Carlyle Liz - Rodzina MacLachlanów 06 - Bractwo Świętego Jakuba 02 - Rodzina Rutledge'ów 04 - Panna młoda w ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carlyle Liz
Rodzina Rutledge'ów 04
Panna młoda w szkarłacie
Anais de Rohan decyduje się stawić czoło niebezpieczeństwu i udawać
nowo poślubioną żonę jednego z najbardziej pociągających i
bezwzględnych przywódców Towarzystwa Świętego Jakuba. W ten
sposób będzie mogła udowodnić, że zasługuje na przyjęcie do tajnego
stowarzyszenia, którego członkami są wyłącznie mężczyźni. Anais
zgadza się zatem wyruszyć z arystokratą w tajną misję, by uratować
dziewczynkę posiadającą budzący lęk dar. Wkrótce intryga zagęszcza się,
zbliżając bohaterów jeszcze bardziej ku sobie. Anais szybko się
przekonuje, że dzielenie z lordem sypialni budzi w niej pokusę nie do
odparcia. Co zaś się tyczy samego Bessetta - cóż, może i jest żołnierzem
lojalnym wobec Towarzystwa, ale z pewnością nie świętym...
Prolog
Traktuj żołnierzy jak własne dzieci, a pójdą za tobą
w najgłębszą dolinę; spoglądaj na nich jak na ukochanych synów, a
pozostaną przy tobie nawet w obliczu śmierci.
Sun Tzu,
Sztuka wojny
Londyn, rok 1837
Przyćmiony blask lamp nie rozświetla! w pełni mroku starego
domostwa przy Wellclose Square. Służący przemykali niczym duchy,
mijając ze spuszczonymi oczami korytarze przesycone wonią
leczniczych mazideł oraz kamfory, a także - jak powszechnie sądzono -
zbliżającej się śmierci.
Wyżej, w sypialni pani domu, ogień płonący w kominku od września
do czerwca podsycono z racji zbliżającego się wieczoru, a gromadkę
uciążliwych gości - płaczących krewnych, posępnych księży oraz
gderliwych medyków
- odprawiono wypowiedzianym ostrym tonem, chociaż i tak
złagodzonym z powodu okoliczności, poleceniem.
Leżała teraz niczym figurka w ozdobnym, wyłożonym bawełnianą
watą puzderku, prawie niewidoczna w wielkim średniowiecznym łożu,
gdzie siedem generacji jej przodków pożegnało się z tym światem.
Orzechowe drewno ściemniało z wiekiem i było teraz niemal czarne
- tak czarne, jak niegdyś jej włosy. Wiek nie zmienił jednak kształtu
jej haczykowatego nosa, nie zgasił ognia w spojrzeniu i nie osłabił
nieugiętej woli - ku niemałej konsternacji rodziny.
- Jeśli nam wybaczysz... - powtórzyła stara dama z mocą stojącą w
jaskrawej sprzeczności z jej kruchym wyglądem.
- Tak, proszę pani. - Drzwi zamknęły się z cichym stukotem.
Maria podeszła do bocznego stolika i zaczęła porządkować ustawione
tam naczynia - pozostałości niezjedzo-nego posiłku, złożonego z bulionu
oraz kremu z mleka i jaj. Dziewczynka wsparła się tymczasem na
łokciach i pochyliła ku prababce, spoglądając poważnie ciemnymi
oczami.
- Podsuń się wyżej,
cara mia. - Signora
przesunęła palcami po masie
splątanych kędziorów. - Jak wtedy, gdy byłaś mała, si?
Dziewczynka skrzywiła pełną zapału buzię.
- Lecz tatuś mówi, że nie powinnam cię niepokoić - powiedziała. -1 że
nie czujesz się dobrze.
Stara kobieta parsknęła ochrypłym śmiechem, z trudem wciągając do
płuc powietrze.
- No, dalej,
cara,
nie zrobisz mi krzywdy - powiedziała. - To właśnie
ci rzekli? Przytul się do mnie. Sprawdzimy, co mówią karty. Maria
znalazła dla nas tacę, byśmy mogły je rozłożyć, widzisz?
Wkrótce spoczywały oparte o poduszki. Stara kobieta zdołała
podciągnąć się nieco wyżej dzięki pomocy Marii. Tylko lewa dłoń,
zaciśnięta z bólu, zdradzała, ile kosztował ją ten wysiłek.
Dziewczynka, przycupnięta na skraju materaca, podkurczyła szczupłe
niczym u źrebaka nogi, wzięła do rąk talię i zaczęła ją tasować z wprawą
doświadczonego szulera.
Stara kobieta zaśmiała się chrapliwie.
-Basta, basta,
Anais - powiedziała. - Nie zniszcz kart, bo pewnego
dnia będziesz ich potrzebowała. A teraz,
a sinistra.
