Camp Candace - Kochanek lady Angeli (1997) Cameron&Angela, Camp Candace

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Candace CampKochanek lady AngeliTłumaczenie:Małgorzata Hesko-KołodzińskaPROLOG1872 rokCzekał na nią, tak jak się spodziewała. Czekał z takim samym niepokojem jak ten,który dręczył ją przez ostatnie cztery kwadranse, gdy szukała sposobności, żebydyskretnie wymknąć się z domu.Na jej widok odwrócił się gwałtownie i zatopił w niej spojrzenie ciemnych oczu.– Angela! – krzyknął.Ledwie skończył dwadzieścia lat, był szczupły, ale umięśniony. Czarne włosy,nadal wilgotne po kąpieli, opadały mu na kark, kręcąc się nad kołnierzem szorstkiejkoszuli. Serce Angeli mocniej zabiło.Rzucili się ku sobie, gnani głodem, który narastał w nich przez cały dzień.Młodzieniec tulił dziewczynę w ramionach i całował w usta. Oszołomiona zarzuciłamu ręce na szyję.Przywarli do siebie tak mocno, jakby pragnęli, by ich wargi i ciała stopiły sięw jedność. Mężczyzna zsunął kaptur peleryny Angeli i odsłonił gęstwinę splątanychwłosów o barwie miedzi. Wcześniej starannie upięte, lecz teraz wymknęły sięniesfornie ze spinek. Bez wahania zanurzył dłonie w jej miękkich lokach. Pragnął jejdo szaleństwa.Wreszcie oderwał od niej wargi, jednak tylko po to, żeby obsypać jej twarz i szyjęgradem pocałunków. Jego dłonie, drżące z pożądania, powędrowały do wiązaniapeleryny. Szarpnął zdecydowanym ruchem troczki, a wówczas jego oczom ukazałasię wieczorowa suknia z błękitnego atłasu, ściśnięta w talii i skrojona tak, żebywyeksponować kuszący dekolt.Na ten widok młodzieniec odetchnął głęboko.– Wielkie nieba… – szepnął. – Dziadkowie pozwalają ci nosić to publicznie?Angela zachichotała, zachwycona błyskiem w jego oczach.– Och, Cam – westchnęła. – W tej sukni nie ma nic zdrożnego, wszystkie damytakie noszą. Ta jest własnością Cee-Cee i liczy sobie już dwa lata.– Nie wyglądała na niej tak, jak na tobie – zauważył.– Babunia liczy na to, że suknia skłoni przyjaciela Jeremy’ego, lorda Dunstan, dooświadczyn. Jest niewiarygodnie bogaty, a w dodatku pochodzi ze znamienitegorodu.Cam skrzywił się z nieskrywaną pogardą.– Równie dobrze mogliby cię sprzedać na licytacji temu, kto oferuje najwięcej –burknął.– Stanhope’owie łakną korzystnego małżeństwa jak kania dżdżu – oznajmiłatrzeźwo Angela. – Ale jakież to ma znaczenie, skoro nie planuję wyjścia za żadnegoz kandydatów? – Złączyła dłonie za plecami. – Z przyjemnością ją włożyłam, gdyżwiedziałam, że mnie zobaczysz. I co, zachęciłaby cię do podbicia stawki?– A jakże! – potwierdził. – Oddałbym wszystko, by cię zdobyć.Śmiało uniósł ręce i ujął jej piersi w dłonie.– Już ofiarowałeś mi to, czego chciałam najbardziej – odparła.Patrzyła na niego krystalicznie czystymi, niebieskimi oczami, ufna niczym dziecko,ale i pełna pożądania. Angela kochała Cama Monroego, odkąd sięgała pamięcią.Zadurzyła się już pierwszego dnia, gdy się zjawił, by pracować w stajniach jejrodziny. Zakrawało na cud, że w końcu dostrzegł w niej kobietę, kiedy tego latawróciła z pensji dla młodych dam, prowadzonej przez pannę Mapling. Jeszczebardziej zdumiewający był fakt, że dwa tygodnie temu nieoczekiwanie wyznał jejmiłość.– Hrabia urwałby mi łeb, gdyby wiedział, że jestem tu z tobą – zauważył Cam. –I miałby słuszność. Dziecko z ciebie, a ja postępuję źle, wykorzystując cię w takisposób.Mimo tych słów pochylił się i z czułością ucałował pełne piersi Angeli. Zamknęłaoczy, delektując się pieszczotą, i oparła dłonie na jego potężnych ramionach.– Ćśś – wyszeptała. – Nie mów takich rzeczy. W tym nie ma nic złego. Kocham cię.