Campbell Jack - Zaginiona Flota Tom 1- Nieulekly, E-book, Fantasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jack Campbell
Z A G I N I O N A F L O T A
NIEULĘKŁY
PRZEŁOŻYŁ
ROBERT J. SZMIDT
fabryka słów
LUBLIN 2008
Christine i Larry`emu Maguire.
Dobrym ludziom i jeszcze lepszym przyjaciołom,
którzy samą obecnością sprawiają, że warto żyć.
Dla S., jak zawsze.
Spis treści
J
EDEN
W chłodzie powietrza buchającego z przewodów wentylacyjnych wciąż dało się
wyczuć woń przegrzanego metalu i swąd spalonego wyposażenia. To były ostatnie,
jakże odległe echa niedawnej eksplozji, jakie dotarły do jego kajuty. Dawno już ucichły
okrzyki przerażenia, jak i dobiegający zza włazu tupot stóp. Geary nie drgnął nawet,
wiedział, że gdyby wróg zdecydował się przypuścić szturm, usłyszałby setki dzwonków
alarmowych i z pewnością nie skończyłoby się na jednym wybuchu. Zresztą to, czy
zostali zaatakowani, czy też nie, miało w tej chwili drugorzędne znaczenie. Nie
otrzymał rozkazu włączenia się do akcji, zatem nie musiał opuszczać tego miejsca.
Siedział w niewielkiej kajucie z rękami skrzyżowanymi na piersi i dłońmi
wciśniętymi pod pachy. Chciał w ten sposób pozbyć się uczucia wyziębienia,
towarzyszącego mu od momentu przebudzenia. Zza grodzi dobiegały głuche odgłosy
pracujących mechanizmów i stłumione okrzyki marynarzy. Dopóki właz pozostawał
zamknięty, Geary mógł sobie wmawiać, że nadal przebywa na pokładzie własnej
jednostki, a za ścianą są ci sami ludzie, z którymi kiedyś służył.
Ale tamte okręty i tamci chłopcy odeszli już na zawsze, a on powinien odejść
wraz z nimi.
Poruszył się nieznacznie i mocniej przycisnął ręce do torsu, chcąc wreszcie
zwalczyć wypełniające ciało uczucie chłodu. Przypadkiem uderzył kolanem o stolik,
który stanowił jedyny element wyposażenia niewielkiej kajuty. Przyjrzał się uważnie
poszarpanej krawędzi mebla. Zawsze sądził, że przyszłość będzie pozbawiona kantów
i śladów zniszczeń, tak charakterystycznych dla dawnych czasów. Wszyscy tak
myśleli. Niestety, docierało do niego coraz wyraźniej, że wojna wcale nie odeszła do
lamusa, a fakt, że wciąż trwała, musiał raz na zawsze pozbawić ludzkość marzenia o
przyszłości jasnej i świetlanej. Tutaj i teraz także liczyła się tylko wydajność.
- Kapitanie Geary, proszę natychmiast stawić się w dokach wahadłowców.
Chwilę trwało, zanim treść komunikatu dotarła do jego świadomości. Dlaczego
wzywali go w takie miejsce? Ale rozkaz to rozkaz. Nie chciał odmówić jego wykonania,
bo gdyby złamał własną, wewnętrzną dyscyplinę, mogłoby się okazać, że oprócz niej
nic mu już nie zostało. Westchnął ciężko i wstał. Prawie nie czuł nóg, zdrętwiałych od
panującego w kabinie chłodu. Za nic nie chciał spotkać się twarzą w twarz z ludźmi
przebywającymi po drugiej stronie włazu, ale nie mógł tego uniknąć. Zebrał się w
sobie i otworzył go jednym szarpnięciem.
Maszerując wolnym krokiem korytarzami krążownika Sojuszu o butnej nazwie
„Nieulękły", mijał grupy marynarzy, wśród których dało się zauważyć kilku oficerów.
Ludzie schodzili mu z drogi, tworząc odrobinę wolnej przestrzeni, która zdawała się
otwierać tuż przed nim i zamykać zaraz za jego plecami, jakby za sprawą magii.
Patrzył cały czas przed siebie, nie skupiając wzroku na twarzach. Wiedział, co może z
nich wyczytać. Nadzieję i szacunek, których nie rozumiał ani nie pragnął. Dzisiaj
zdawał sobie sprawę, że takiemu szacunkowi mogą towarzyszyć wyłącznie cierpienie i
rozpacz, a to sprawiało, że miał jeszcze mniejszą ochotę spoglądać żołnierzom w oczy.
Podświadomie czuł, że ich zawiódł, choć nigdy niczego im nie obiecywał. Ani też nie
twierdził, że jest kimś więcej, niż w rzeczywistości był.
Niespodziewanie drogę zatarasowała mu grupa ludzi i musiał się zatrzymać.
Dziewczyna w podoficerskim mundurze odwróciła się i rozpoznała go natychmiast.
- Kapitan Geary! - wykrzyknęła, a jej oblicze rozjaśniło poczucie irracjonalnej
nadziei.
Policzek dziewczyny był umorusany płynem hydraulicznym, a obok śladów
osmalenia na rękawie munduru dało się zauważyć świeży opatrunek.
Geary wiedział, że powinien jakoś zareagować, ale nie potrafił znaleźć
właściwych słów.
- Doki wahadłowców - rzucił w końcu.
- Nie dotrze pan do nich od tej strony, kapitanie - odpowiedziała nadzwyczaj
ochoczo. Zmęczenie nagle ustąpiło z jej twarzy, najwidoczniej nie zwróciła uwagi na
chłodną reakcję przełożonego. Przez ten entuzjazm sprawiała wrażenie jeszcze
młodszej, a Geary poczuł się naprawdę staro. - Odcięto ten sektor na czas napraw.
Czuł pan ten ostatni wstrząs, prawda? Musieliśmy wyrzucić za burtę sporo ogniw
paliwowych, zanim eksplodowały. Ale niedługo wrócimy do sprawności bojowej.
Jeszcze nas nie załatwili. Nie mogą nas pokonać.
- Doki wahadłowców - powtórzył Geary, tym razem bardzo wolno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]