Trzy stosiki, jak
zawsze.
Dziewczynka podzieliła karty na trzy kupki, rozkładając je od prawej
ku lewej.
- Proszę, babciu Sofio. Przepowiesz mi przyszłość?
- Twoja przyszłość zapowiada się znakomicie - stwierdziła stara dama
z przekonaniem, ująwszy brodę dziewczynki pomiędzy kciuk i palec
wskazujący. -
Si,
powróżę ci, dziecko. A karty powiedzą to co zawsze.
- Ale ty nigdy nie mówisz, co to takiego - zaprotestowała
dziewczynka, wydymając z lekka dolną wargę.
- Mamroczesz tylko do siebie. A ja nic nie pojmuję.
- To też da się naprawić - odparła stara dama. - Kuzynka Maria
zacznie pracować z tobą jutro nad językiem. Tylko czysty dialekt
toskański, nie to ohydztwo, które słyszy się w dokach.
- Jak sobie życzysz,
signora. -
Maria pochyliła głowę.
- Oczywiście.
- Lecz panna Adams mówi, że młodej damie wystarczy znajomość
francuskiego - zaprotestowała Anais, przekładając karty, choć nikt jej
tego nie polecił.
- A co takie płoche i słabe stworzenie wie o świecie, Anais? -
wymamrotała prababka, przyglądając się, jak małe dłonie dziewczynki
tasują karty. - Założę się, że nic, zwłaszcza o naszym świecie. To, co cię
czeka,
cara mia,
przekracza jej zdolności pojmowania.
- Co to są zdolności pojmowania? - Dziecko zmarszczyło brwi.
Staruszka wyciągnęła drżącą dłoń, ujęła pukiel włosów dziewczynki i
wsunęła jej za ucho.
- Non importa
- powiedziała. - Chodź,
cara,
rozłóż dla mnie karty.
Wiesz, jak to się robi,
sil
Dziewczynka z powagą skinęła głową i zaczęła rozkładać talię na
srebrnej tacy, tworząc wielki krąg i przecinając go przez środek
siedmioma pionowo ułożonymi kartami.
- Przysuń sobie krzesło, Mario - poleciła stara kobieta. - Będziesz
świadkiem.
Kiedy nogi krzesła zaszurały na deskach podłogi, odwróciła pierwszą
z siedmiu kart.
Maria opadła z jękiem na krzesło i zamknęła oczy.
- To powinien być Armand - szepnęła, żegnając się.
- Są bliźniakami,
signoral
To powinno być jego przeznaczenie.
Stara dama zerknęła na towarzyszkę z ukosa.
- Owszem, powinno,
si
- powtórzyła. - Ale nie jest. Widzisz to równie
dobrze jak ja. I widziałaś wcześniej. Po wielokroć. Za każdym razem
karty wskazują to samo.
La Regina di Spade.
Zawsze jedna z siódemki.
- Królowa mieczy - przetłumaczyła dziewczynka, wyciągając rękę, by
dotknąć karty wyobrażającej kobietę w szkarłatnej sukni i złotej koronie,
dzierżącą w prawej dłoni miecz o złoconej rękojeści. - To ja jestem tą
królową, babciu?
- Si, cara mia.
- Staruszka uśmiechnęła się z przymusem. - Uosobienie
prawości i honoru.
- Ale ona jest dziewczynką - zaprotestowała Maria, mnąc w dłoniach
koronkową chusteczkę.
- Królowa zwykle nią jest - odparła stara dama sucho.
- Co się zaś tyczy Armanda, jego przeznaczeniem jest być pięknym i
przysporzyć nam bogactw.
- Już jesteśmy bogaci - stwierdziła Maria kwaśno.
- Zatem będziemy jeszcze bogatsi.
- A ja nie jestem piękna, babciu? - spytała dziewczynka z nutką żalu w
głosie.
Staruszka potrząsnęła głową. Siwe włosy przesunęły się z szelestem
po jedwabnej powłoczce.
- Nie,
cara,
nie jesteś. Masz jednak inne zalety. Dziewczynka wydęła
nieco dolną wargę.
- Czy ktoś zechce mnie poślubić, babciu? - spytała.
- Słyszałam, jak Nellie szeptała do Nate'a, że ty z pewnością to wiesz.
- Cóż, Nellie to głupiutka pomywaczka. - Maria machnęła
lekceważąco dłonią.
- Si,
Nellie jest
un imbecille
- przytaknęła stanowczo staruszka. - Zaś
Nathaniel powinien zaprzestać flirtowania. Ale tak, dziecko, wyjdziesz
kiedyś za mąż. Poślubisz porządnego, silnego, toskańskiego chłopca.
Widziałam to wiele razy w kartach.
- Nie znam żadnych chłopców z Toskanii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire