Cabot Meg - Liceum Avalon, CZYTADEŁKA, Meg Cabot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MEC CABOT
Liceum Avalon
Przekład
Edyta Jaczewska
Rozdział 1
Serdeczne
Jennifer Brown, Bar
Po zmroku snop
dłoń, żniwiarka
szepcze:
bary M. Cabot, Michele
Laury
Abigail McAden,
zaczarowana
a przede wszystkim dla Benjamina
Pani na
T y to masz fart.
Moja najlepsza Nancy, wszystko widzi właś
nie tak. Chyba można ją nazwać optymistką.
Nie żebym sama była pesymistką czy coś. Ja jestem po
praktyczna. A przynajmniej według Nancy.
Najwyraźniej poza tym mam fart.
- Fart? - powtórzyłam do słuchawki. - A w czym mam
taki fart?
- Och, no wiesz - powiedziała Nancy. - Możesz zacząć
wszystko od nowa. W zupełnie nowej szkole, gdzie nikt cię nie
zna. Możesz być kim tylko chcesz, pozwolić sobie na totalną
przemianę osobowości. I nie będzie tam ani jednej osoby, któ
ra by ci powiedziała: „Kogo ty chcesz nabrać, Harrison?
Pamiętam, jak w piątej klasie podstawówki jadłaś klej".
- Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. - I rzeczywi
ście tak było. - A w ogóle to ty jadłaś
- Sama widzisz, o co mi chodzi - westchnęła Nancy. - No
to powodzenia. Ze szkołą i ze wszystkim.
- Tak. - Mimo że dzieliły nas tysiące kilometrów, potrafi
łam wyczuć, że czas kończyć rozmowę. - Na razie.
7
- Na razie -
Nancy. A potem dodała jeszcze raz: -
nie przypomina reszty Ameryki. Ale wszyscy tutaj mówią po
Na razie.
I jest basen.
Okazuje się, że posiadanie własnego basenu to spora od
powiedzialność. Co rano trzeba sprawdzić filtry upewnić
się, że nie pozapychały ich liście, zdechłe krety czy coś.
W naszych zawsze znajdzie się żaba czy dwie. Zazwyczaj je
śli wyjdę z domu dość wcześnie, jeszcze żyją. Wtedy muszę
przeprowadzać akcję ratunkową dla żab.
Uratować je można wyłącznie w ten sposób, sięga się
głęboko pod wodę i wyciąga koszyk z filtra. Przy okazji mu
szę brać w ręce różne obrzydlistwa, które tam pływają. Na
przykład martwe żuki albo traszki, a kilka razy potopione
myszy. Raz znalazłam tam węża. Nadal żył. Zazwyczaj nie
biorę w ręce czegoś, co może mi wstrzyknąć w żyły stru
mień paraliżującego jadu, więc wrzasnęłam do rodziców, że
w koszyku filtra jest wąż.
- No i? Co mam z nim niby
Ale masz szczęście.
Naprawdę, dopóki Nancy tego nie nie uwa
żałam swojej sytuacji za szczęśliwą. No może poza tym, że
w ogrodzie za naszym nowym domem był basen. Nigdy jesz-
cze nie mieliśmy własnego basenu. Przedtem, jeśli chciałyśmy
z Nancy popływać, musiałyśmy wsiąść na rowery i przejechać
osiem kilometrów - prawie ciągle pod górę - do Como Park.
Muszę przyznać, że kiedy rodzice powiedzieli, że dosta
li roczny urlop naukowy, tylko fakt, że pospiesznie dodali:
„I będziemy mieli dom z powstrzymał wymioty,
które podchodziły mi do gardła. Jeśli dzieckiem pary
wykładowców, „urlop naukowy" to prawdopodobnie dwa
słowa w twoim słowniku. Co siedem lat
większość wykładowców uniwersyteckich dostaje taki ur
lop - w zasadzie są to całoroczne wakacje, żeby mogli nała
dować akumulatory i napisać, a potem wydać jakąś książkę.
Wykładowcy to uwielbiają.
Ich dzieci tego nie znoszą.
Bo czy naprawdę chcielibyście dać się wyrwać z korzenia
mi i zostawić wszystkich swoich przyjaciół? Potem trzeba
zaprzyjaźnić się z tymi wszystkimi nowymi ludźmi w nowej
szkole. 1 właśnie kiedy zaczynacie myśleć: „Okay, nie jest aż
tak źle", to po roku znów musicie wszystko rzucić i wracać
tam, skąd przyjechaliście.
Nikt by tak nie chciał. A przynajmniej nikt normalny.
W każdym razie ten urlop naukowy nie jest tak fatalny jak
poprzedni, który spędziłam w Niemczech. Nie chodzi o to,
że z Niemcami jest coś nie tak. Nadal wymieniam
z Anne-Katrin, dziewczyną, z którą siedziałam w ławce w tej
dziwnej niemieckiej szkole, do której tam chodziłam.
Ale, dajcie spokój, musiałam się nauczyć zupełnie obcego
języka!
Przynajmniej tym razem zostaliśmy w Stanach. No i do
bra, mieszkamy niedaleko Waszyngtonu, w miejscu, które
- odwrzasnął tata.
