Cartland Barbara - Najpiękniejsze miłości 72 - Kochankowie w raju, 1, NOWE EBOOKI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Cartland
Kochankowie w raju
Od Autorki
W dniu 25 maja 1905 roku chiński parowiec został
wyrzucony na brzeg wyspy Sanur jakieś cztery mile od
Badungu. Balijczycy złupili wrak, jak to zwykli byli robić od
setek lat, ale holenderski rząd zażądał od radży Badungu
odszkodowania w wysokości siedmiuset tysięcy pięciuset
florenów. Radża uznał to za obelgę i odmówił zapłaty.
Holendrzy od dawna czekali na pretekst, by wkroczyć na
wyspę, i w roku 1906 wysłali ekspedycję wojskową na
południową część Bali. Otoczeni ze wszystkich stron przez
siły holenderskie Balijczycy, widząc, że nie mają szans, by
odeprzeć wroga, postanowili raczej umrzeć niż się poddać.
W nocy 20 września książę podpalił pałac i następnego
ranka otworzył bramy. Tysiące Balijczyków wolno podążało
w kierunku holenderskich armat. Mężczyźni, lśniący od
klejnotów, mieli na sobie swoje odświętne czerwono - czarno
- złote szaty, kobiety z dziećmi na rękach, obwieszone
biżuterią i perłami, ubrane były jedynie w białe sarongi.
Na tronie, podtrzymywanym przez najwyższych
wojowników, siedział radża, smukły młody mężczyzna, blady
i milczący. Nieoczekiwanie, w odległości około pięćdziesięciu
metrów od Holendrów, radża wyciągnął z pochwy swój kris.
Na ten sygnał Balijczycy rzucili się na swe miecze. Na myśl o
śmierci ogarnęła ich dziwna egzaltacja. Ofiara z ich ciał była
ofiarą złożoną bogom w odwiecznej walce dobra ze złem.
Holenderski kapitan rozkazał strzelać i rozpoczęła się
rzeź. Padł radża, a wraz z nim setki jego poddanych - ranne
kobiety zadawały śmiertelne ciosy swoim dzieciom, mężowie
zabijali żony. Balijscy wojownicy i dzieci, dzierżąc dzidy i
noże, atakowali ziejące ogniem działa. Trzykrotnie Holendrzy
wstrzymywali ogień, usiłując w ten sposób przerwać rzeź, lecz
Balijczycy postanowili umrzeć. Z wyjątkiem kilkorga dzieci
nikt nie przeżył masakry. To był koniec - teraz Holendrzy
zostali panami całej wyspy.
Dzisiaj na placu w Des Pasar (niegdyś Badung), gdzie to
się wydarzyło, jest boisko do gry w piłkę nożną.
W roku 1920 i 1924 wydano więcej zezwoleń katolickim i
protestanckim misjonarzom na prowadzenie działalności
misyjnej na Bali, ale cały ich wysiłek skazany był na
niepowodzenie.
W roku 1945 holenderskie Indie Wschodnie uzyskały
niepodległość. Pięć lat później proklamowano republikę, a
cały archipelag przyjął nazwę Indonezji.
R
OZDZIAŁ
1
1892
Hrabia Wiktor van Haan spoglądał ponuro na lśniące pola
ryżowe, pokryte lasami górskie szczyty i roziskrzone w słońcu
pierzaste palmy kokosowe. Wszystko było zielone: soczysto
zielone pola ryżowe, drzewa, doliny. Nawet kwiaty jaśminu i
tjempake zdawały się tracić swe delikatne, białe piękno pośród
otaczającej je zieleni.
Schodząc z parowca, który płynął na Bali
nieprawdopodobnie długo, hrabia pomyślał, że wygnanie,
nawet do najpiękniejszego zakątka świata, budzi zawsze
uczucie przygnębienia.
Mimo że jego pobyt na wyspie miał nie potrwać długo -
licząc miesiące podróży prawdopodobnie niecały rok - to
jednak było to wygnanie, które go w najwyższym stopniu
upokorzyło.
Kiedy królowa wdowa wezwała go do swego pałacu w
Amsterdamie, spodziewał się, że czeka go nowy obowiązek na
dworze lub przyjęcie w imieniu królowej dostojnego gościa,
który przybył do Holandii.
Często go o to prosiła wiedząc, że jego osobisty urok,
dyplomacja i wiedza o świecie były zawsze niezwykle
przydatne w sytuacji, kiedy Niderlandy nie miały króla, który
pełniłby reprezentacyjne funkcje.
Powiedział sobie jednakże, że królowa wdowa zabrała mu
już wystarczająco dużo czasu w ciągu ostatnich kilku
miesięcy, nie ulegnie więc naciskom i nie będzie robić
niczego, na co nie miałby ochoty.
Zbyt często obarczano go towarzystwem wyjątkowo
nudnych i nadętych mężów stanu, a przeciągające się bankiety
oraz nie kończące się konferencje stały się dlań istną
męczarnią.
Poza tym hrabia, którego uważano za najatrakcyjniejszego
mężczyznę w Holandii i który był dalekim kuzynem królowej
wdowy, był w każdym domu mile widziany, toteż zapraszano
go chętnie.
W dniu śmierci Wilhelma III w 1890 roku dziesięcioletnia
księżniczka Wilhelmina została królową, a jej matka
mianowana regentką. Dwa lata później młodziutka królowa
Wilhelmina nadal pobierała nauki.
Hrabia był szczerze oddany jej matce, a swojej kuzynce, i
zawsze okazywał swą lojalność i szacunek królowej wdowie.
Gotów był być na jej usługi i spełniać liczne obowiązki, jakie
nań nakładała, jeśli nie kolidowały zanadto z jego własnymi
planami. Nic więc dziwnego, że przed trzydziestym rokiem
życia stał się samolubny i miał wygórowane pojęcie o swojej
osobie. Trzeba jednak przyznać, że był niezwykle przystojny,
a ponadto jego osobowość wywierała wrażenie na każdym,
kto gościł na nudnym, konserwatywnym dworze
holenderskim.
Być może wynikało to z tego, że hrabia był tylko w
połowie Holendrem.
Jego ojciec stał na czele jednej z najbardziej szanowanych
i liczących się rodzin w całym kraju.
Historia rodziny van Haanów była jednocześnie historią
Niderlandów i trudno by wymienić ważne wydarzenie
dziejowe, w którym nie zapisałby się chlubnie jakiś van Haan.
Natomiast matka hrabiego była Francuzką, córką księcia
de Briaca. Słynęła nie tylko z urody, ale też ze swej
inteligencji i żywiołowej radości życia. Chętnie więc widziano
ją w intelektualnych salonach Paryża, gdzie bywały liczące się
osobistości. Wszyscy więc zgodnie przepowiadali, że związek
hrabiego Hendriha van Haana i Madeleine de Briac zaowocuje
niezwykłym potomstwem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]