– I ja ciebie kocham, mój aniele – zapewnił ją żarliwie. – Naprawdę jesteś moimaniołem, moim przepięknym, rudowłosym aniołem. Nieustannie o tobie myślę.Czasem zdaje mi się, że nie dotrwam do końca dnia, tak bardzo cię pragnę. Dzisiaj,kiedy wybrałaś się na przejażdżkę z tym nieznośnym padalcem Dunstanemi z przymusu patrzyłem, jak z tobą flirtuje… Zapałałem żądzą mordu.Jego usta wędrowały po gładkiej szyi Angeli. Po chwili zaborczo wsunął językmiędzy jej wargi. Pobudzona pieszczotą, zadrżała gwałtownie.– Angelo! – nagle doszedł ich głos jej dziadka. Hrabia krzyknął tak donośnie, żeniemal zatrzęsły się mury stajni.Młodzi odskoczyli od siebie jak oparzeni i nerwowo skierowali wzrok na drzwiwejściowe. Dziadek Angeli stał na progu w towarzystwie jej brata, Jeremy’ego,oraz lorda Dunstan – dżentelmena, który tak bardzo przypadł do gustu babceAngeli.Hrabia ruszył ku kochankom. Jego siwe włosy powiewały, a twarz niezdrowopoczerwieniała.– A niechże cię czarci, ty młody hultaju! – ryknął. – Jak śmiesz dotykać mojejwnuczki tymi brudnymi łapskami!Zamachnął się laską niczym maczugą, by z całej siły uderzyć Cama w głowę.Szczęśliwie młodzieniec był młody i szybki, toteż udało mu się nieco uchylić i laskatrafiła go w bok czaszki. Zachwiał się, a z rozcięcia na skórze spłynęła struga krwi.Oszołomiony Cam osunął się na kolana.– Dziaduniu! – pisnęła Angela i rzuciła się na dziadka, który zdążył unieść laskę,żeby ponownie zadać cios. – Przestań! Dość! Nie krzywdź go!Słysząc odgłosy zamieszania, główny stajenny Wicker zbiegł po schodach nadrugim końcu stajni, gdzie mieściły się kwatery stajennych, i w asyście podwładnychjuż po chwili zjawił się na miejscu zdarzenia.– Jaśnie panie, co się dzieje? – krzyknął. – Co to za zgiełk?Na widok Cama stanął jak wryty i z wrażenia rozchylił usta.– A niech mnie… – mruknął jeden z chłopaków.Hrabia Bridbury klął długo, głośno i szpetnie, a gdy wreszcie skończył, chwyciłAngelę za ramię i pchnął ją ku Jeremy’emu.– Odprowadź siostrę do domu – warknął. – Ja się rozprawię z tym młodym ladaco.Jeremy mocno zacisnął dłoń na ramieniu Angeli, ona jednak nie zamierzała dać zawygraną. Szarpnęła gwałtownie całym ciałem, usiłując się oswobodzić.– Nie! – zawołała z rozpaczą w głosie. – Nigdzie nie pójdę! Puszczaj! Cam!Odwróciła się do ukochanego, który zdążył już wstać i teraz patrzył wyzywającona hrabiego. Słysząc krzyki ukochanej, ruszył z odsieczą. Wystarczyło jednak, żehrabia skinął laską, a Wicker i jego pomocnicy pojmali Cama i przytrzymali.– Przestańcie! – krzyczała Angela. – Nie krzywdźcie go! Puszczaj!Jeremy jednak objął ją w talii, bezceremonialnie podniósł i ruszył do wyjścia zestajni. Usiłowała wrzeszczeć, ale brat zasłonił jej usta dłonią.– Na litość boską, Angie, mogłabyś wreszcie przestać – upomniał ją Jeremyz niesmakiem. – Jeszcze chwila, a te twoje potępieńcze wrzaski ściągną tuwszystkich domowników. Nie potrzebujesz dodatkowych świadków swojegoupokorzenia. Twoja sytuacja i tak jest godna pożałowania.– Angelo! – Cam rzucił się za nią, jednak prześladowcy ani myśleli go wypuścić.Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego po raz ostatni. Dunstan otworzył drzwi,a Jeremy wywlókł ją na zewnątrz. Zalała się łzami, straciwszy ukochanego z oczu.Tymczasem Jeremy stanowczym krokiem szedł do domu i Angela w końcu przestałasię szamotać. Dotarło do niej, jak bardzo jałowa i żałosna jest jej walka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright © 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzÄ… kobiet.
    Design: Solitaire