna Anglia, rok 1847.- Boję się - powiedziała mała dziewczynka siedząca na łóżku. - Dziadku,mógłbyś zostać ze mną?Aloysius Starkweather wydał ze swego gardła dźwięk zniecierpliwienia iprzysunął krzesło bliżej łóżka. Ten niecierpliwy dźwięk był jedyną oznaką irytacji;tak naprawdę sprawiało mu przyjemność,żejego wnuczka tak bardzo mu ufała. Jegoszorstki sposób bycia nigdy jej nie przeszkadzał, pomimo jej łagodnego charakteru.- Nie ma się czym martwić, Adele - powiedział. - Zobaczysz.Spojrzała na niego wielkimi oczyma. Zazwyczaj ceremonia nadaniapierwszych run odbywała się w jednym z najwspanialszych pomieszczeń wInstytucie w Yorku, ale przez wzgląd na delikatne nerwy i kruche zdrowie Adelewyrażono zgodę, aby odbyła się w bezpiecznej przestrzeni jej sypialni.Siedziała u wezgłowia swojego łóżka z mocno wyprostowanymi plecami. Jejsuknia ceremonialna była czerwona, z wstążką tego samego koloru zawiązaną naplecach. Miała jasne włosy, jej oczy wydawały się być zbyt ogromne względemszczupłej twarzy, a ramiona zbyt wąskie.Wszystko w niej było kruche, niczym chińska porcelana.- Cisi Bracia - zaczęła. - Co oni mi zrobią?- Podaj mi rękę - powiedział, a ona ufnie wyciągnęła dłoń w jego stronę.Obrócił ją i zobaczył bladoniebieską siateczkężyłpod jej skórą.- Użyją swoich steli - wiesz czym jest stela - by narysować na tobie Znak.Zazwyczaj zaczynają od runy Wzroku, co wiesz z nauk, ale w twoim przypadkuzaczną od runy Siły.- Ponieważ nie jestem silna.- By wzmocnić twoje ciało.- Niczym bulion wołowy - Adele zmarszczyła nos.Roześmiał się.- Miejmy nadzieję,żenie będzie to nieprzyjemne. Poczujesz lekkie ukłucie,więc musisz być dzielna i nie płakać, bo Nocni Łowcy nie płaczą z bólu. Potemukłucie minie, a ty poczujesz się dużo silniejsza i zdrowsza. I to będzie koniecceremonii, zejdziemy schodami na dół i zjemy lodowe ciasto w ramachświętowania.Adele zastukała obcasami.- Będzie przyjęcie!- Tak, przyjęcie. I prezenty – Poklepał się po kieszeni, w której spoczywałomałe pudełko zawinięte w cieniutki błękitny papier, w którym znajdował się jeszczemniejszy pierścień rodzinny. - Jeden z nich mam tutaj, przy sobie. Dostaniesz gowtedy, gdy zakończy się ceremonia nadania Znaków.- Nigdy nie miałam zorganizowanego przyjęcia na moją cześć.- To dlatego,żestaniesz się Nocnym Łowcą - powiedział Aloysius. - Wieszdlaczego to jest takie ważne, prawda? Twoje pierwsze Znaki będą oznaczać,żejesteśNefilim, tak jak ja, jak twój ojciec i matka. Będą oznaczać,żejesteś częścią Clave.Częścią naszej rodziny wojowników. Kimś wyjątkowym i lepszym od innych.- Lepszym od innych - powtórzyła powoli, gdy drzwi jej pokoju otworzyły się iweszli doń dwaj Cisi Bracia. Aloysius ujrzał błysk strachu w oczach Adele.Wyciągnęła dłoń z jego uścisku. Zmarszczył brwi - nie lubił patrzeć na strachswojego potomstwa, lecz nie mógł zaprzeczyć,żeCisi Bracia byli straszni w tejswojej ciszy i swoich specyficznych, płynnych ruchach. Przeszli dookoła łóżka wstronę Adele, gdy drzwi znów się otworzyły i weszli przez nie rodzice dziewczyny:jej ojciec, syn Aloysiusa, w szkarłatnej zbroi; jegożonaw