Castaneda Carlos - 06 - Dar Orla, Carlos Casteneda

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PROLOG
Chociaż jestem antropologiem, nie jest to praca ściśle antropologiczna – jej korzenie tkwią jednak
w antropologii kulturowej, rozpoczęła się bowiem przed wielu laty od badań terenowych związanych z
tą dyscypliną wiedzy. W owym czasie interesowało mnie stosowanie ziół leczniczych przez Indian
mieszkających na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych oraz w północnym Meksyku.
W ciągu kolejnych lat badania te przeszły ewolucję i zmieniły charakter z powodu własnego
rozpędu oraz mojego osobistego rozwoju. Zainteresowanie roślinami o właściwościach leczniczych
dało początek studiom nad systemem wierzeń, który, jak mi się wydawało, łączył ze sobą elementy co
najmniej dwóch różnych kultur.
Osobą odpowiedzialną za to przesunięcie środka ciężkości moich badań był Indianin Yaqui z
północnego Meksyku, don Juan Matus, który później poznał mnie z don Genarem Floresem,
Indianinem z plemienia Mazateków mieszkającym w centralnym Meksyku. Obydwaj byli aktywnymi
spadkobiercami prastarej wiedzy, która w naszych czasach potocznie określana jest mianem
szamanizmu i uważana za prymitywną odmianę medycyny czy psychologii. W rzeczywistości jest to
tradycja niezmiernie skomplikowanych praktyk uprawianych przez osoby o wielkiej samodyscyplinie.
Ci dwaj mężczyźni stali się raczej moimi nauczycielami niż informatorami, ale to, co robiłem, wciąż
określałem dość ryzykownym mianem badań antropologicznych. Przez całe lata usiłowałem
rozszyfrować kulturową matrycę tego systemu wierzeń, opracować jego taksonomię, schemat
klasyfikacji i hipotezę pochodzenia oraz wyznaczyć obszar występowania. Wszystkie moje wysiłki
poszły na marne, gdyż wewnętrzna siła tego systemu w końcu zmieniła tor moich intelektualnych
poszukiwań i przekształciła mnie w aktywnego uczestnika.
Pod wpływem tych dwóch potężnych ludzi moja praca zmieniła się w autobiografię, bowiem od
chwili, gdy stałem się uczestnikiem systemu, zmuszony byłem opisywać to, co się ze mną działo. Jest
to autobiografia dość szczególna, gdyż nie piszę o wydarzeniach, które przytrafiają mi się w
zwyczajnym życiu jak każdemu człowiekowi, ani też nie zajmuję się subiektywnymi stanami psychiki
generowanymi przez codzienne okoliczności. Opisuję wydarzenia w moim życiu, które są
bezpośrednim rezultatem tego, że przyjąłem obcy mi zestaw wzajemnie ze sobą powiązanych pojęć i
procedur. Inaczej mówiąc, system wierzeń, który pragnąłem zbadać, wchłonął mnie i kontynuowanie
relacji okupione zostało ogromnymi kosztami w życiu codziennym, w moim życiu człowieka
istniejącego w znanym nam wszystkim świecie.
Dlatego właśnie stanąłem teraz przed szczególnym problemem – powinienem mianowicie
wyjaśnić, czym się właściwie zajmuję. Odszedłem bardzo daleko od punktu wyjścia, gdy byłem
przeciętnym człowiekiem Zachodu i antropologiem, i przede wszystkim muszę z całą siłą podkreślić,
że moja relacja nie jest fikcją literacką. To, o czym piszę, jest nam zupełnie obce i dlatego wydaje się
nierzeczywiste.
Zagłębiając się w zawiłości magii, odkryłem, że to, co na początku uważałem za system
prymitywnych wierzeń i praktyk, jest ogromnym, skomplikowanym światem. By zaznajomić się z tym
światem i móc go opisać, muszę wykorzystywać samego siebie na coraz bardziej skomplikowane i
subtelne sposoby. Nie potrafię już przewidzieć, co będzie się ze mną dalej działo, nie jest to też w
żaden sposób spójne z wiedzą innych antropologów na temat systemu wierzeń meksykańskich Indian.
