Candace Bushnell - Cztery blondynki, @KSIĄŻKI (xyz)(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Candace Bushnell
4 blondynki
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
literatura
w szpilkach
LEKKO I PRZYJEMNIE
I
Przez ostatnie dziesięć lat Janey Wilcox spędzała każde lato
w Hamptons, ale ani razu nie wynajmowała domu, a jedyną
rzeczą, za którą czasami płaciła, był bilet na autobus Jitney. Na
początku lat dziewięćdziesiątych Janey zdobyła jako modelka
umiarkowaną sławę, dzięki której dostała rolę („myślącego męs­
kiego symbolu seksu") w jednym z filmów akcji. Później już
nigdy nie grała, ale letnia sława została ugruntowana, a Janey
dość szybko zdała sobie sprawę, że dopóki nie zaniży poziomu,
będzie dostawać to, co zechce.
Każdego roku w okolicy maja Janey wybierała dom na lato,
a raczej wybierała sobie na lato mężczyznę z domem. Janey nie
miała pieniędzy, ale przekonała się, że to nie miało znaczenia
dopóty, dopóki miała bogatych przyjaciół i mogła dotrzeć do
bogatych mężczyzn. Klucz do zdobywania bogatych mężczyzn,
czego wiele kobiet nigdy nie pojęło, leżał w tym, że zdobywało
się ich bez trudu, pod warunkiem, że nie miało się złudzeń
o wychodzeniu za mąż. W Nowym Jorku nie było mężczyzny,
który zrezygnowałby z regularnego robienia laski i rozrywkowe­
go towarzystwa bez zobowiązań. Co nie znaczy, że chciałabyś
wychodzić za któregokolwiek z tych facetów. Każdy bogaty gość,
z którym Janey była, okazywał się dziwny — albo świr, albo
zboczeniec — zatem mniej więcej w pierwszym tygodniu wrześ­
nia z ulgą kończyła znajomość.
W zamian za towarzystwo Janey otrzymywała wielki dom
plus, najczęściej, samochód mężczyzny do dyspozycji. Najbar­
dziej lubiła samochody sportowe, ale jeśli były zbyt szpanerskie,
jak ferrari czy porsche, nie było najlepiej, bo wtedy mężczyzna
zazwyczaj fiksował na punkcie swego samochodu i nie pozwalał
prowadzić nikomu, zwłaszcza kobiecie.
Taki właśnie był Peter, z którym Janey spędziła zeszłe lato.
Peter miał krótko przycięte blond włosy, był znanym prawni­
kiem z branży rozrywkowej, a pod względem ciała mógł się
równać z każdym modelem reklamującym bieliznę. Ktoś umówił
Janey i Petera na randkę w ciemno, ale wcześniej widywali się
kilkanaście razy na przyjęciach. Peter poprosił, żeby Janey od­
wiedziła go w jego domu w West Village, ponieważ w ciągu
dnia był zbyt zajęty, by móc pozwolić sobie na restaurację. Kiedy
zadzwoniła domofonem, kazał jej czekać na ulicy przez kwad­
rans, ale Janey nie miała nic przeciwko temu, gdyż przyjaciółka,
która umówiła ich na randkę — dziewczyna z towarzystwa, któ­
ra chodziła z Peterem do szkoły — podkreślała, że ma fantas­
tyczny stary dom na Lily Pond Lane w East Hampton. Po kolacji
wrócili do Petera, jakoby dlatego, że musiał wyprowadzić psa
imieniem Zelek, a kiedy znaleźli się w kuchni, Janey zauważyła
na drzwiach lodówki zdjęcie Petera w kąpielówkach na plaży.
Miał mięśnie brzucha jak spód żółwia. Janey postanowiła, że
jeszcze tej nocy pójdzie z nim do łóżka.
Wszystko to działo się w środę przed Memoriał Day trzydzies­
tego maja, a nazajutrz, kiedy Peter hałaśliwie parzył kawę cap­
puccino, zapytał, czy Janey pojechałaby z nim na weekend do
jego domu na wsi. Janey wiedziała, że o to spyta, chociaż seks
należał do najgorszych w ciągu ostatnich lat (trochę nieporad­
nego całowania, po czym Peter usiadł na krawędzi łóżka, po­
cierał się tak długo, aż zdołał naciągnąć prezerwatywę, wreszcie
wbił się w Janey), ale mimo to była wdzięczna, że zaprosił ją
tak szybko.
— Bystra z ciebie dziewczyna — stwierdził Peter, nalewając
cappuccino do dwóch emaliowanych filiżanek. Miał na sobie bia­
Å‚e spodenki gimnastyczne z guzikami z przodu.
— Wiem — odparła.
— Nie, poważnie. To, że wczoraj poszłaś ze mną do łóżka.
— Znacznie lepiej jest mieć to za sobą.
— Kobiety nie rozumieją, że faceci tacy jak ja nie mają czasu
na uganianie się za nimi. — Peter dopił kawę i starannie umył
filiżankę. — Uganianie się za dziewczynami to cholerna męka.
Powinnaś wyświadczyć swoim przyjaciółkom przysługę i powie-
dzieć, żeby przestały się bawić w kotka i myszkę. Wiesz, co robię,
kiedy dziewczyna nie daje mi na drugiej czy trzeciej randce?