- Wyciągnąć go.
- Nie ma mowy. Żadnego węża do ręki nie wezmę.
Moi rodzice nie są tacyjak inni. Po pierwsze, normalni ro
dzice wychodzą z domu do pracy. Niektórzy nawet spędzają
w niej codziennie po osiem godzin, jak słyszałam.
Ale nie moi. Moi rodzice są w domu przez cały czas. Ni
gdy nie wychodzą! Siedzą w pracowniach i piszą coś albo
czytają. Na dobrą sprawę wychodzą - każde ze swojego ga
binetu - tylko po to, żeby obejrzeć
Va
A wtedy prze
krzykują się wzajemnie odpowiedziami.
Żadna z moich koleżanek nie ma rodziców, którzy by zna
li wszystkie odpowiedzi w
Va banąue
i jeszcze się nimi prze
krzykiwali. Bywałam w domu u Nancy i sama widziałam.
Jej mama i tata po obiedzie oglądają
normalni ludzie.
Ja nie znam żadnych odpowiedzi w
Va
i dlatego nie
cierpię tego teleturnieju.
8
9
Mój tata wychował Bronksie, gdzie nie ma żadnych węży,
i nienawidzi zwierząt. Totalnie naszego kota, Berka. Co
oczywiście oznacza, że Berek ma na jego punkcie hopla.
Ajeśli mój tata zobaczy pająka, drze się jak Wte
dy moja mama, która wychowała się na ranczu w Montanie
i nie ma cierpliwości ani do ani do wrzasków mojego
taty, wkracza do akcji i zabija biedne stworzenie, chociaż mi
liony razyjej mówiłam, że pająki są niezwykle pożyteczne.
No więc wiem, że nie powinnam mówić mamie o tym
wężu w filtrze, bo pewnie na moich oczach złapałaby go
i urwała mu głowę. Znalazłam rozwidloną gałąź i wyciągnę
łam go z koszyka. Wypuściłam go między drzewa za domem,
który wynajmujemy. I chociaż nie okazał się taki straszny,
kiedy już zebrałam się na odwagę, żeby go uratować, mam
nadzieję, że tu nie wróci.
Kiedy ma się własny basen, trzeba robić jeszcze inne rzeczy,
poza tym, że się czyści koszyki od filtrów. Należy oczyszczać
dno basenu specjalnym odkurzaczem - to jest nawet zabaw
ne - i trzeba sprawdzać zawartość chloru oraz pH. Lubię te
stować wodę. Robię to kilka razy dziennie. Wlewa się wodę
do malutkich probówek, a potem dodaje parę kropli takiego
czegoś. Jeśli woda w probówkach zmieni kolor na nieodpo
wiedni, to do koszyków przy filtrach muszę wsypać trochę
specjalnego proszku. To zupełnie jak chemia, tylko fajniej
sze, bo kiedy skończysz, zamiast śmierdzącej masy, która mi
zawsze zostawała po doświadczeniach, masz piękną, czystą,
błękitną wodę.
Większość lata po przeprowadzce do spędzi
łam, kręcąc się przy basenie. Mówię „kręcąc się", ale mój
brat Geoff, który w drugim tygodniu sierpnia wyjechał na
pierwszy rok studiów, ujął to inaczej. Powiedział, że zacho
wuję się, jakby mi na tym punkcie zupełnie odwaliło.
- - mówił do mnie tyle razy, że straciłam rachubę. -
Nie musisz tego robić. Mamy umowę z firmą od ba
senów. Przyjeżdżają tu co
Ale facet od basenu wcale się tym nie przejmuje. On to
robi wyłącznie dla pieniędzy. On nie widzi w tym piękna.
Jestem tego całkiem pewna.
Chyba mogę zrozumieć, o co chodziło Geoffowi. Basen
rzeczywiście zaczął wypełniać większość mojego czasu. Kie
dy go nie czyściłam, unosiłam się na powierzchni wody na
nadmuchiwanym materacu. Zmusiłam mamę i tatę, żeby mi
taki kupili, kiedy byliśmy w Wawie. Tak się nazywają stacje
benzynowe tu, w stanie Maryland. Wawa. W domu w Min
nesocie nie mamy żadnych stacji
tylko, na przykład,
Pozwól im się tym zająć.
Mobil i Exxon czy jakoś tak.
W każdym razie nadmuchaliśmy je też na stacji Wawa - te
materace - kompresorem, którym pompuje się opony samo
chodowe, chociaż nie powinno się go używać do nadmuchi
wania materaców. Tak jest na nich napisane.
A kiedy Geoff wytknął to mojemu tacie, ten powiedział
tylko:
- Kto by się tym przejmował? - 1 tak czy inaczej nadmu
chał materace.
I nic złego się nie stało.
Każdy dzień minionego lata wyglądał tak samo. Rano
wstawałam i wkładałam bikini. Brałam batonik Nutri-Grain
i szłam na dół sprawdzić, czy w koszykach od filtrów nie ma
żab. Potem, kiedy basen był już czysty, siadałam z książką na
jednym z materaców. Czytałam i unosiłam się na wodzie.
Od czasu, Geoff wyjechał na studia, tak się w tym
wprawiłam, że udawało mi się nawet nie zamoczyć włosów.
Mogłam tak siedzieć przez cały ranek, bez żadnej przerwy, aż
do chwili kiedy mama lub tata wychodzili na taras i mówili:
- Lunch.
Wtedy wracałam do domu. Jedliśmy kanapki z masłem
orzechowym i galaretką, jeśli to na mnie przypadał tego dnia
dyżur w kuchni, albo żeberka z Red Hot and jeśli to
była kolej któregoś z rodziców. Oboje byli zbyt zajęci pisa
niem książek, żeby gotować.
11
Potem wracałam nad basen, aż mama albo tata nie zawołali
mnie na obiad.
Wydawało mi się, że to całkiem niezły sposób na
nie kilku ostatnich tygodni lata.
Ale moja mama tak nie uważała.
Nie wiem, dlaczego aż tak bardzo się interesowała tym, w
sposób spędzam czas. W końcu to ona pozwoliła tacie nas tu za
wlec, ze względu na książkę, do której zbiera materiały. Swoją
własną książkę - o mojej imienniczce, z Astolat, Pani na
Shalott - równie dobrze mogła napisać w domu, w St.
Och, tak. To następna rzecz, z którą musisz się pogodzić, jeśli
twoi rodzice są wykładowcami na uniwersytecie. Dadzą ci imię
po jakimś przypadkowym pisarzu - biedny Geoff odziedziczył
swoje po Chaucerze - albo po postaci na
przykład Pani na Shalott, czyli lady Elaine. Tej samej, która się
zabiła, bo sir Lancelot wolał od niej królową - no wie
cie, tę, którą grała Keira w filmie o królu Arturze.
I nic mnie nie obchodzi, że poemat o niej jest taki piękny.
To niezbyt fajne odziedziczyć imię po kimś, kto się zabił dla
faceta. Kilka razy wspominałam o tym rodzicom, ale oni na
dal tego nie chwytają.
Zresztą fakt, że oboje z bratem otrzymaliśmy dziwaczne
imiona, to nie jedyna rzecz, która do nich nie dociera.
- Nie masz ochoty jechać do centrum handlowego? -
Mama pytała mnie o to dzień w dzień, zanim udało mi się
uciec nad basen. - Nie chcesz się wybrać do kina?
Teraz, kiedy Geoff wyjechał na uniwersytet, nie miałam
z kim iść do kina czy do centrum handlowego - poza rodzi
cami. A z nimi za żadne skarby bym nie poszła. Wiem, co
to znaczy. Nie ma to jak iść do kina z ludźmi, którzy robią
potem filmowi taką
- Bo to nie jest normalne - odpowiadała mama.
Na co ja z kolei mówiłam:
- Aha, jakbyś ty miała wiedzieć, jest
Bo, powiedzmy to sobie szczerze, oboje moi rodzice to
dziwadła.
Mama nawet się na mnie nie wściekała. Kręciła tylko gło
wą i mówiła:
- Wiem, jak wygląda zachowanie normalnej nastolatki.
Tb, że leżysz samotnie na materacu przez cały dzień, nor
nie jest.
Uznałam, że to zbyt surowy osąd. W leżeniu na wodzie
nie ma nic złego. To całkiem przyjemne. Możesz sobie leżeć
czytać. Ajeśli twoja książka robi się nudna, wystarczyją od
a gdy ci się nie chce iść do domu po następną - obser
wować, jak promienie słońca odbijają się w wodzie i padają
na liście drzew nad tobą. I możesz słuchać ptaków i cykad,
odgłosów ćwiczeń artyleryjskich w Szkole Morskiej, do
biegających z oddali.
Widywaliśmy ich czasami. Kajtków, to znaczy kadetów, jak
sami woleli się nazywać, czyli mary
narki. W swoich nieskazitelnie mundurach chodzili
dwójkami po molo. razy jechaliśmy z rodzicami kupić
mi jakąś nową książkę do czytania, a dla nich kawę
Bean, tata zawsze wskazywał na nich
że nic z niego nie zostaje.
palcem i mówił:
- Patrz, Marynarze.
Co pewnie wcale nie jest takie dziwne. Pewnie chciał ze
mną pogadać jak dziewczyna z dziewczyną. Bo wiecie, z ma
mą, zabójczynią pająków, tak sobie nie pogadam.
Chyba powinnam była myśleć, że ci kadeci są zabójczy czy coś.
Ale nie zamierzałam rozmawiać o zabójczych facetach ze swoim
tatą. jego wysiłek ale było to równie męczące jak
mine: „Może dasz mi się zabrać do centrum handlowego?"
W końcu mój tata nie spędzał dni na jakichś niesamo
wicie ekscytujących zajęciach. Na barometrze nudy książka,
Czego oni się spodziewają?
- Szkoła zacznie się już niedługo - odpowiadałam ma
mie. - Dlaczego nie mogę do tego czasu po prostu popływać
sobie na materacu?
12
[ Pobierz całość w formacie PDF ]