Cały ogień na Laleczkę - Wigiliusz Randoński, Klub Srebrnego Klucza - kryminaly, Klub srebrnego kluczyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->I— To mi wygląda na zabójstwo na tle miłosnym — odezwałsię nieśmiało sierżant Marly.Inspektor Merlin spojrzał na niego z zaciekawieniem, lecz niepowiedział ani słowa.Jechali już dobre kilka minut i milczenie ciążyło sierżantowi,który za wszelką cenę chciał wyrazić swój pogląd na przyczynęmorderstwa, dokonanego ubiegłej nocy na osobie CezaregoPierri, właściciela niewielkiego handelku z owocami.— Tak — ciągnął dalej nie zrażony zachowaniem inspektoraMarly — Pierri miał opinię niepoprawnego kobieciarza. Złamałjakiejś damulce serce i kropnęła go z zemsty. Kobiety topotrafią. Co pan na to, inspektorze?Merlin poprawił się na siedzeniu samochodu i nie wykazywałochoty do wyrażania swego zdania o tym, co widzieli przedchwilą w mieszkaniu Pierriego.Marly przygryzł wargi. Od paru lat starał się przekonaćswoich przełożonych, że jego kwalifikacje funkcjonariuszapolicji zasługują na lepszy los aniżeli na skromny stopieńsierżanta, ale nie miał szczęścia. Zawsze znalazł się jakiś bubek,który zbierał owoce jego ciężkiej i ofiarnej pracy. Choćby takiwypadek z szajką szulerów w kasynie gry w Monte Carlo.Wpadł na ślad, poczynił odpowiednie przygotowania do ujęciaszulerów, banda znalazła się w potrzasku, a wszystkoprzypisano Carpeau, który doskoczył do roboty w ostatniejchwili.— Moją tezę potrafię poprzeć jeszcze innymi dowodami... —dorzucił chcąc wzbudzić zainteresowanie inspektora. Urwałchytrze zdanie i czekał na pytania Merlina.Inspektor oderwał wzrok od szyby i spojrzał znowu nasierżanta.— To bardzo ciekawe — powiedział cicho.Marly zabierał się do wyłuszczania swoich przypuszczeń idowodów. Merlin położył mu rękę na ramieniu.— Jeśli nie będę czegoś wiedział, zwrócę się do ciebie. A terazdo widzenia! — kazał szoferowi zatrzymać samochód i wysiadłprzy najbliższej przecznicy.— Nie pozwolą się człowiekowi wybić — poskarżył się sierżantszoferowi, który patrzył na niego z drwiącym uśmieszkiem zlusterka nad kierownicą.— Trzymaj się, stary — rzekł szofer. — Znasz go przecież. Onma już swoją koncepcję. Na pewno jest przekonany, że tegofaceta zamordował generał de Gaulle.— Głupie żarty — obruszył się Marly. — Stań, ja teżwysiadam.Policyjny citroen przepchnął się przez ciżbę samochodów iprzypadł do chodnika.— A od de Gaulle'a się odczep — rzucił Marly wyskakując naulicę. — Zobaczysz, kto ma słuszność. Nawet głupiec by poznał,że idzie tu o miłość — przyłożył dwa palce do skroni i strzeliłustami.— Namów jaką, żeby się przyznała. Sukces będzie pewniejszy— szofer nie czekał na odpowiedź i odjechał pełnym gazem.Marly posłał za nim przekleństwo, potem zły wstąpił donajbliższego bistro i zamówił dżin.Inspektor Merlin wylądował również w barze na placuWilsona niedaleko gmachu poczty. Usiadł pod oknem ipopijając powoli pernod robił, jak to było w jego zwyczaju,szczegółowe notatki z oględzin zwłok i miejsca morderstwa."Cezary Pierri, lat 43, właściciel handlu owocami przy ulicyGounoda, samotny, mieszka w małej willi. Szerokie oszklonedrzwi dzielące pokoje, zwłoki na fotelu, w piersiach dziewięćkul z pistoletu maszynowego, wszystkie w okolicy serca. Wmieszkaniu nic nie tknięte. Kluczy od mieszkania brak. Wszufladzie stołu siedemdziesiąt trzy tysiące franków i kilkasztonów kasyna gry. Morderstwa dokonano między dwunastą atrzecią rano. Powierzchowne badania nie wykazują żadnychśladów osób obcych. Zwłoki odkryła Maria Louis, dochodzącasprzątaczka, zamieszkała przy ulicy Trachel 18. Pracuje uPierriego od roku. Twierdzi, że zamordowany przyjmował usiebie wiele kobiet, lecz żadną nie interesował się bliżej. Piłwiele, lecz nigdy się nie upijał. Jeszcze przed ósmą ranowychodził z domu, zostawiając jej klucze w skrytce ogrodowej.Louis dzisiaj kluczy nie znalazła i tknięta "złym przeczuciem"zajrzała przez okno do wnętrza pokoju. Ujrzawszy Pierriegocałego we krwi na fotelu zaalarmowała policję. Pierri mieszkałw Nicei od roku! Skąd przyjechał? Z kim się kontaktował wżyciu prywatnym? Dlaczego pistolet automatyczny i dziewięćkul? Zaskoczenie, fotel, szklanka soku pomarańczowego nastole?"— Dzień dobry, inspektorze! — do stolika podszedł przystojnymężczyzna w tweedowym ubraniu.— Dzień dobry, Carpeau! — Merlin zamknął notes i podałrękę przybyszowi, który usiadł naprzeciw.— Sprawa dobiega końca — rzekł Alain Carpeau. — Tak jakprzypuszczałem, żona pułkownika Herpe zamieszana jest waferę, i sądzę, że władze zechcą wszystko zatuszować. Zrobiłemswoje. Reszta nie należy już do mnie.— Ani do mnie — zaśmiał się Merlin. — A panu gratuluję.— Nie ma czego. Partacka robota. Stara baba nie miałapojęcia, jak się takie rzeczy robi. Popełniła szereg głupstw. Cosłychać nowego?— Mam nowe zajęcie. Ktoś sprzątnął sklepikarza, i to zautomatu.— Czyżby gruba zwierzyna? — gwizdnął Carpeau.— Jeszcze nic nie wiem. Wygląda dosyć podejrzanie, bośladów nie ma żadnych. Zupełnie jakby anioł zleciał z nieba,wypuścił serię, po czym się ulotnił drogą powietrzną.— Zatem powodzenia! — uśmiechnął się Carpeau. — Liczę, żepozwoli mi pan trochę odetchnąć. Mierzi mnie już to kasyno.— Tak, tak. Należy się panu. Zazdroszczę. Żonę pułkownikapewnie odeślą z honorami do Anglii.— To już nie nasz interes. Teraz marzę, żeby wyjechać dojakiejś miejscowości niedaleko od Cannes i popływać. Najlepiejodpoczywam w wodzie. — Carpeau pochylił się nad stolikiem.— Widzę, że akcja się zaczęła. Notes się zapełnia.— Nie wszystko powierzam pamięci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]