Cartland Barbara - Narzeczona gubernatora, 1, ebooki nowe 2011
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Cartland
Narzeczona gubernatora
Love at the Helm
OD AUTORKI
Lord Mountbatten pomagał mi w odtwarzaniu tła
historycznego wielu moich powieści, zwłaszcza tych, które
mają związek z marynarką wojenną. Wpływy ze sprzedaży
„Marzenia i chwały", do której to książki lord Mountbatten
dostarczył mi szczegółów na temat okrętów angielskich i
francuskich z okresu zajęcia Malty, zostały przekazane
Brygadzie Pierwszej Pomocy Kościoła św. Jana.
Lord Mountbatten napisał też przedmowę i dorzucił garść
ciekawostek do „Barbary Cartland księgi bezużytecznych
informacji", rozpowszechnianej na rzecz Światowego
Zjednoczenia Szkół. Przed swoim wyjazdem na wakacje do
Irlandii, gdzie został brutalnie zamordowany, snuł projekty
napisania powieści rozgrywającej się na tle dziejów
marynarki, jej sprzedaż miała wesprzeć inne liczne dzieła
dobroczynne tak bliskie jego sercu.
Po jego śmierci książę Walii utworzył Fundację
Mountbattena, na rzecz której przekazane zostaną wpływy z
niniejszej powieści. Fabułę tego utworu omówiłam z lordem
Mountbattenem, który przekazał mi wiadomości na temat
korsarzy amerykańskich, bitew morskich oraz poinformował o
warunkach służby i dyscyplinie na brytyjskim
dwupokładowcu w tamtych czasach.
Winna jestem również ogromną wdzięczność panu
Johnowi Barrattowi, długoletniemu zarządcy i przyjacielowi
lorda Mountbattena, który również służył w Królewskiej
Marynarce, za usunięcie usterek w korekcie.
Przebywając na Antigui kilka lat temu zwiedziłam Dom
Clarence'a, Dom Admirała i Stocznię Nelsona. Obiekty te
zachwyciły mnie, podobnie jak cała ta piękna wyspa ze swym
cudownym klimatem, uroczymi plażami i palmami
kołyszącymi się na wietrze.
Wojna między Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi,
która zakończyła się w roku 1814, przyniosła obu stronom
same straty. Brytyjska przewaga na morzu dała się we znaki
Amerykanom, paraliżując ich handel zamorski. Z drugiej
strony korsarze amerykańscy - 515 kapitanów otrzymało
odpowiednie patenty korsarskie - siali spustoszenie wśród
brytyjskich statków handlowych; ofiarą ich padło co najmniej
1345 jednostek.
Na małą skalę proceder korsarski utrzymywał się jeszcze
przez rok, do czasu zakończenia wojny z Francją, po czym
zniknął ze sceny na ponad pól wieku.
ROZDZIAŁ 1
1815
Kapitan Konrad Horn wysiadł z dyliżansu pocztowego na
Whitehall w pobliżu gmachu admiralicji.
Wchodząc tam rzucił okiem na kotwicę umieszczoną na
tympanonie portalu, wspartym na czterech kolumnach
korynckich, i pomyślał jak zwykle, że robi to wrażenie.
Podając swe nazwisko służącemu w przedsionku, Horn
pochwycił w jego wzroku wyraz podziwu. Spotykał się z tym
niezmiennie od chwili, gdy jego statek zawinął do portu.
Jeszcze miał w uszach okrzyki tłumów zgromadzonych na
nabrzeżu:
- Tygrys! Tygrys Horn! Tygrys! - rozbrzmiewało ze
wszystkich stron, gdy rzucali cumy, a majtkowie uwijali się na
rejach, zwijając żagle. Potem, w drodze do Londynu,
wiwatom i gratulacjom nie było końca.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że wrócił żywy z tej wyprawy.
Jako doświadczony marynarz wiedział, że jego szanse w tej
grze były niewielkie, a jednak odniósł sukces przekraczający
najśmielsze oczekiwania. Wiedział też, że wraki francuskich
okrętów, które znaczyły trasę jego podróży, to gwoździe do
trumny Napoleona,
Służący właśnie wracał, lecz nim zdążył podejść,
otworzyły się drzwi i na korytarz wyszedł mężczyzna w
mundurze. Poznawszy Horna, powitał go wesołym okrzykiem.
- Konrad! A więc nie na próżno miałem nadzieję, że cię
jeszcze kiedyś zobaczę!
Podszedł, utykając, i wyciągnął do niego rękę, którą
kapitan Horn uścisnął serdecznie.
- John! Jak się masz? Martwiłem się o ciebie. Nie
spodziewałem się, że cię tu zastanę.
- Miałem szczęście, że znaleźli dla mnie pracę na lądzie,
bo na morzu na nic się już nie przydam.
- Pewnie bardzo nad tym bolejesz - powiedział
współczująco Konrad Horn. - Ale zawsze co mundur to
mundur.
- Myślałem już, że na resztę życia pójdę w odstawkę, ale
lekarz jakoś mnie z tego wyciągnął - a właściwie zrobiła to
moja żona, która jest lepszym doktorem niż oni wszyscy
razem wzięci.
- Nie wątpię w to - Konrad Horn zacisnął usta.
Zapadło milczenie. Przyjaciele myśleli o tym samym: o
niedostatecznym przygotowaniu lekarzy okrętowych do ich
zadań. Często byli to prawdziwi rzeźnicy; zdarzało się im
wyprawić na tamten świat więcej marynarzy, niż zdołał
uśmiercić wróg.
- Ale nie mówmy o mnie; opowiedz raczej o sobie -
ocknął się kapitan Huskinson. - Oczywiście gratuluję ci z
całego serca, Konradzie. Twoje raporty czytało się jak
najlepsze powieści przygodowe.
- Szkoda, że ciebie ze mną nie było.
- Ja też żałuję - powiedział przyjaciel. - Nikt poza tobą nie
potrafi tak nękać przeciwnika nocnymi atakami wzdłuż całego
wybrzeża ani tak sprytnie wymykać się przeważającym siłom
wroga.
Roześmiali się obaj na wspomnienie zgoła sztubackiego
psikusa, którego kapitan Konrad Horn wypłatał dwóm
wielkim fregatom nieprzyjacielskim w Zatoce Biskajskiej.
Dowodzona przez niego lekka fregata „Tygrys" wyrządziła już
tyle szkód flocie Napoleona poważnie nadszarpniętej pod
Trafalgarem, że zwróciła na siebie powszechną uwagę; ścigały
ją niezmordowanie wszystkie okręty i francuskie, i państw
podbitych przez Napoleona.
Incydent, do którego aluzję czynił John Huskinson, zaczął
się o zmierzchu. Widząc, że przeciwnik ma więcej okrętów i
armat, Konrad Horn postawił wszystkie żagle, mając nadzieję,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]