Carroll Jonathan - Biaee Jabeka,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carroll Jonathan
Białe Jabłka
Dla Andrei L. Padinhy -
niegdyś studentki,
później przyjaciółki,
na zawsze mojej bohaterki,
oraz
dla Neila Gaimana
Stokrotne podziękowania dla:
Niclasa Bahna,
Borisa Kiprova
i Chrisa Rolfe’a
za ich nieustającą zachętę do pracy
nad Białymi jabłkami.
Miłość, sen i śmierć nadchodzą pomału;
Schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
A. C. Swinburne, W ogrodzie
Bóg z wody
Cierpliwość nie życzy sobie w domu
Zdumienia, bo Zdumienie to okropny gość.
Zużywa cię do cna, nie przejmując się tym,
co kruche i nie do zastąpienia. Jeśli cię
uszkodzi, wzru- sza ramionami i idzie dalej,
jakby nigdy nic. Nieproszone, czę- sto
sprowadza swych podejrzanych przyjaciół:
wątpliwość, zazdrość, chciwość. Razem
zaprowadzają własne porządki;
przemeblowują wszystkie twoje pokoje dla
własnej wygody. Mówią dziwnymi językami,
nie siląc się na tłumaczenie. Pi- traszą w
twoim sercu nieznane potrawy o
dziwacznych sma- kach i aromatach. Co
czujesz, gdy wreszcie odchodzą - radość czy
smutek? Cierpliwość zawsze zostaje z miotłą
w ręku. Lubiła trzymać świeczki w sypialni.
Zdaniem Ettricha świeczki miały swoje
miejsce w kościele, na urodzinowym torcie i
podczas przerwy w zasilaniu. Nigdy jednak
jej tego nie powiedział, nawet półżartem.
Była bardzo wrażliwa - brała na serio
wszystko, co mówił. Wkrótce po tym, jak się
poznali, zdał sobie sprawę, że łatwo, zbyt
łatwo, można ją zranić. Wystarczyło jedno
ostre słowo lub sarkastyczna uwa- ga, by
całkiem ją znokautować. Sama wyznała, że
dopiero niedawno wydobyła się z poczucia,
że musi zadowolić cały świat.
- Brałam narkotyki, choć ich nie cierpiałam -
oświadczyła. - Chciałam, żeby mój chłopak
mnie kochał, więc ćpałam razem z nim.
Byłam śmierdzącym tchórzem.
Umiała się przyznać do błędów. Od początku
była gotowa zdradzić mu swoje
najintymniejsze sekrety. Było to zarazem
ekscytujące i żenujące. Ettrich trochę ją
kochał.
11
Któregoś dnia, spacerując przez miasto,
przeszedł obok sklepu. Na widok kobiet oczy
Ettricha stawały się żarłoczne. On nie był
tego świadom, lecz jego oczy widziały
wszystko, co wiązało się z kobietami: ich
stroje, sposób palenia papie- rosów, rozmiar
stóp, odruch zaczesywania włosów, kształt
torebki, odcień lakieru na paznokciach.
Czasem mijała se- kunda, zanim pojął, że
jego umysł coś zarejestrował: szcze- gół,
odgłos, mgnienie. Wtedy spoglądał
ponownie. Za każ- dym razem przekonywał
się, że odebrane nieświadomie im- pulsy
były prawdziwe: rzeczywiście dostrzegł
połysk słońca na zielonej jedwabnej bluzce
naciągniętej na pokaźny biust. Dłoń na
stole, dziwnie szorstką i toporną, należącą
do nie- zwykle eleganckiej kobiety. Albo
intrygujące oczy w kształ- cie migdałów
czytające francuską gazetę sportową. Albo
pro- mienny uśmiech na twarzy niepozornej
kobiety, który zmie- niał ją nie do poznania.
W dniu, kiedy się spotkali, Ettrich przeszedł
obok jej nie- wielkiego sklepu. Mijał go
przedtem wiele razy w drodze do pracy,
nigdy jednak nie zaglądał w okno
wystawowe. A jeśli nawet, nie przypominał
sobie, co tam widział. Był to fragment
codziennej scenerii, tło jego życia. Ale dziś
spojrzał tam i zo- baczył ją - wpatrzoną w
niego.
Co dostrzegł najpierw? Później usiłował
sobie przypomnieć ten moment, ale bez
skutku. Obszerne szklane drzwi sklepu były
zamknięte. Kobieta gapiła się prosto na
niego. Była drob- na. Może właśnie to
przykuło jego uwagę. Była drobna i miała
szczupłą, zmysłową twarz psotliwego
aniołka. Wyglądała jak podrzędny
cherubinek; który przypadkiem znalazł się
na fre- sku w wiejskim kościele gdzieś we
Włoszech. Mimo świętego oblicza w jego
spojrzeniu jest coś jeszcze, jakaś przekora,
któ- ra każe się domyślać, że modelem dla
tego niebiańskiego dusz- ka była zapewne
kochanka artysty.
Miała na sobie błękitną letnią sukienkę,
która opadała jej akurat do kolan. Choć nie
zachwyciła Ettricha urodą, tak jak inne
kobiety, jednak zwolnił kroku, a potem
zrobił coś dziwne- go. Zatrzymał się i
pokiwał do niej. Nieznaczny ruch dłoni
uniesionej na wysokość piersi. Wykonując
ten gest, pomyślał: po co ja to robię?
Upadłem na głowę?
12
Powietrze wokół niego wypełniło się nagle
wonią gorącej pizzy. Ettrich obrócił się lekko
i ujrzał faceta niosącego wiel- kie biało-
czerwone pudełko. Kiedy odwrócił się z
powrotem, kobieta za szklanymi drzwiami
odpowiedziała mu kiwnięciem ręki. Przez
moment, trwający może półtorej sekundy,
zasta- nawiał się, dlaczego ona to robi.
Czemu do mnie macha? Był to ładny, bardzo
kobiecy ruch. Jej prawa dłoń, przysunięta do
piersi, poruszała się szybko w lewo i w
prawo, jak wycieracz- ka na szybie auta.
Spodobały mu się zarówno ten gest, jak i
kryjący się za nim uśmiech - ciepły, otwarty,
śmiały. Posta- nowił wejść do środka.
- Cześć - rzucił bez wahania. Jego serce
przepełniały spo- kój i szczęście. Był w
swoim żywiole. W ciągu lat Vincent Et- trich
nawiązał znajomość z tak wieloma
kobietami, że perfek- cyjnie opanował
modulację swego głosu. Tym razem powita-
nie zabrzmiało radośnie i przyjacielsko -
cieszę się, że cię widzę! W jego głosie nie
było mrocznych, męskich czy seksual- nych
tonów. Jeśli przez następne kilka minut
wszystko do- brze się ułoży, Ettrich będzie
mógł to wykorzystać później.
- Cześć - odpisnęła cicho, jak małe dziecko,
które patrzy na ciebie z nadzieją w oczach,
chcąc i jednocześnie bojąc się podejść.
Cofnęła rękę i oparła ją na lewej piersi, jak
gdyby badała sobie tętno. - To było bardzo
miłe. Podobało mi się, że pan to zrobił.
Poczuł pustkę w głowie.
- Co takiego?
- Że pomachał pan do mnie. Mimo że się nie
znamy. To jak podarunek od nieznajomego.
- Nie mogłem się powstrzymać.
Zmarszczyła brew i odwróciła spojrzenie. To
z kolei jej się nie spodobało. Nie chciała
słyszeć od następnego mężczyzny, że jest
ładna i że tamten chce ją poznać. Pragnęła
tylko otrzy- mać nieoczekiwany prezent od
nieznajomego, po czym wrócić do
normalnego życia.
- Zobaczyłam pana wcześniej niż pan mnie -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]