Znalazłem się więc w trudnym położeniu. Okoliczności pozwalają mi jedynie przedstawiać wszystko,
co mi się przydarza, w formie bezpośredniej relacji. Nie potrafię w żaden inny sposób dowieść mojej
dobrej woli, mogę tylko zapewnić po raz kolejny, iż nie prowadzę podwójnego życia i że dokładam
wszystkich sił, by moje życie codzienne było zgodne z zasadami systemu don Juana.
Gdy już don Juan Matus i Genaro Flores, dwaj opiekujący się mną indiańscy czarownicy z
Meksyku, ku swemu zadowoleniu zakończyli przekazywanie mi swej wiedzy, pożegnali się ze mną i
odeszli. Stało się dla mnie jasne, że od tej chwili muszę działać na własną rękę i poskładać w całość
to, czego się od nich nauczyłem.
By wypełnić to zadanie, wróciłem do Meksyku i tam się przekonałem, że oprócz mnie don Juan i
don Genaro mieli jeszcze dziewięciu innych uczniów: pięć kobiet i czterech mężczyzn. Najstarsza z
kobiet miała na imię Soledad. Następna według wieku była Maria Elena, nazywana “la Gordą", a
pozostałe trzy: Lydia, Rosa i Josefina, były młodsze i nazywano je “siostrzyczkami". Czterej mężczyźni
to w kolejności od najstarszego: Eligio, Benigno, Nestor i Pablito. Trzech ostatnich nazywano
“Genarami", bo byli bardzo blisko związani z don Genarem.
Wiedziałem już wcześniej, że Nestor, Pablito i Eligio, którego już z nami nie było, byli uczniami, ale
dotychczas pozwalano mi wierzyć, że cztery dziewczyny to siostry Pablita, córki Soledad. Znałem
Soledad od lat, choć niezbyt dobrze, i zawsze na znak szacunku zwracałem się do niej “dona
Soledad", gdyż wiekiem była zbliżona do don Juana. Wcześniej spotkałem także Lydię i Rosę, lecz
nasza znajomość była zbyt przelotna, bym mógł zrozumieć, kim są naprawdę. O Josefinie i la Gordzie
tylko słyszałem. Znałem też Benigna, nie miałem jednak pojęcia, że coś go łączy z don Juanem i don
Genarem.
Wydawało się, że z niezrozumiałych dla mnie powodów wszyscy oni czekali na mój powrót do
Meksyku. Powiedzieli mi, że mam zająć miejsce don Juana jako ich przywódca, Nagual, oraz że don
Juan i don Genaro zniknęli z tego świata, podobnie jak Eligio. Wierzyli, że tamci trzej nie umarli, lecz
przeszli do innego świata, innego niż ten, w którym żyjemy na co dzień, ale równie realnego.
Kobiety, szczególnie dona Soledad, już od pierwszego spotkania ostro się ze mną ścierały,
odegrały jednak wielką rolę w doprowadzeniu mnie do stanu katharsis. Kontakt z nimi zaowocował
tajemniczym fermentem w moim życiu. Od chwili, gdy je spotkałem, w moim sposobie myślenia i
rozumienia zaczęły się dokonywać radykalne zmiany. Nie działo się to jednak na poziomie
świadomości – w gruncie rzeczy po pierwszej wizycie u nich chaos w moim umyśle był jeszcze
większy niż zwykle, ale pośród tego zamętu odnalazłem zdumiewająco silne fundamenty. Nasze
starcia pozwoliły mi odkryć w sobie możliwości, o których istnieniu wcześniej nawet mi się nie śniło.
La Gorda i trzy siostrzyczki znakomicie opanowały śnienie. Dobrowolnie udzielały mi wskazówek i
zaprezentowały swoje osiągnięcia. Don Juan określał sztukę śnienia jako umiejętność
wykorzystywania zwykłych marzeń sennych i przekształcania ich w kontrolowaną świadomość przy
użyciu szczególnego rodzaju uwagi, którą on i don Genaro nazywali drugą uwagą.
