Cartland Barbara - Pośród szpiegów, 1, ebooki nowe 2011
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Cartland
Pośród szpiegów
Solita and the Spies
Od Autorki
Anglicy wynaleźli podwodny kabel i w latach
dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku otoczyli nim całe
Imperium. Pomiędzy rokiem 1870 a 1897 rachunki
Kolonialnego Biura Telegraficznego wzrosły z 800 do 8000
funtów rocznie.
Pomimo swych słabych stron sieć telegraficzna
zapoczątkowała nie mający precedensu w historii przełom w
dziedzinie komunikacji.
Pierwsze połączenia z Indiami nie były zadowalające,
gdyż szlak przebiegał przez wrogie kraje, co powodowało
nieustanne zakłócenia przekazu.
W 1870 roku Brytyjczycy poprowadzili podwodny kabel
przez Gibraltar, Maltę, Aleksandrię, Suez i Aden do Bombaju.
Gdyby choć jedna z tych linii została przerwana, nie byłoby
możliwości połączenia się z Indiami na półkuli południowej.
Jedyny alternatywny szlak prowadził z Australii przez Jawę.
Kładąc kable i zakładając wzdłuż linii specjalne
generatory, Anglicy docierali do najodleglejszych zakątków
świata.
Stacja Telegrafu Lądowego w Alice Springs była jednym
z najodludniejszych miejsc w Imperium. Leżała tysiąc mil na
południe od Darwin i tysiąc na północ od Adelaide, dwóch
najbliższych miast.
A jednak stukot aparatu Morse'a w cudowny sposób
połączył Alice Springs z Kalkutą, Maltą i stolicą Imperium na
drugiej półkuli.
Osiągnięcia w rozwoju transportu morskiego, poczty i
telegrafu uczyniły z Anglików władców międzynarodowej
komunikacji.
Nikt inny nie prowadził działań na taką skalę.
R
OZDZIAŁ
1
Rok 1882
Pociąg stanął. Solita wyjrzała przez okno i zorientowała
się, że przybyła na miejsce przeznaczenia. Kufer miała ze sobą
w wagonie. Kiedy powiedziała bagażowemu, dokąd jedzie,
mężczyzna oznajmił:
- To będzie Halt, panienko, a wagon towarowy nie
wjeżdża na peron.
Solita nie rozumiała dlaczego, dopóki nie ujrzała stacji.
Składała się ona z małego budynku i peronu o długości
zaledwie jednego wagonu.
Dziewczyna wyszła teraz z pociągu, a stary i
zniedołężniały bagażowy wyciągnął kufer.
W tym czasie dwaj elegancko ubrani lokaje w galowych
liberiach podeszli do następnego wagonu. Solita domyśliła się,
że wyszli na spotkanie kogoś, kto również podróżował tym
pociągiem, ale nie zainteresowało jej to specjalnie.
Powiedziała do bagażowego, który wiózł na wózku kufer:
- Chciałabym wynająć dorożkę.
- Nie ma tu żadnej - odparł staruszek.
Solita nie uwierzyła mu, dopóki nie znaleźli się na
zewnątrz stacji. Zobaczyła tam tylko dwa pojazdy.
Jeden był eleganckim, zaprzężonym w cztery konie,
żółtym faetonem ( Faeton - lekki, wysoki, czterokołowy
pojazd konny, resorowany, otwarty, bez bocznych drzwiczek,
z podnoszoną budą.) z czarnymi kołami, drugi otwartym
brekiem (Brek - odkryty, czterokołowy pojazd konny na
resorach, z bocznymi ławkami, mieszczący do dziesięciu
osób.), który służył do przewozu bagażu i służby.
Zatrzymała się niezdecydowana, rozmyślając, co robić.
Potem usłyszała, że pociąg rusza i zobaczyła wychodzącego
ze stacji mężczyznę.
Dżentelmen robił imponujące wrażenie. Był wysoki,
barczysty i elegancko ubrany. Kapelusz miał fantazyjnie
zsunięty na bok.
Nie spiesząc się, podszedł do faetonu. Gdy do niego
dotarł, Solita odzyskała głos.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała - ale chyba nie ma tu
żadnych środków transportu dla obcych. Czy byłby pan tak
uprzejmy i podwiózł mnie do zamku Calver Castle?
Dżentelmen, który już wsiadał do faetonu, odwrócił się,
by na nią spojrzeć. Pomyślała, iż zdziwił go jej widok.
- Ja... przepraszam, że... zawracam panu głowę - rzekła
cicho - ale nie widzę innego sposobu dostania się do zamku.
- Jest pani zaproszona?
- Niezupełnie, ale muszę... zobaczyć się z księciem.
Dżentelmen zawahał się, lecz widocznie podjął decyzję, bo
powiedział:
- Zatem muszę panią do niego zabrać.
- Dziękuję bardzo.
Solita obiegła faeton i wspięła się zwinnie do środka.
Dżentelmen ujął lejce. Gdy tylko Solita usadowiła się na
miejscu, trzymający konie lokaj puścił je i pospiesznie zajął
siedzenie z tyłu. Faeton był już w ruchu i dziewczyna
zastanawiała się, co zrobiłby służący, gdyby nie zdążył
wsiąść.
Opuścili Halt i Solita mogła teraz obserwować zielony
krajobraz, rozkwitające pąki drzew i pierwiosnki pojawiające
się już w żywopłotach.
Przejechali kawałek drogi, nim dżentelmen powiedział:
- Twierdzi pani, że chce zobaczyć się z księciem.
Dlaczego?
Ponieważ Solita podziwiała krajobraz, odparła bez
zastanowienia:
- Chcę mu powiedzieć, że jest gruboskórny, egoistyczny,
nieczuły i bardzo niewdzięczny!
Mówiąc to, uświadomiła sobie, iż popełniła niedyskrecję i
dodała nieskładnie:
- Proszę mi wybaczyć... nie powinnam była... mówić
tego... obcej osobie.
- Jestem ciekaw, co książę zrobił, by panią obrazić.
- Zakomunikuję to jemu samemu - odrzekła Solita. Przez
chwilę jechali w milczeniu. W końcu dżentelmen zauważył:
- Jest pani zbyt młoda, by podróżować samotnie. Nieomal
dodał: „I zbyt ładna".
Gdy poprosiła o podwiezienie, poczuł się zaskoczony
widokiem wielkich błękitnych oczu, patrzących na niego z
małej twarzy w kształcie serca, okolonej włosami o barwie
słońca.
Pomyślał, iż to wyjątkowe. Tak wyglądająca dziewczyna
nie powinna podróżować bez przyzwoitki, nawet jeżeli Calver
Halt leżało w niewielkiej odległości od Londynu.
- Muszę się sama o siebie troszczyć - odpowiedziała
Solita - i to również wina księcia!
- Jestem pewien, że można mu przypisać wiele grzechów
- rzekł mężczyzna drwiąco - ale nie pojmuję, jak mógł
przeoczyć, iż potrzebuje pani przyzwoitki!
Solita pomyślała, że towarzysz podróży kpi z niej w żywe
oczy. Wysoko uniosła podbródek. Uznała mężczyznę za
impertynenta.
- Dobrze zna pan księcia? - zapytała po jakimś czasie.
- Wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie ucieszy się z
potępienia, jakim go pani darzy.
- Zasługuje... na wszystko, co powiedziałam, a nawet na
więcej! - odparła Solita ostro.
- Potępia pani biednego człowieka, nie dając mu szansy
na obronę - zauważył dżentelmen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]