— Nie — odparła Janey.
Peter wystawił palec.
— Nigdy więcej do niej nie dzwonię. Pieprzę ją.
— Nie. Tego właśnie nie robisz. Nie pieprzysz jej — spros­
towała Janey.
Peter roześmiał się, potem podszedł i ścisnął jej pierś.
— Jeżeli w ten weekend wszystko pójdzie zgodnie z planem,
może spędzimy razem całe lato. Wiesz, co mam na myśli?
— Nie przestawał ściskać piersi Janey.
— Au — powiedziała.
— Implantowany biust, co? — spytał Peter. — Lubię takie.
Wszystkie kobiety powinny takie mieć. Wszystkie kobiety po­
winny wyglądać tak jak ty. Zadzwonię do ciebie.
Kiedy nie zadzwonił do południa w piątek, Janey ogarnęły
wątpliwości. Może błędnie go oceniła. Może był skończonym
dupkiem. Chociaż to było mało prawdopodobne — mieli zbyt
wielu wspólnych znajomych. Z drugiej strony, jak dalece można
było znać kogokolwiek w Nowym Jorku? Janey zadzwoniła do
Lynelle, dziewczyny z towarzystwa, która zaaranżowała randkę.
— Och, tak się cieszę, że wam się udało — powiedziała Ly­
nelle.
— Ale on nie zadzwonił. Jest wpół do pierwszej.
— Zadzwoni. Peter jest po prostu trochę... dziwny.
— Dziwny?
— To świetny facet. Mamy taki żart, że gdybym nie wyszła
za Richarda, Peter i ja pobralibyśmy się. Peter nazywa mnie
swoją niedoszłą byłą żoną. Czy to nie komiczne?
— Komiczne — potwierdziła Janey.
— Niczym się nie przejmuj. Jesteś dokładnie w jego typie
— zapewniła Lynelle. — Peter po prostu chadza własnymi dro­
gami.
O wpół do drugiej Janey zadzwoniła do biura Petera. Był na
spotkaniu. Zadzwoniła jeszcze dwa razy, aż wreszcie o wpół do
trzeciej sekretarka powiedziała, że Peter wyszedł z pracy. Janey
kilkakrotnie dzwoniła do niego do domu, gdzie włączała się au­
tomatyczna sekretarka. W końcu Peter zadzwonił do Janey
o wpół do czwartej.
- Trochę się niecierpliwisz? — spytał. — Dzwoniłaś jedenaś­
cie razy.
Wyruszyli do Hamptons nowym porsche turbo Petera. Zelek,
pies rasy bichon frise z niebieskimi kokardkami na czubku gło­
wy, musiał siedzieć na kolanach Janey i usiłował lizać ją po
twarzy. Zanim wyjechali z miasta, Peter bez przerwy składał
palce na kształt pistoletu i udawał, że strzela do samochodów.
Każdego kierowcę nazywał „pieprzonym Polaczkiem". Janey uda­
wała, że ją to bawi.
W Southampton zatrzymali się, żeby zatankować na stacji
Hessa. To był dobry znak. Janey zawsze uwielbiała tę stację
benzynową z obsługą w cywilizowanych biało-zielonych kombi­
nezonach — człowiek naprawdę czuł, że wyjechał z miasta. Na
stacji stała kolejka samochodów. Peter wysiadł i poszedł do to­
alety, nie gaszÄ…c silnika. Po kilku minutach ludzie stojÄ…cy za
Janey zaczęli trąbić. Janey usiadła za kierownicą w chwili, gdy
Peter wybiegał z toalety, wymachując rękami i krzycząc:
— Ty pieprzony Polaczku, zostaw mój samochód!
— Co? — spytała Janey, rozglądając się wokół siebie.
Peter gwałtownie otworzył drzwiczki.
— Nikt nie prowadzi mojego pieprzonego samochodu oprócz
mnie. Zrozumiano? Nikt nie dotyka mojego pieprzonego samo­
chodu oprócz mnie. To mój pieprzony samochód.
Janey wysiadła z gracją. Miała na sobie obcisłe dżinsy i sandałki
na wysokich obcasach, w których była wyższa o kilka centymetrów
od Petera; długie, prawie białe włosy opadały prosto na białą męską
koszulę. Włosy Janey należały do jej najcenniejszych skarbów:
dzięki nim ludzie oglądali się za nią. Teraz uniosła okulary przeciw­
słoneczne, świadoma, że wszyscy na nią patrzą. Poznali Janey
Wilcox, modelkę, i prawdopodobnie zaczynali też poznawać Petera.
— Słuchaj, twardzielu — rzuciła mu prosto w twarz. — Przy­
stopuj, jeśli nie chcesz, żeby to drobne zajście znalazło się w po­
niedziałek w porannej prasie.
— Hej, jak ci się zdaje, dokąd idziesz? — spytał.
— A jak myślisz?
— Przepraszam — powiedział Peter, kiedy Janey wsiadła zno­
wu do samochodu, i pogłaskał ją po nodze. — Mam wybuchowy
charakter, maleńka, nic na to nie poradzę. Powinnaś to o mnie
wiedzieć. Pewnie dlatego, że matka biła mnie, kiedy byłem mały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright © 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzÄ… kobiet.
    Design: Solitaire