Cast P. C., książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Cast P. C., Cast KristinDom nocyKlątwa NeferetPODZIĘKOWANIADziękuję mojej wspaniałej, utalentowanej przyjaciółce i ilustratorce,Kim Doner, która ze względu na niezwykle napięte terminy wydaniatej książki musiała wniknąć w mój (szalony) umysł i pracować napodstawie moich (zwykle chaotycznych) przemyśleń i bezkształtnychjeszcze koncepcji. Nie tylko wykonała fantastyczną pracę, ale z na-szych spotkań wyniknęły niektóre z najlepszych pomysłów w historiigłównej bohaterki. Uwielbiam cię, Kim!Mojej rodzinie z wydawnictwa St. Martin's Press, a zwłaszczautrudzonej ekipie z działu produkcji, jestem winna skrzynkę szampana.I to dobrego.Wyrazy wdzięczności kieruję do Robin Green Tilly, która pomogłami w opracowaniu posłowia do tej książki.Jak zwykle chciałabym podziękować mojej agentce i przyjaciółce,Meredith Bernstein, bez której Dom Nocy nigdy by nie powstał.To nie jest pamiętnik. Moją odrazę budzi świadomość, że miałabymzebrać wszystkie swoje myśli i czyny w zamkniętej księdze i ukryć jetak, jak gdyby stanowiły cenne klejnoty.Wiem, że moje myśli nie są cennymi klejnotami.Zaczęłam podejrzewać, że noszą znamiona szaleństwa.To dlatego czuję się zmuszona, by je notować. Być może za jakiś czasprzeczytam to ponownie i odkryję, dlaczego spotkały mnie tewszystkie okropieństwa.Bądź też uznam, iż rzeczywiście postradałam zmysły.Jeśli tak się stanie, te zapiski posłużą jako świadectwo początkówmojej paranoi i szaleństwa, dzięki czemu możliwe będzie znalezieniestosownego leku.Tylko czy chcę zostać wyleczona?Być może to pytanie należy na razie odłożyć na bok.Zacznijmy od momentu, w którym wszystko się zmieniło. Niewydarzyło się to wtedy, gdy napisałam pierwszą notkę tego dziennika,ale dwa i pół miesiąca wcześniej, pierwszego listopada roku tysiącosiemset dziewięćdziesiątego drugiego. Rankiem tamtego dnia, gdyzmarła moja matka.Nawet tutaj, na milczących stronicach tego dziennika, niechętniewspominam tamten straszny dzień. Matka zmarła w kałuży krwi, którapłynęła z niej nieprzerwanymstrumieniem po tym, jak wydała na świat maleńkie, nieruchome ciałomojego brata, nazwanego po ojcu Barrettem. Miałam wtedy wrażenie, ido dzisiaj tak sądzę, że matka poddała się, widząc, iż Barrett nigdy niewyda z siebie tchnienia. Zupełnie jakby strata ukochanego dzieckaodebrała jej resztkę sił.A może nie była w stanie stawić czoła ojcu, który stracił swegojedynego syna?To pytanie nie zaprzątało mi jednak głowy tamtego ranka. Przedśmiercią matki zajmowałam się głównie tym, jak ją przekonać, bypozwoliła mi nabyć jeden z tych najnowszych i najmodniejszychkostiumów do jazdy rowerowej, oraz co zrobić, żeby moje włosywyglądały tak samo jak fryzura dziewczyny Gibsona*.Jeśli przed śmiercią matki myślałam o ojcu, widziałam raczej typowodziewczęcy obraz odległego i nieco onieśmielającego patriarchy.Ojciec chwalił mnie wyłącznie za pośrednictwem matki. W gruncierzeczy niespecjalnie mnie zauważał, zanim odeszła.Nie było go przy jej śmierci. Lekarz stwierdził, że akt narodzin jestzbyt wulgarny dla oczu mężczyzny, zwłaszcza tak ważnego jak BarrettH. Wheiler, prezes Pierwszego Narodowego Banku Chicago.A ja? Córka Barretta i Alice Wheilerów? Słowem mi nie wspomniał owulgarności porodu, ba, zauważył mnie dopiero, gdy matka już nieżyła.— Emily, nie opuszczaj mnie. Zostaniesz tutaj, dopóki lekarz się niepojawi, a potem usiądziesz tam, pod oknem. Powinnaś wiedzieć, jak tojest być żoną i matką, żebyś nie pakowała się ślepo w małżeństwo, takjak ja to zrobiłam — zakomenderowała matka tym swoim cichymgłosem, przez* Stworzony przez rysownika Charlesa Dana Gibsona ideał urodykobiecej z przełomu XIX i XX wieku, inspirowany postaciami żony ar-tysty i jej sióstr (przyp. tłum.).który ci, którzy jej nie znali, sądzili, że jest przygłupia i stanowizaledwie urodziwy i posłuszny dodatek do ojca.— Tak, matko. — Skinęłam głową i zrobiłam, co mi poleciła.Pamiętam, że siedziałam nieruchomo, niczym cień w mrocznej wnęceokiennej po drugiej stronie luksusowej komnaty sypialnej matki.Widziałam wszystko. Umarła bardzo szybko.Było tyle krwi. Barrett urodził się mały, bezwładny, pokryty śluzem.Wyglądał groteskowo, niczym pęknięta lalka. Po skurczu, którywydalił go spomiędzy nóg matki, krew nadal płynęła równymstrumieniem. Matka płakała, cicha jak jej martwy synek. Widziałam,że płacze, ponieważ odwróciła głowę od lekarza, który owijał zwłoki wpłótno, a jej wzrok napotkał mój.Nie byłam w stanie dłużej tkwić pod oknem. Podbiegłam do łóżka,podczas gdy lekarz i pielęgniarka bezskutecznie próbowali zatamowaćkrwawienie. Chwyciłam matkę za rękę i odgarnęłam jej z czoławilgotne włosy. Przez łzy, pokonując własny strach, próbowałamszeptać słowa pocieszenia, wmówić jej, że wszystko będzie dobrze,kiedy tylko odpocznie.Ścisnęła moją dłoń i wyszeptała:— Cieszę się, że jesteś tu ze mną w tych ostatnich chwilach.— Nie! Wyzdrowiejesz, matko! — zaprotestowałam.— Ciii — powiedziała. — Potrzymaj mnie tylko za rękę. — Głosmiała coraz słabszy, ale jej szmaragdowe oczy, zdaniem innych takbardzo podobne do moich, cały czas się we mnie wpatrywały. Jejzaczerwieniona twarz przybrała szokujący odcień bieli, oddech słabł zkażdą chwilą. Nagle zamarł, zakończony westchnieniem, po czymucichł na dobre.Pocałowałam ją w rękę i odeszłam chwiejnie do mojego miejsca podoknem, gdzie siedziałam i płakałam, niezauważona przez nikogo,podczas gdy pielęgniarka zajęła się przerażającym zadaniemposprzątania zakrwawionej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright © 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzÄ… kobiet.
    Design: Solitaire