Campbell Judy - Zycz mi szczescia,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Campbell Judy
Życz mi szczęścia
Terry Younger, lekarka z Londynu, przybywa na niewielką szkocką wyspę, by
rozpocząć nowe życie. Pracujący w tamtejszej przychodni doktor Atholl Brodie
od pierwszego dnia nie może oderwać od niej wzroku. Nie pojmuje jednak,
dlaczego Terry tak uparcie go unika...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Niewielki prom dobił do nabrzeża. Jeden z pracowników wprawnym ruchem zarzucił linę na pacho-
łek, zszedł na pomost i przywiązał cumę. Po chwili spuszczono trap i ludzie zaczęli opuszczać pokład.
Terry Younger zatrzymała się na chwilę, aby popatrzeć na niewielką zatokę. Wzdłuż drogi stały małe
kolorowe domki, za którymi rozciągały się zadrzewione wzgórza.
Głęboko nabrała w płuca świeżego powietrza. Uderzyło jej do głowy niczym szampan. Chłodna bryza
potargała jej krótkie włosy tak, że zasłoniły jej oczy. Niecierpliwym gestem odgarnęła je z czoła i
zeszła na brzeg. Poprawiła plecak i postawiła walizkę na ziemię, po raz kolejny obejmując wzrokiem
całą okolicę.
Odczuwała podniecenie, ale także niepokój spowodowany przyjazdem do nowego miejsca. Maleńka
miejscowość była położona u stóp wysokich gór, które znajdowały się tuż za zielonymi wzgórzami.
Wyspa Scuola na zachodnim wybrzeżu Szkocji w niczym nie przypominała przedmieść Londynu,
które właśnie opuściła. I o to właśnie jej chodziło. Nowe miejsce, początek nowego życia, a nade
wszystko cisza i spokój, których tak bardzo potrzebowała po okropnych przeżyciach minionego roku.
164
JUDY CAMPBELL
Zdjęła ciężki plecak i postawiła go na ziemi. Popatrzyła na niewielką grupę ludzi oczekujących na po-
dróżnych, którzy przypłynęli promem. Została poinformowana, że będzie na nią czekał doktor Brodie,
z którym miała pracować w nowym miejscu. Według słów kobiety z agencji, miał to być starszy siwy
mężczyzna słusznej postury. Na razie nikogo podobnego nie dostrzegła, ale nigdzie się nie spieszyła.
Usiądzie na walizce i zaczeka.
Po kilku minutach prom odbił od nabrzeża, kierując się w stronę lądu. Wkrótce rozeszli się też
wszyscy ludzie, z wyjątkiem jakiegoś ubranego w skórę mężczyzny, który siedział na motocyklu i
rozmawiał przez telefon. Terry wstała zirytowana. Sama była osobą punktualną i nie lubiła takich
sytuacji.
Minęło kolejnych dziesięć minut. Mężczyzna z motocykla chodził teraz niecierpliwie po nabrzeżu,
spoglądając co chwila na zegarek. Był wysoki i dobrze zbudowany. Patrząc na niego, przypomniała
sobie Maxa, o którym ze wszystkich sił próbowała zapomnieć. Max bardzo chciał wyglądać na
takiego właśnie niegrzecznego chłopca jak ten nieznajomy. Zamknęła oczy, starając się wymazać z
pamięci obraz aroganckiego Maxa, pewnego jej miłości, a nade wszystko zapatrzonego w siebie jak w
obraz. Nigdy więcej takich mężczyzn. Otworzyła oczy i potrząsnęła głową. Nie przyjechała tu, by
wspominać Maxa ani tego, przez co z jego powodu przeszła.
Motocyklista zatrzymał się przed nią i zdjął kask. Miał ciemne potargane włosy i bez wątpienia był
atrakcyjny. Sprawiał wrażenie człowieka kipiącego energią. Kiedy ponownie rozpoczął swój
niecierpliwy spacer,
ŻYCZ MI SZCZĘŚCIA
165
z kieszeni wypadł mu długopis. Terry pochyliła się, by go podnieść.
- Chyba oboje zostaliśmy wystawieni do wiatru -powiedziała, podając mu go.
Odwrócił się i spojrzał na nią oczami, które przypominały dwa szafiry. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę, że tak naprawdę w niczym nie przypominał Maxa. Oczy Maxa zawsze patrzyły na człowieka
taksująco, jakby ich właściciel zastanawiał się, co może od danej osoby dostać. Ten mężczyzna
patrzył na nią otwarcie i szczerze.
- Dziękuję - powiedział, biorąc z jej ręki długopis. - Osoba, na którą czekam, przypłynie chyba następ-
nym promem. Jeśli się nie pojawi, będę musiał jechać. Nie mogę dłużej zostać. - Miał miły głos z
wyraźnym szkockim akcentem. Oparł się o kamienną ścianę i skrzyżował przed sobą nogi. - Ty też na
kogoś czekasz?
Jego włosy były nieco przydługie i opadały mu na czoło, co nadawało twarzy chłopięcy wygląd, choć
Terry miała wrażenie, że był zdecydowanym i silnym mężczyzną. Uśmiechnęła się do siebie. Nie była
dobra w ocenianiu czyjegoś charakteru na podstawie zewnętrznych cech. Jej związki z mężczyznami
jasno tego dowodziły.
- Człowiek, na którego czekam, albo o mnie zapomniał, albo coś mu wypadło. Chyba wezmę
taksówkę.
- Może on też myśli, że przypłyniesz następnym promem. Już go zresztą widać. Za kilkanaście minut
tutaj dopłynie. - Mężczyzna oderwał się od ściany i podszedł do nabrzeża, wpatrując się w
przeciwległy brzeg.
166
JUDY CAMPBELL
Terry zastanawiała się, czy jest turystą, który przyjechał na wyspę, by łowić ryby albo chodzić po
górach. Wyobraziła go sobie, jak wspina się po górskich szlakach albo pędzi stromymi drogami
motocyklem.
Oboje patrzyli, jak prom zbliża się do brzegu, a potem, jak wysiadają z niego ludzie. Jednak nie było
pośród nich osoby, na którą czekał nieznajomy. Doktor Brodie również się nie pojawił. Poczekali, aż
na ląd zjadą samochody. Ostatni w kolejce był mały dwu-drzwiowy pojazd, za którego kierownicą
siedziała młoda kobieta, niecierpliwie wyglądająca przez okno.
- Niech pani doda lekko gazu - poradził j ej człowiek z obsługi. - Inaczej nie przejedzie pani przez ten
próg.
Dziewczyna skinęła głową, po czym zrobiła, jak jej polecono. Samochód przejechał przez rampę i
ruszył prościutko w ich kierunku. Terry jak zahipnotyzowana patrzyła na pędzące w jej stronę auto. W
ostatniej chwili czyjeś silne ręce objęły ją w talii i uniosły nad ziemię, usuwając z drogi
nadjeżdżającego samochodu. Została niemal rzucona na chodnik, a na niej wylądował jej wybawiciel.
Usłyszała dźwięk miażdżonego metalu i tłuczonego szkła, po którym zapadła cisza. Przez krótką
chwilę nie była w stanie oddychać ani wydobyć z siebie słowa. Mężczyzna, który na niej leżał,
podniósł się, a Terry dostrzegła nieopodal rozbity samochód.
- Niech to wszyscy diabli! - usłyszała głos obok siebie. - Niewiele brakowało, a byłoby po tobie.
Dostrzegła nad sobą męską twarz i niebieskie oczy, w które wpatrywała się jeszcze kilka minut temu.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, po czym skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]