Carlyle Liz - Dzielna niewiasta, BOHATERKI O NIESTANDARDOWYM WYGLÄ„DZIE puszyste, wysokie, hojnie obdarzone przez ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
L I Z
C A R L Y L E
DZIELNA
NIEWIASTA
Prolog
NiewiastÄ™ dzielnÄ…
któż znajdzie?
Czerwiec 1818 r.
Lord Delacourt sądził, że to właśnie ta. Chodzący
ideaÅ‚ z piersiami jak dorodne brzoskwinie. SkÄ…paÂ
ne w zÅ‚otoróżowym Å›wietle popoÅ‚udniowego sÅ‚oÅ„Â
ca, które wdzierało się strumieniami przez świetlik
w dachu stajni, bÅ‚yszczaÅ‚y i podskakiwaÅ‚y przy najÂ
drobniejszym ruchu, kusząc męskie usta.
PochyliÅ‚ siÄ™, by lepiej widzieć. Brzoskwinki podÂ
skoczyły jeszcze raz, a Delacourt stwierdził, że
z chÄ™ciÄ… da siÄ™ sprowadzić na zÅ‚Ä… drogÄ™. ByÅ‚ zdumioÂ
ny - własnym pożądaniem i Wallym Waldronem,
którego nie podejrzewał o taki gust co do kobiet.
Nie był z początku przekonany, że ma ochotę
na igraszki na sianie, i to jeszcze z dziewkÄ… znajoÂ
mego. Znudzony życiem i niezwykle wybredny wiÂ
cehrabia z zasady wolał inne kobiety - takie, które
braÅ‚y tylko jego szylingi i gasiÅ‚y wyÅ‚Ä…cznie jego poÂ
żądanie.
Mimo to kobieta - półnaga i z burzÄ… ogniÅ›cie ruÂ
dych loków - była zbyt pociągająca, by zostawić ją
w spokoju. Aż do tej chwili dzieÅ„ spÄ™dzany w NewÂ
market był wyjątkowo nieciekawy. Pierwsze cztery
5
gonitwy nie przyniosÅ‚y żadnych wrażeÅ„ ani profiÂ
tów. A w piątej Setting Star należący do Sandsa
pierwszy przybiegÅ‚ do mety, zwyciężajÄ…c w zakÅ‚aÂ
dach dwanaście do jednego. A jego koń przywlókł
siÄ™ na szarym koÅ„cu, Delacourt opróżniÅ‚ wiÄ™c saÂ
kiewkÄ™ i ostatniÄ… butelkÄ™ przyzwoitej brandy.
Waldron patrzył z iskrą w oku, jak Setting Star
przekracza metę. Wykrzywił usta w kąśliwym
uśmiechu i spojrzał na Delacourta. W stajni czeka
na niego pewna ponętna, rozgrzana kobietka,
oznajmił oślizłym tonem, ale ponieważ fortuna mu
dopisuje, wolałby nie ruszać się z miejsca.
Znudzony i zły wicehrabia postanowił obejrzeć
dziewczynÄ™.
- Wiedz jedno, chłopie - powiedział Waldron,
mrugnÄ…wszy okiem. - To ogieÅ„, nie kobieta! PrawÂ
dziwa kocica, ma długie pazury i potrafi być ostra!
- Aha - odparÅ‚ Delacourt bez entuzjazmu. JeszÂ
cze nie spotkał takiego kotka, który nie mruczałby
na jego widok.
RzeczywiÅ›cie wyglÄ…daÅ‚a na niezÅ‚e ziółko. BalanÂ
sując na odwróconym korycie, wicehrabia patrzył
z fascynacją, jak dziewczyna miękkim, wężowym
ruchem wkÅ‚ada baweÅ‚nianÄ… koszulkÄ™. Kiedy siÄ™gÂ
nęła po poÅ„czochy, zaschÅ‚o mu w ustach i w pÅ‚uÂ
cach zabrakło tchu, a gwar wyścigów utonął
w zmysłowym niebycie.
Och, tak. Delacourt chętnie zajmie miejsce Wal¬
drona u boku tej małej
fille de joie.
Nagle do niego
dotarło: Brzoskwinka już się ubiera! Spóźnił się.
Nim zdążył pomyśleć, zeskoczył z koryta i wszedł
do środka, zamykając za sobą drzwi.
Burza zÅ‚otorudych loków podskoczyÅ‚a, poÅ„czoÂ
chy opadły na ziemię. Dziewczyna zasłoniła dłonią
usta, jakby nie spodziewała się gościa, a niebieskie
6
oczy omal nie wyszły z orbit. Zdumiony Delacourt
wziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona, przyciskajÄ…c wargi do jej ucha.