Spodziewałem się, że trzej Genarowie przekażą mi swoje umiejętności dotyczące innego aspektu
nauk don Juana i don Genara, sztuki skradania siÄ™. Przedstawiono mi jÄ… jako zestaw procedur i
postaw, dzięki którym człowiek w każdej sytuacji potrafi uzyskać maksymalne korzyści. Ale to, czego
dowiedziałem się o skradaniu od trzech Genarów, nie miało spójności ani siły, jakiej oczekiwałem.
Doszedłem do wniosku, że albo ta sztuka nie była ich najmocniejszą stroną, albo też po prostu nie
mieli ochoty się ze mną dzielić swoimi osiągnięciami.
Przestałem zadawać pytania, bo chciałem, by mogli się poczuć swobodnie w moim towarzystwie,
ale wówczas wszyscy, mężczyźni i kobiety, siedzieli biernie, sądząc, że skoro nie zadaję już pytań, to
znaczy, że wreszcie zacząłem się zachowywać jak przystało Nagualowi. Każdy z nich oczekiwał ode
mnie przewodnictwa i rady.
By zaspokoić te oczekiwania, musiałem jeszcze raz od początku przyjrzeć się wszystkiemu, czego
nauczyli mnie don Juan i don Genaro, i wejść jeszcze głębiej w sztukę czarowników.
1. SKUPIENIE DRUGIEJ UWAGI
Było popołudnie, gdy dotarłem do miejsca, gdzie mieszkała la Gorda i trzy siostrzyczki. Maria
Elena była sama, siedziała przed domem i patrzyła na odległe góry. Mój widok wyraźnie nią
wstrząsnął. Wyjaśniła, że całkowicie pochłonęło ją jakieś wspomnienie i przez chwilę była bardzo
bliska przypomnienia sobie czegoś nieokreślonego, co w jakiś sposób wiązało się ze mną.
Wieczorem tego samego dnia, po kolacji, wszyscy uczniowie i ja usiedliśmy na podłodze w pokoju
la Gordy. Kobiety siedziały obok siebie.
Chociaż spędziłem z każdym z nich mniej więcej tyle samo czasu, z jakiejś przyczyny przedmiotem
mojego szczególnego zainteresowania stała się la Gorda. Wszyscy pozostali mogliby dla mnie nie
istnieć. Sądziłem, że może to z powodu podobieństwa do don Juana. Czułem się przy niej bardzo
swobodnie, chociaż ta łatwość nawiązania kontaktu wynikała nie tyle z jej zachowania, ile z moich
odczuć.
Wszyscy byli ciekawi, czym się ostatnio zajmowałem. Opowiedziałem im, że niedawno wróciłem z
miasta Tulą w Hidalgo, gdzie zwiedziłem starożytne ruiny. Największe wrażenie zrobił na mnie rząd
stojÄ…cych na szczycie piramidy olbrzymich, przypominajÄ…cych kolumny kamiennych postaci,
nazywanych Atlantydami.
Każda z tych cylindrycznych figur o wysokości piętnastu stóp i średnicy trzech stóp składa się z
czterech pokrytych płaskorzeźbami bazaltowych bloków. Zdaniem archeologów rzeźby te
przedstawiają tolteckich wojowników z wojennym ekwipunkiem. Dwadzieścia stóp za pierwszym
szeregiem posągów stoi drugi, złożony z czterech prostokątnych kolumn o tej samej wysokości i
szerokości, z których każda zbudowana jest również z czterech kamiennych bloków.
Podziw i lęk, jakie wzbudziła we mnie formacja Atlantydów, zwiększyły się jeszcze, gdy usłyszałem
słowa przyjaciela, który oprowadzał mnie po tym miejscu. Kustosz ruin opowiadał mi, że nocą
Atlantydzi się poruszają – słyszał drżenie ziemi pod ich stopami.
Poprosiłem Genarów o komentarz na ten temat. Wyglądali na skrępowanych, śmiali się nerwowo.
Zwróciłem się więc do la Gordy, która siedziała obok mnie, i zapytałem ją o zdanie.
– Nigdy nie widziałam tych posągów – odrzekła. – Nigdy nie byłam w Tuli. Przeraża mnie sama
myśl o tym miejscu.
– Czego się boisz, Gorda? – zapytałem.
