Carol Marinelli - Miliarder i pielęgniarka, Carol Marinelli, Carol Marinelli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carol Marinelli
Miliarder i pielęgniarka
Tytuł oryginału: Billionaire Doctor, Ordinary Nurse
PROLOG
- Koszmar! - wykrzyknęła Annie i zamknęła
oczy.
Melanie kilkoma ruchami obciągnęła tył jej sukni
i zapewniła:
- Będzie dobrze, zobaczysz. - Jej sztucznie op-
tymistyczny ton wcale nie uspokoił przyjaciółki. An-
nie uniosła powieki i ponownie spojrzała na swoje
odbicie w lustrze. - Będzie dobrze - powtórzyła Me-
lanie z odrobinę mniejszym przekonaniem.
Piękna suknia z jedwabiu w kolorze mokki, z wy-
soko odciętym stanem, zamiast swobodnie opadać,
nadając druhnie smukły wygląd, opinała się na brzu-
chu Annie, a niezbyt obfity biust wprost wylewał się
z dekoltu.
- Wyglądam okropnie - jęknęła.
Jej czarne kręcone włosy sterczały na wszystkie stro-
ny, a oczy były spuchnięte od płaczu.
- Nie martw się. Jak będziesz miała zrobioną fry-
zurę i włożysz wysokie obcasy, to... - zaczęła Me-
lanie i urwała. - Dobrze by było, gdybyś odrobinę
schudła - dokończyła z brutalną szczerością.
- Do soboty?!
- Zawsze możesz włożyć gorset - zasugerowała
Melanie. - A jak było podczas ostatniej przymiarki?
- Krawcowa chciała wypuścić odrobinę w biuście
i w talii, ale Jackie stwierdziła, że nie trzeba, że wy-
starczy, jak solidnie poćwiczę na siłowni.
- I co? Chodziłaś na siłownię?
Annie zignorowała to pytanie. Była wściekła, że
nie może wcisnąć się w sukienkę druhny na ślub swej
szefowej i przyjaciółki Jackie. Wszystkie trzy praco-
wały na oddziale ratunkowym w jednym z najwięk-
szych szpitali w Melbourne, Jackie jako konsultant-
ka, ona z Melanie jako pielęgniarki.
- Będę miała okres - burknęła.
- Kiedy?
- Dziś, jutro...
- Możliwe, że dlatego jesteś trochę opuchnięta
- stwierdziła Melanie. - Jeśli zastosujesz intensywną
dietę, to może tak jak w reklamach stracisz nawet
kilka kilogramów?
- Wykluczone -. oświadczyła Annie. W przypad-
ku osoby takiej jak ona intensywna dieta nie wchodzi
w rachubę, chociaż oczywiście Melanie nie może
o tym wiedzieć. Annie nigdy nie chciała wracać do
tego bolesnego i dramatycznego rozdziału swojej
przeszłości. - Poza tym, żeby stracić kilka kilogra-
mów, trzeba ćwiczyć parę godzin dziennie - dodała.
- A ja nie mam na to czasu. Dziś jeszcze jestem
umówiona na tipsy, jutro mam fryzjera i wizażystę,
w czwartek próbę generalną, w piątek zabieg opalają-
cy... -wyliczała.
- W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak
tylko zadzwonić do Jackie i powiedzieć, że sukienka
jest za ciasna - stwierdziła Melanie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Annie przeciągnęła identyfikatorem przez szczeli-
nę czytnika przy tylnym wejściu do oddziału ratun-
kowego i z zadowoleniem stwierdziła, że do rozpo-
częcia dyżuru zostało jej jeszcze całe dziesięć minut.
- Cześć, cześć - powitało ją kilka głosów, gdy
weszła do pokoju dla personelu.
O tej porze było tu zawsze tłoczno i znalezienie
jakiegoś wolnego krzesła graniczyło z cudem. Annie
wstawiła do lodówki pojemnik z sałatką, którą za-
mierzała zjeść na kolację, pociągnęła łyk wody mine-
ralnej z butelki i wówczas zauważyła, że jej ulubiony
fotel właśnie się zwolnił. Usiadła w nim i z głośnym
westchnieniem ulgi oparła nogi o niski stolik.
- Jestem wykończona - poskarżyła się. - Tipsy
zajęły godzinę, potem spędziłam kolejne dwie na
siłowni, wyciskając z siebie siódme poty, i... - zająk-
nęła się nieznacznie na widok nieznajomej twarzy
i utkwionych w niej oczu, lecz zaraz dokończyła:
- i najchętniej bym się stąd nie ruszała! To Jackie
dzisiaj nie ma?
Louise, pielęgniarka koordynująca, zaczęła jej coś
wyjaśniać, lecz Annie udawała tylko, że słucha, od
czasu do czasu wtrącając jakieś słówko. Jej oczy
wędrowały po pokoju, na mgnienie zatrzymały się na
zegarze ściennym - w porządku, nie spóźnię się na
odprawę, pomyślała - i odszukały tajemniczego nie-
znajomego, którego widok tak nią wstrząsnął, że aż
zabrakło jej powietrza.
Wysoki przystojny brunet z włosami odrobinę
zbyt długimi, z wyrazistymi rysami twarzy i pełnymi
ustami, siedział na krześle i bezceremonialnie ziewał.
Czując na sobie jej wzrok, spojrzał na Annie, a jego
szare, niemal czarne oczy zatrzymały się o ułamek
sekundy za długo na jej twarzy. Serce zabiło jej
mocniej.
Tymczasem w pokoju zaczął się ruch, wszyscy
zbierali się do swoich zajęć.
- Pamiętasz, Iosefie - Beth, jedna z pielęgniarek,
zwróciła się do intrygującego nieznajomego - o tych
gazach krwi tętniczej?
- Zaraz tam przyjdę - odpowiedział.
Annie zauważyła, że mówił z lekkim obcym ak-
centem.
- O której kończysz dyżur? - spytała Beth.
- O dziesiątej - rzucił opryskliwym tonem.
Iosef. Na dwa palące pytania Annie uzyskała już
odpowiedź: dowiedziała się, jak się nazywa i do
której dzisiaj dyżuruje. Teraz zaintrygowało ją jego
imię.
- Zabójczy, nie? - zagadnęła Beth, kiedy szły do
sekcji A, czyli do centrum dowodzenia oddziału ra-
tunkowego.
- O kim mówisz? - obojętnym tonem spytała
Annie, lecz koleżanka nie dała się nabrać.
- Nie udawaj, że nie wiesz. O tym nowym! Jasno
dał do zrozumienia, że nie zamierza długo być szere-
gowym lekarzem. Wie, że Marshall już wkrótce prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]