- Cicho, słodka - szepnął. - Wally żałuje, że nie
mógÅ‚ przyjść. Ale ja zadbam, byÅ› nie czuÅ‚a siÄ™ rozÂ
czarowana.
Ślicznotka najwidoczniej wolała Waldrona, bo
zaparÅ‚a siÄ™ dÅ‚oÅ„mi o ramiona wicehrabiego, próÂ
bując go odepchnąć.
- Co z ciebie za jeden? - syknęła. - Wynoś się!
Chyba oszalałeś?!
Mimo upojenia alkoholowego Delacourt czuł,
że ma przed sobÄ… wyjÄ…tkowo doskonaÅ‚y okaz koÂ
biecej urody.
- Nie bÄ…dź taka - szepnÄ…Å‚, Å‚apiÄ…c za okrÄ…gÅ‚y tyÂ
łeczek. - Będziesz miała ze mnie więcej pożytku
niż ze starego Wally'ego. I jeszcze zapłacę dwa
razy tyle. - PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jej biodra, wepchnÄ…Å‚ kolaÂ
no między rozchwiane nogi i przechylił ją nieco
do tyłu.
Brzoskwinka szarpnęła się i zatoczyła w stronę
ściany. Otworzyła oczy jeszcze szerzej i nabrała
tchu, jakby zbierajÄ…c siÄ™ do krzyku.
Zdezorientowany Delacourt zasłonił dłonią jej
usta. Coś tu nie pasowało, ale krew pulsowała już
w jego ciele, rozgrzewajÄ…c lÄ™dźwie. DziewczyÂ
na miała ogromne, prześliczne oczy i cudownie
pachniaÅ‚a. ZnikÅ‚y logika i racjonalne myÅ›lenie. ZaÂ
nim zdążyÅ‚ uporzÄ…dkować rozbiegane myÅ›li, zaÂ
chwiał się niezgrabnie, a jeden z butów zaplątał się
w rÄ…bek jej koszuli.
Upadli razem na siano. Delacourt znalazł się
na górze. Jej koszula rozdarÅ‚a siÄ™ z gÅ‚oÅ›nym trzaÂ
skiem, a dziewczyna, wciąż wijąc się jak piskorz,
otworzyła usta do krzyku. W Delacourcie walczyły
dwa uczucia - pożądanie i oszołomienie.
7
- Na miłość boską, Brzoskwinko - szepnął,
owÅ‚adniÄ™ty wyÅ‚Ä…cznie myÅ›lÄ…, że musi jÄ… mieć. - ZaÂ
pÅ‚acÄ™ ci podwójnÄ… stawkÄ™. - ChcÄ…c wzmocnić perÂ
swazję, zabrał dłoń z jej ust i powiódł palcami
po udzie.
W odpowiedzi rudzielec nachylił się i go ugryzł! I to
mocno. A potem wbił mu pazury w szyję.
Ból byÅ‚ wyjÄ…tkowo podniecajÄ…cy. Delacourt zaÂ
brał rękę i spojrzał na nią, czując, że robi mu się
gorÄ…co.
- A wiÄ™c tego chcesz? - szepnÄ…Å‚ jedwabistym toÂ
nem, zdumiony gustem starego Wally'ego. RzeÂ
czywiście niezła sztuka!
Leżąca pod nim dziewczyna poruszyła się, kiedy
odnalazł jej usta. Zamarła na chwilę, a potem przez
moment sprawiała wrażenie, że się poddaje. Usta
rozchyliły się lekko, a ciało wygięło delikatnie.
No cóż! Wyglądało na to, że stary Wally trafił
w dziesiÄ…tkÄ™. Perwersja bywa cholernie ekscytujÄ…Â
ca! PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… gwaÅ‚townie, z impetem wdzieraÂ
jąc się w jej usta. Jęknęła słodko, a potem oddała
pocałunek. Drżąc z rozkoszy, dotknęła językiem
jego języka, powiodła dłońmi po jego ramionach,
łopatkach i nieomal objęła go w pasie. Jeszcze
chwila, a jej prawa noga owinęłaby się wokół jego
kolana.
SekundÄ™ później opanowaÅ‚a siÄ™. Szarpnęła kolaÂ
nem, nieomal pozbawiając go męskości.
Nie trafiła, ale była blisko.
WiedziaÅ‚, że coÅ› jest nie tak. A potem BrzoÂ
skwinka wyrwaÅ‚a mu garść wÅ‚osów. TrochÄ™ za duÂ
żo tej namiętności, pomyślał. Trzeba uciekać.
Zanim zdążył się ruszyć, pannica ponownie
szarpnęła go za wÅ‚osy, a potem wbiÅ‚a pięść w żeÂ
bra. Do diabła! Delacourt zaczął się obawiać, że
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]