– Kiedyś coś mi się przydarzyło w ruinach Monte Alban w Oaxaca – wyjaśniła. – Lubiłam się tam
włóczyć, chociaż Nagual Juan Matus ostrzegał mnie, żebym się do nich nawet nie zbliżała. Nie wiem
dlaczego, ale uwielbiałam to miejsce. Chodziłam tam zawsze, gdy znalazłam się w Oaxaca. Samotne
kobiety zawsze ktoś zaczepia, więc zabierałam ze sobą Pablita, który jest bardzo odważny. Lecz
kiedyś poszłam z Nestorem i on ujrzał lśnienie na ziemi. Pogrzebaliśmy tam trochę i znaleźliśmy
dziwny kamień, który dobrze mi leżał w dłoni. W kamieniu wywiercony był regularny otwór. Miałam
ochotę włożyć tam palec, ale Nestor mnie powstrzymał. Kamień był gładki i bardzo mocno rozgrzewał
dłoń. Nie mieliśmy pojęcia, co z nim zrobić. Nestor włożył go do kapelusza i nieśliśmy go jak
zwierzÄ…tko.
Cała grupa zaczęła się śmiać. Wydawało się, że w opowiadaniu la Gordy kryje się jakiś żart.
– Dokąd go zabraliście? – zapytałem.
– Przynieśliśmy go tu, do tego domu – odrzekła. To stwierdzenie wywołało u pozostałych wybuch
niepowstrzymanej wesołości. Kaszleli i krztusili się ze śmiechu.
– Śmiejemy się z la Gordy – wyjaśnił Nestor. – Musisz zrozumieć, że ona jest uparta jak nikt inny
na świecie. Nagual ostrzegał ją wcześniej, żeby omijała z daleka kamienie, kości i inne rzeczy, które
znajdzie w ziemi. Ale ona wciąż wygrzebywała ukradkiem wszelkiego rodzaju śmiecie. A tamtego dnia
w Oaxaca uparła się, żeby zabrać ze sobą to świństwo. Wsiedliśmy z tym do autobusu, przywieźliśmy
do miasta i położyliśmy w tym pokoju.
– Kiedy Nagual i Genaro wybrali się gdzieś razem – ciągnęła la Gorda – odważyłam się włożyć
palec w otwór i uświadomiłam sobie, że ten kamień przeznaczony jest do trzymania w dłoni. Od razu
przeszły na mnie uczucia człowieka, który trzymał go wcześniej. To był kamień mocy. Mój nastrój się
zmienił. Przeraziłam się. W ciemnościach zaczęło się czaić coś groźnego, coś, co nie miało żadnego
kształtu ani koloru. Od tej pory nie mogłam zostawać sama. Budziłam się z krzykiem, a po kilku dniach
już w ogóle nie potrafiłam zasnąć. Wszyscy po kolei dotrzymywali mi towarzystwa, w dzień i w nocy.
– Gdy Nagual i Genaro wrócili – uzupełnił Nestor – Nagual wysłał mnie razem z Genarem w ruiny i
kazał położyć kamień dokładnie tam, skąd go wygrzebaliśmy. Genaro przez trzy dni usiłował odnaleźć
to miejsce. W końcu mu się udało.
– A co się z tobą działo potem, Gorda? – wypytywałem.
– Nagual zakopał mnie w ziemi. Spędziłam dziewięć dni naga w trumnie z darni.
Cała grupa znów wybuchnęła śmiechem.
– Nagual zabronił jej stamtąd wychodzić – wyjaśnił Nestor. – Biedna Gorda musiała sikać i srać w
środku. Nagual umieścił ją w klatce zrobionej z ziemi i gałęzi. Z boku były małe drzwiczki, przez które
podawaliśmy jej wodę i jedzenie, a poza tym klatka była zamknięta.
– Dlaczego ją zakopał?
– To jedyny sposób, żeby kogoś ochronić – tłumaczył Nestor. – Gorda musiała przebywać w tej
klatce, żeby ziemia mogła ją wyleczyć. Nie ma lepszego uzdrowiciela niż ziemia. Poza tym Nagual
musiał odpędzić pozostawione przez kamień uczucie, które skupiło się na Gordzie. Ziemia jest
ekranem, który niczego nie przepuszcza, ani w jedną stronę, ani w drugą. Nagual wiedział, że jeśli
Gorda pozostanie zakopana przez dziewięć dni, jej stan się nie pogorszy, a najwyżej polepszy. I tak
się stało.
– Jak się czułaś, siedząc w tej klatce, Gorda? – dopytywałem się.
– O mało nie oszalałam – odrzekła. – Ale to było tylko folgowanie sobie. Gdyby Nagual mnie tam
nie zamknął, to bym umarła. Moc tego kamienia była dla mnie zbyt wielka. Jego właściciel był
potężnym, silnym mężczyzną. Czułam, że jego dłoń była dwa razy większa od mojej. Trzymał ten
kamień kurczowo, pragnąc ocalić życie, aż w końcu ktoś go zabił. Jego strach mnie przerażał.
Czułam, że coś mnie atakuje i chce pożreć moje ciało. To właśnie czuł ten mężczyzna. Był
człowiekiem mocy, ale zwyciężyło go coś jeszcze silniejszego.
– Nagual powiedział, że jeśli zabierze się ze sobą taki przedmiot, sprowadza on nieszczęście, bo
jego moc łączy się z innymi podobnymi mocami albo prowokuje je do konfrontacji i właściciel takiego
przedmiotu staje się prześladowcą lub ofiarą. Nagual twierdził, że w naturze takich przedmiotów leży
walka, bo ta część naszej uwagi, która skupia się na nich i daje im moc, jest bardzo niebezpieczna i
wojownicza.
– La Gorda jest bardzo zachłanna – dorzucił Pablito. – Sądziła, że skoro znalazła coś, co posiada
wielkÄ… moc, to wygra, bo w dzisiejszych czasach nikogo nie interesuje prowokowanie mocy.
La Gorda potwierdziła skinieniem głowy.
– Nie wiedziałam, że oprócz drzemiącej w nich mocy takie przedmioty mogą przekazywać również
inne uczucia – przyznała. – Gdy po raz pierwszy wsunęłam palec w otwór kamienia, poczułam gorąco
w dłoni i całe moje ramię zaczęło wibrować. Poczułam się wielka i silna. Jestem przebiegła, więc nikt
nie zauważył, że trzymam kamień. A po kilku dniach zaczął się prawdziwy koszmar. Czułam, że ktoś
czyhał na życie właściciela kamienia. Odczuwałam jego przerażenie. Bez wątpienia był niezwykle
potężnym czarownikiem i ten, kto go ścigał, chciał go nie tylko zabić, ale też zjeść jego ciało. To mnie
najbardziej przeraziło. Powinnam była wtedy wyrzucić kamień, ale to uczucie było dla mnie tak nowe,
że zaciskałam go w dłoni jak ostatnia idiotka. Gdy wreszcie go wypuściłam, było już za późno. Jego
moc połączyła się z jakąś częścią mnie. Miałam wizje nacierających na mnie ludzi w dziwnych
ubraniach. Czułam, że mnie gryzą, rozdzierają moje nogi ostrymi nożami i zębami. Byłam jak w
amoku!
– Jak don Juan wyjaśnił te wizje? – zapytałem.
– Powiedział, że Gorda straciła swoją ochronę – odrzekł Nestor. – I dlatego zawładnęły nią obsesje
tego człowieka, jego druga uwaga, przelana na kamień. Gdy go zabijano, ściskał kamień w dłoni, by
skupić całą swoją koncentrację. Nagual powiedział, że moc tego człowieka przeszła z jego ciała w
kamień. Wiedział, co robi: nie chciał, by wrogowie skorzystali, zjadając jego ciało. Nagual mówił
jeszcze, że ci, którzy go zabili, też o tym wiedzieli i dlatego zjadali go żywcem, by przejąć tę moc,
która jeszcze w nim została. Musieli zakopać kamień, żeby uniknąć kłopotów. A la Gorda i ja, jak para
idiotów, znaleźliśmy go i wygrzebaliśmy z ziemi.
La Gorda z bardzo poważnym wyrazem twarzy kilkakrotnie pokiwała twierdząco głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright © 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzÄ… kobiet.
    Design: Solitaire