czerwonej sukni wyciętejw pasie i złotym naszyjniku, na którym wisiałaanielskaruna. Uśmiechnęli się docórki, która odwzajemniła się drżącym uśmiechem, aż została otoczona przezCichych Braci.Adele Lucinda Starkweather.Był to głos pierwszego z Cichych Braci, BrataCimona.Jesteś w odpowiednim wieku. To pierwszy raz, kiedy zostaniesz obdarowanaZnakami Anioła. Czy jesteśświadomazaszczytu jakiego doznałaś, i zrobisz wszystko,co w twojej mocy, aby być ich godna?Adele skinęła posłusznie głową.- Tak.Czy akceptujesz te Anielskie Znaki, które będą już zawsze zdobić twe ciało,przypominając wszystko, co zawdzięczasz Aniołowi i o twoichświętychobowiązkachwzględemświata?Ponownie skinęła posłusznie. Serce Aloysius'a rozpierała duma.- Akceptuję - powiedziała.Wobec tego zaczynamy.Stela błysnęła w długiej, białej ręce Cichego Brata.Wziął drżącą dłoń Adele i przyłożył jej do skóry końcówkę steli, rozpoczynającrysować.Czarne linie kłębiły się pod jej czubkiem, a Adele przyglądała się zezdziwieniem jak symbol Siły nabierał kształtu na bladej skórze jej ramienia, subtelnalinia krzyżowała się z innymi, przecinając jejżyły,okalając jej rękę. Jej ciało byłonapięte, jej małe zęby podążyły w kierunku dolnej wargi. Jej oczy błysnęły naAloysiusa, a on spojrzał w nie i zobaczył to.Ból. Normalnym było,żew czasie przyjmowania Znaków odczuwało sięodrobinę bólu, ale to, co ujrzał w oczach Adele było agonią.Aloysius zerwał się, posyłając krzesło na którym siedział za siebie.- Przestańcie! - zapłakał, lecz było już za późno. Runa została ukończona.Cichy Brat odsunął się, patrząc. Na steli była krew. Adele zaskomlała pomnaprzestrogi swego dziadka,żenie powinna płakać - lecz wtedy jej zakrwawiona,zraniona skóra zaczęła odchodzić od kości, czarniejąc i płonąc pod runą niczymogień i nie mogła nic poradzić na to,żeodchyliła głowę do tyłu i zaczęła krzyczeć, ikrzyczeć, i krzyczeć...***Londyn, rok 1873- Will? - Charlotte Fairchild otworzyła drzwi pokoju treningowego Instytutu. -Will, jesteś tutaj?Odpowiedział jej jedynie stłumiony pomruk.Drzwi otworzyły się na oścież, odsłaniając szeroki pokój z wysokim sufitem.Charlotte dorastała trenując w nim i bardzo dobrze znała każde wypaczenie wdeskach podłogowych, każdą prastarą tarczę namalowaną naścianiepółnocnej,kwadratowe okna, tak stare,żeich dół był cieńszy niż góra. Wśrodkutegopomieszczenia stał Will Herondale, dzierżący nóż w swej prawej dłoni.Odwrócił głowę w stronę Charlotte by na nią spojrzeć, a ona znowuzrozumiała, jakim dziwnym był dzieckiem - chociaż miał dwanaście lat, niewielebyło w nim z chłopca. Był bardzo uroczy, z gęstymi czarnymi włosami, któredelikatnie falowały w miejscu, gdzie dotykały jego, teraz mokrego od potu kołnierzai były przyklejone do jego czoła. Kiedy pierwszy raz pojawił się w Instytucie, jegoskóra była opalona od wiejskiego powietrza i słońca, lecz 6 miesięcyżyciaw mieściepozbawiły go tego koloru, powodując,żena jego policzkach pojawiły się rumieńce.Jego oczy były niespotykanie błękitne. Mógłby się stać pewnego dnia naprawdęprzystojnym mężczyzną, jeśliby tylko mógł coś zrobić z tym groźnym spojrzeniemstale wypaczającym jego oblicze.- O co chodzi, Charlotte? - warknął.Ciągle mówił z lekko walijskim akcentem, przeciągając samogłoski, comogłoby się nawet wydawać szarmanckie, gdyby nie ten groźny ton.Przetarł czoło rękawem, gdy weszła, po czym się zatrzymała.- Szukam cię od kilku godzin - powiedziała z dozą szorstkości, która miaławpływ na Willa. Niewiele rzeczy robiło to, gdy miał zły humor, który miał prawiezawsze. - Chyba nie zapomniałeś o tym, co powiedziałam ci wczoraj,żepowitamydzisiaj nowego przybysza?- Och, ależ pamiętam - Will rzucił swoim nożem. Wbił się tuż za okręgiemtarczy, pogłębiając jego groźne spojrzenie. - Tylko,żemnie to po prostu nieobchodzi.Chłopiec stojący za Charlotte wydał z siebie stłumiony dźwięk.Śmiech,mogłaby pomyśleć, ale jak mógłby go z siebie wydać? Została ostrzeżona,żechłopiec, który przybędzie z Szanghaju do Instytutu nie czuł się zbyt dobrze, leczwciąż była w szoku; odkąd wyszedł z powozu, blady i drżący niczym trzcina nawietrze, jego czarne kręcone włosy były przetkane srebrem, jakby był mężczyzną wwieku lat osiemdziesięciu, a nie dwunastoletnim chłopcem. Jego oczy były szerokie isrebrno-czarne, dziwnie piękne, lecz natarczywe w jego delikatnej twarzy.- Will,powinieneś byłbyć uprzejmy - powiedziała teraz i wyciągnęła chłopcazza swoich pleców, wprowadzając go do pokoju. - Nie przejmuj się Willem. On jestpo prostu humorzasty. Willu Herondale, chciałabym cię przedstawić JamesowiCarstairsowi z Instytutu w Szanghaju.- Jem - powiedział chłopiec. - Wszyscy mówią na mnie Jem. - Zrobił kolejnykrok w stronę pokoju, jego skierowane na Willa spojrzenie wyrażało przyjacielskąciekawość. Mówił bez cienia akcentu, ku zaskoczeniu Charlotte, no ale w końcu jegoojciec jest - to znaczy był - Brytyjczykiem. - Wy też możecie.- Cóż, jeżeli wszyscy cię tak nazywają, to chyba dostąpiłbym ogromnegozaszczytu, nieprawdaż? - Ton Willa był zgryźliwy: jak na jego młody wiek byłniesamowicie dobrze obeznany ze wszelkimi formami nieuprzejmości. - Sądzę,żewkrótce odkryjesz, Jamesie Carstairs,żedla nas obu byłoby najlepiej, gdybyśtrzymał się z dala ode mnie i zostawił mnie samego.Charlotte westchnęła w duchu. Miała wielką nadzieję,żeten chłopiec, będącyw wieku Willa, mógłby rozbroić gniew i złośliwość Willa, ale wydawało sięoczywistym,żeWill mówił prawdę, gdy mówił jej,żenie obchodzi go inny chłopiecbędący Nocnym Łowcą, który przybędzie do Instytutu. Nie chciał mieć przyjaciół,ani też być nim dla kogoś.Spojrzała na Jema, spodziewając się,żeujrzy jego zaskoczenie, lub ból, ale ontylko uśmiechał się lekko, jakby Will był małym kotkiem, który chciał go ugryźć.- Nie trenowałem, odkąd opuściłem Szanghaj - powiedział Jem. - Szukampartnera, kogoś z kim mógłbymćwiczyć.- Ja mógłbym - zaczął Will. - Ale potrzebuję kogoś, kto dorównałby mi kroku,a nie jakieś chore stworzonko, które wygląda, jakby wisiało nad grobem. Chociażpodejrzewam,żemógłbyś być przydatny w nauce trafiania do celu.Charlotte wiedząc, co uczyniła względem Jamesa Cartairsa - fakt, którym się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire