Carol Marinelli - Ostatni reportaż Erin, ● Harlequin Medical(2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carol Marinelli
Ostatni reportaż Erin
Rozdział 1
– Jestem umówiona z ekipą w poniedziałek o wpół do dziewiątej! – Erin Casey
wpadła jak bomba do salonu. – Tym razem obiecują mi emisję w czasie najwyższej
oglądalności. – Z impetem usiadła obok siostry. Anna zamknęła książkę i z
westchnieniem rezygnacji położyła ją na stoliku.
– Kto ci to powiedział? – Jej stoicki spokój zdecydowanie kontrastował z
entuzjazmem Erin.
– Dave. Ma być szefem kamerzystów. Podobno uważają, że ten reportaż to
duża sprawa, no i przydzielili go mnie. Czułam, że coś się wydarzy! Mój horoskop
na ten miesiąc zapowiada niepowtarzalną okazję. To na pewno ma coś wspólnego z
wyborami.
Anna roześmiała się.
– Dostałaś zgodę na wywiad z premierem?
– Kto wie? Może zależy im na świeżym spojrzeniu.
– Mieliby to jak w banku. Nie przywiązuj się za bardzo do tej myśli, dopóki nie
usłyszysz tego z pierwszych ust. Dobrze wiesz, w jakim tempie oni zmieniają
zdanie.
– Racja – przytaknęła Erin. – Ale nie chcę całe życie robić reportaży o kolejnej
aferze z dietą odchudzającą albo o nieuczciwych firmach budowlanych. W
poniedziałek wszystko się wyjaśni. Co chcesz na kolację? Dzisiaj ja mam dyżur w
kuchni, więc pomyślałam, że mogłybyśmy pójść do pizzerii.
– To miałaby być domowa kolacja? – zakpiła Anna. – o mnie się nie martw.
Umówiłam się z Jordanem. Nie tylko tobie przydarzyło się dzisiaj coś ważnego. –
Wyciągnęła przed siebie dłoń i o mało nie spadła z kanapy, ponieważ Erin jak
zwykle spontanicznie rzuciła się jej na szyję.
– Zaręczyłaś się? Kiedy? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pozwalasz mi gadać o
jakimś głupim programie telewizyjnym, a sama siedzisz cicho! – Podziwiała
gustowny pierścionek z brylantem. – Piękny... Przepiękny. Mogę przymierzyć?
– Za duży – ostrzegła ją Anna.
Ściskając wąskie palce, aby pierścionek się nie zsunął, I nie zwracając uwagi na
poobgryzane paznokcie, Erin napawała się jego pięknem.
– Kiedy Jordan ci się oświadczył?
– Dzisiaj. W przerwie na lunch przyjechał do biblioteki, więc od razu się
zorientowałam, że coś jest grane. Zabrał mnie na piknik nad rzeką i
niespodziewanie poprosił o rękę. Parę dni wcześniej namówił kierowniczkę
biblioteki, żeby dała mi dzisiaj wolne popołudnie, więc już wszyscy o tym
wiedzieli. Dziwnie się zachowywali. Przed przerwą pani Heatherton przyszła do
mnie i powiedziała, żebym coś ze sobą zrobiła, na przykład poprawiła makijaż.
Mówiła, że jestem bardzo blada. – Anna spoważniała. – Jordan nie bardzo
wiedział, jak ma postąpić. Może powinien zapytać ciebie o zgodę?
– Nie żartuj. – Wcale nie było jej lekko na sercu.
– Ty mnie wychowałaś. Ale powiedziałam mu, że czułabyś się zakłopotana.
Dzisiaj wieczorem powiemy o tym jego rodzicom. Pomyślałam, że w sobotę
moglibyśmy to jakoś uczcić. Nic wielkiego. Tylko nasze dwie rodziny.
– Nie mam nic przeciwko temu. Nie wyobrażaj sobie jednak, że pozwolę ci
wykręcić się skromnym ślubem.
Mamy pieniądze na porządny ślub. Postarałam się o to, kiedy... no wiesz. –
Objęła Annę. – Rodzice bardzo by się ucieszyli. Wiesz o tym, prawda?
– Mam nadzieję. Jestem pewna, że polubiliby Jordana.
– Jak można go nie lubić? Jest przystojny, miły, zapowiada się na dobrego
prawnika, a poza tym kochasz go. Tylko się nie rozklejaj. Chcesz się pokazać
przyszłym teściom z oczami jak królik?
Anna rozpłakała się na dobre.
– Wiem, że nie było ci łatwo. Nieźle dałam ci w kość. Jestem ci bezgranicznie
wdzięczna.
– Zostaw to sobie jako temat weselnego przemówienia – przerwała jej Erin. –
Zacznij się szykować. Dochodzi siódma. Dobrze wiesz, jaki Jordan jest
punktualny.
– Lepiej o tym nie mów. Nie wiem, jak zdołam się przyzwyczaić do mieszkania
z kimś, kto sam wkłada swoje rzeczy do kosza z brudami i sprząta po sobie.
– Będziesz za mną tęsknić – rzekła Erin z uśmiechem. Nie przestając żartować,
pomogła Annie ubrać się na tę okazję, nie omieszkała nawet przypomnieć jej o
zabraniu inhalatora na wypadek ataku duszności. – Lepiej żebyś nie zaczęła rzęzić
nad półmiskiem z homarem.
Uśmiech zniknął z jej twarzy dopiero, gdy wycałowała przyszłego szwagra,
wzniosła szampanem toast za ich wspólną przyszłość i odprowadziła oboje do
samochodu. Wróciwszy do ogromnego domostwa, zadumała się z kieliszkiem w
dłoni, oglądając fotografie ustawione nad kominkiem. Mama i tata, uśmiechnięci,
dumnie wyprostowani, przed nimi jedenastoletnia Anna, trochę onieśmielona
sytuacją. Na jej twarzyczce, okolonej kruczoczarnymi lokami, maluje się brzydki
cień gniewu – zwiastun zbliżającego się, wyjątkowo trudnego okresu dojrzewania.
Zdjęcie osiemnastoletniej Erin ze szczeniaczkiem w ramionach. Była wtedy tak
samo chuda jak obecnie i miała bardzo podobną, wyskubaną fryzurę. Jedyną
różnicą są teraz blond pasemka, które nieco urozmaicają jej nijakie kosmyki. Już
dawno temu pogodziła się z myślą, że nigdy nie będą tak bujne jak włosy Anny.
Pogładziła uśmiechniętą twarz matki. Świetnie pamięta dzień, w którym
przyjęto ją na studia dziennikarskie. Ojciec trzymał gazetę, w której opublikowano
wyniki egzaminów. Jej wysoka średnia oznaczała, że może studiować na
uniwersytecie w Melbourne. Była tego dnia bardzo szczęśliwa. Czy którekolwiek z
nich, upozowanych na tle ogrodu w luksusowej rezydencji w Camberwell,
przeczuwało wtedy, że dwa dni później wszystkie ich marzenia legną w gruzach?
Ze Marcus i Grace Casey zginą w wypadku drogowym, a Erin i Anna zostaną
sierotami?
– Ona jest szczęśliwa. Nie martwcie się – rzekła do fotografii, odstawiła ją na
półkę i ruszyła do kuchni, by zajrzeć do lodówki.
W tym tygodniu to ona miała zrobić zakupy, ale oczywiście, jeszcze ich nie
zrobiła. Patrzyła na podejrzanie wyglądającą włoską potrawę i sałatkę z kurczaka,
którą Anna przygotowała sobie na następny dzień. Erin, która była wegetarianką,
ciężko westchnęła.
– Znowu błyskawiczny makaron – rzuciła w stronę Hartleya, spasionego
labradora, który drzemał w kącie.
Erin lubiła być sama. Największą przyjemność sprawiały jej chwile spokoju,
gdy mogła medytować lub pisać listy do dzieci, rozsianych na całym świecie, które
wspierała materialnie. Tego wieczoru jednak poczuła się osamotniona.
Cieszyła się szczęściem Anny. Ale, mimo że nienawidziła siebie za to, czasami
była trochę zazdrosna. Uwielbiała swoją pracę, lecz nie wszystko układało się po
jej myśli. Została reporterką lokalnego programu telewizyjnego w nadziei, że
będzie to wielki przełom w jej życiu. Nikt jednak nie przewidział, że kilka tygodni
po tym, jak zaczęła pracować, firma ograniczy budżet, co doprowadzi do odejścia
filarów tego programu, a wraz z nimi najważniejszych tematów.
Jedyna pociecha w tym, że ograniczony budżet, a co za tym idzie mniej liczny
personel, wpłyną dodatnio na jej pozycję w redakcji. W rezultacie raz wystąpiła
jako reporter i raz jako współproducent. Na co dzień nadal zajmowała się
tropieniem handlarzy używanymi samochodami i ujawnianiem oszustw. Jedyną
częścią jej ciała, która pojawiła się na ekranie, była pupa, ponieważ pewnego razu
musiała salwować się ucieczką przez płot.
Nie tylko praca wprawiała ją w melancholijny nastrój. Fakt, że Anna wychodzi
za mąż i opuści ich wspólny dom, uprzytomnił jej, jak ubogie jest jej życie
towarzyskie. W miarę zbliżania się do trzydziestki spostrzegła z przerażeniem, że
wszyscy znajomi już z kimś się związali, niektórzy nawet mają dzieci.
Nie potrzebowała mężczyzny do dobrego samopoczucia. Była zbyt wyzwolona
i niezależna, by uważać, że szczęście zależy od posiadania partnera. Ale byłoby
znacznie przyjemniej mieć kogoś u swojego boku. Kogoś, czyja obecność na ślubie
Anny, kiedy niewątpliwie będzie jej druhną, mogłaby zapobiec głupim uwagom w
stylu: „ona już trzeci raz występuje w tej roli".
– Daj spokój – powiedziała na głos.
Nie miała nikogo i nie zanosiło się na zmianę.
– To już było – zaprotestowała, po czym ugryzła się w język. Nie może podać
swoim przełożonym prawdziwych powodów swej reakcji. Szpital miejski w
Melbourne łączył się ze zbyt wieloma wspomnieniami, by mogła zrobić o nim
obiektywny reportaż. Na samą myśl o nim przeszywał ją zimny dreszcz. Gdyby jej
szefowie wiedzieli, że to właśnie tam zmarli jej rodzice, na pewno nawet nie
rozważaliby jej kandydatury.
– Od ciebie zależy, jak potraktujesz ten temat – przerwał jej rozmyślania Mark
Devlet, szef działu. – Ludzie chcą wiedzieć, dlaczego tak długo czeka się na
przyjęcie do szpitala, dlaczego brakuje personelu. To jest ogromny materiał. Być
może poniedziałek albo wtorek byłyby lepsze, ale dyrekcja nie wyraża zgody. Jack
twierdzi, że w te dwa dni pacjenci czekają wyjątkowo długo. Z kolei w sobotę
mogą zdarzyć się rzeczy interesujące. Masz zrobić z tego ciekawy materiał. To
nieprawda, że były już reportaże z tego szpitala. Jego dyrekcja po raz pierwszy
wyraziła zgodę na obecność kamer. Jack Duncan od lat zajmuje się tym szpitalem i
gdyby nie wybory, sam by się tego podjął. Musimy kuć żelazo, póki gorące, bo
mogą zmienić zdanie.
Przytaknęła. Opinia oddziału nagłych wypadków szpitala miejskiego pogarszała
się z dnia na dzień. Pomimo bolesnych, osobistych wspomnień Erin czuła się w
dziwny sposób z nim związana. Pamiętała wrażenie spokoju, jakie ją tam ogarnęło,
współczucie dyskretnie okazywane jej przez personel, szacunek, z jakim
traktowano jej konających rodziców. Te elementy w istotny sposób pomogły jej
przeżyć kilka następnych, smutnych miesięcy.
Żal chwycił ją za gardło na wspomnienie jednej z bardziej dramatycznych
chwil: pielęgniarka poinformowała ją, że będzie musiała trochę jeszcze poczekać,
aż zobaczy rodziców, ponieważ pan doktor zakłada im szwy. Potem, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire