Carter Lin - Conan bukanier, E -Booki, Robert E. Howard, Conan, Conan- zbiór ebooków

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carter Lin - Conan bukanier
LIN CARTER & L. SPRAGUE DE CAMP
CONAN BUKANIER
TYTUŁ ORYGINAŁU CONAN THE BUCCANEER
PRZEŁOśYŁ MAREK MASTALERZ
Największemu Ŝyjącemu twórcy
literatury miecza i magii
J.R.R. Tolkienowi
KORSARZE I CZARNOKSIĘśNICY
PoniŜsza powieść dzieje się w świecie, który nigdy nie istniał, chociaŜ niewątpliwie powinien. Wspaniały,
pełen dziwów, romantyczny świat, gdzie wszyscy męŜczyźni są przystojni i dzielni, a dziewczęta
nieprawdopodobnie piękne i chętne, by zaszyć się za areną z gladiatorem czy dwoma. Świat pełen
nieprzebytych dŜungli, olbrzymich gór i lśniących mórz, w którym nietrudno o misję w szczytnym celu, a
przygoda jest składnikiem codzienności. Świat wypełniony po brzegi niesamowitymi potworami, złowrogimi
czarnoksięŜnikami i wojownikami o surowych obliczach, gdzie działa magia, a bogowie istnieją rzeczywiście,
nie tylko w wyobraźni swoich wyznawców.
Jest to świat nowego rodzaju prozy popularnej, określanej jako fantasy „miecza i magii”. Witajcie w nim!
Jeśli naleŜycie do tych nielicznych, którzy jeszcze nigdy nie mieli do czynienia z fantasy, czeka was
prawdziwa uczta, o ile pragniecie oderwać się na godzinę czy dwie od wymienionych wyŜej cech
współczesności, by przenieść się do wspaniałego, nieprawdopodobnego świata. Fantasy typu „miecza i
magii” jest bowiem literaturą czysto eskapistyczną i niczym więcej. Nie ma ukrytych znaczeń. Nie oferuje
poręcznych, podanych w przystępnej formie recept na uporanie się z licznymi niedogodnościami
rzeczywistości. Nie sprzedaje Ŝadnego „izmu” ani „ogii”, Ŝadnego przesłania. Jest czymś wielce rzadkim w
dzisiejszych czasach.
Jest to bowiem — rozrywka!
Obecnie wielu ludzi, włącznie z (niestety) licznymi moimi kolegami, piszącymi science fiction, zdaje się
sądzić, Ŝe czytanie wyłącznie dla przyjemności jest czymś tracącym niemoralnością. Owi mądrzy ludzie
twierdzą, Ŝe opowieść powinna dotyczyć czegoś waŜnego i istotnego, jak wycieki ropy zagraŜające
nadmorskim plaŜom czy zagłada groŜąca brodźcowi piskliwemu. UwaŜają, Ŝe bohater powinien być
walczącym o wolność swojego ludu Murzynem, homoseksualistą domagającym się społecznego
zaakceptowania, uczniem college’u protestującym przeciwko nieprawościom Pentagonu lub Indianinem,
który bierze odwet na bladych twarzach, urządzając udany bunt w więzieniu Alcatraz.
Problematyka społeczna gości we współczesnej literaturze równie często jak na czołowych łamach gazet
codziennych. Twierdzi się, Ŝe powieściopisarze powinni wyjść z wieŜy z kości słoniowej i wstąpić na barykady.
Nie zgadzam się.
Na świecie jest pełno kłopotów, odkąd człowiek zszedł z drzewa i zabrał się do wymyślania cywilizacji.
Społeczne nieprawości kwitną przynajmniej od czasu ostatniego zlodowacenia. Nie ma sensu łudzić się, Ŝe
nasze czy kolejne pokolenie zdoła poradzić sobie z licznymi wynaturzeniami, nękającymi świat polityki. Nie
znaczy to, Ŝe powinniśmy je bagatelizować lub udawać, Ŝe ich nie ma. Powinniśmy jednak postrzegać je w
kontekście historii i zdawać sobie sprawę, Ŝe są częścią kondycji ludzkiej.
Weźmy na przykład wojny. Wybuchały od zawsze i niewiele z nich toczono w szlachetnych celach. A
zbrodnie? Przestępczość jest wielkim problemem, lecz zbrodnie na ulicach popełniano, odkąd ktoś wynalazł
ulicę. Podobnie
korupcja urzędników publicznych istnieje, odkąd wymyślono urzędy publiczne.
Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zamartwiać się przez okrągłą dobę złem współczesności.
Musicie przyznać, Ŝe chłodnego, deszczowego wieczora miło jest rozeprzeć się w wygodnym fotelu, przypalić
fajkę, postawić obok popielniczki szklankę z martini z lodem i uciec między stronice ekstrawaganckiej
przygody.
My, pisarze uprawiający literaturę heroic fantasy, definiujemy ją jako wartkie, barwne opowieści, toczące się
w przedindustrialnym świecie, w którym działa magia i obecni są bogowie, a heroiczny bohater stacza walkę z
siłami nadnaturalnego zła.
Snucie takich opowieści jest profesją o wielowiekowych tradycjach, sięgających czasów Homera. Walka
bohatera ze złymi potworami występuje juŜ w anglo–saksońskim eposie Beowulf, w którym geacki ksiąŜę
stawia czoło Grendelowi, czy teŜ germańskiej Pieśni o Nibelungach, gdzie Siegfried zabija smoka Fafnira.
Strona 1
Carter Lin - Conan bukanier
Jest niezaprzeczalnym faktem, Ŝe zasadnicze składniki tworzące opowieść „miecza i magii” są równie stare
jak sama literatura. Jednak obecnie mało kto tworzy poematy o objętości ksiąŜki, dlatego teŜ dopiero w tym
wieku omawiane wyŜej motywy literackie weszły w skład utworów fantasy.
Człowiekiem, który dokonał tej syntezy, był pisarz tworzący dla brukowych magazynów awanturniczych lat
trzydziestych (pulp magazines), nazwiskiem Robert E. (Ervin) Howard. Urodził się w 1906 roku w Peaster w
stanie Teksas i spędził większość przedwcześnie zakończonego Ŝycia w Cross Plains, miasteczku
połoŜonym w samym sercu tego stanu, między Brownwood i Abilene. Zmarł tam w 1936 roku, gdy byłem
małym chłopcem. Nigdy go nie poznałem.
Howard pisywał opowieści przygodowe starej daty, w których pobrzmiewała chlubna tradycja Talbota
Mundy’ego, Harolda Lamba, Edgara Rice Burroughsa i innych autorów pisujących dla magazynów typu
„pulp”. Tak naprawdę chciał pisać utwory o piratach z czasów hiszpańskiej Wielkiej Armady, opowieści
dziejące się w sercu Czarnej Afryki lub opowiadania grozy, dotyczące tajemniczego Tybetu. Chciał przedrzeć
się na łamy Weird Taks Farnswortha Wrighta, podobnie jak jego przyjaciele, H.P. Lovecraft i Clark Ashton
Smith, dlatego teŜ musiał włączyć do swoich wartkich utworów elementy magii i nadnaturalnej grozy.
Kolega i korespondent Howarda, Clark Ashton Smith, odniósł wówczas wielki sukces publikowanym w
Weird Tales cyklami opowieści, dziejących się w egzotycznej scenerii takich zaginionych cywilizacji, jak
Hyperborea czy Atlantyda. W tych bajecznych, romantycznych królestwach roiło się od fantastycznych,
legendarnych stworów, cudów, magów, enigmatycznych bogów i demonów. Mniej więcej w tym samym
okresie Lovecraft znalazł zbyt na swoje opowiadania grozy, w których współcześni ludzie stawali w obliczu
kosmicznego zła. Były to historie jedna w drugą solidne, dające rozrywkę i pełne dreszczyków…
Howard włączył te wszystkie motywy do swoich rozbuchanych awanturniczych opowieści. W rezultacie
powstał cykl doskonałych opowiadań o Conanie z Cymmerii, potęŜnym wojowniku barbarzyńskiego
pochodzenia. Areną Ŝycia był prehistoryczny świat, w którym dokonał się awans bohatera od tak nędznych
profesji jak złodziej, pirat, bandyta czy najemnik, po stanowisko królewskiego generała, a wreszcie na własny
tron. Cykl opowiadań okazał się wielkim sukcesem.
Łącząc tak zróŜnicowane elementy, jak metafizyczny horror, staroŜytna magia i legendarne prehistoryczne
cywilizacje, w kontekście niewyrafinowanej wartkiej opowieści przygodowej, Howard przyczynił się do
powstania nowego gatunku literatury popularnej zwanego heroiczną fantasy lub fantasy „magii i miecza”.
Howard stworzył swą prywatną domenę literacką w 1932 roku. W grudniu tego roku w Weird Tales zostało
opublikowane opowiadanie „Feniks na mieczu”. Pierwsza z opowieści o Conanie odniosła natychmiastowy
sukces. Czytelnikom podobała się tak bardzo, iŜ słali do redakcji listy z Ŝądaniami następnych. Howard mógł
z satysfakcją przystąpić do tworzenia świata „ery hyboryjskiej” i spisywania kronik jego najdostojniejszego
obywatela. Nie wiedział, Ŝe pozostało mu tylko cztery lata Ŝycia.
Przez ten czas stworzył Ŝywą legendę. Czytelnicy połykali kaŜde opowiadanie o Conanie i domagali się
więcej. Dziś, trzydzieści dziewięć lat później, im i ich potomkom nadal jest mało. Dlatego teŜ powstała ta
powieść, napisana wspólnie z L. Sprague de Campem.
Niewielu pisarzy miało szczęście stworzyć legendę. Udało się to Conan Doyle’owi z Sherlockiem
Holmesem, Edgarowi Rice Burroughsowi z Tarzanem. Być moŜe tego samego cudu dokonał łan Fleming z
Jamesem Bondem (jeszcze za wcześnie, by to orzec). W ciągu zaledwie czterech lat opowiadania Roberta
Ervina Howarda stworzyły legendę, która nie tylko przeŜyła jej twórcę, lecz równieŜ pismo, w którym się
ukazywała, oraz wydawnictwo, które dodało im prestiŜu, publikując je w twardej oprawie.
Podobnie jak w przypadku Sherlocka Holmesa, Tarzana i nawet nowicjusza w gronie „nieśmiertelnych dla
mas”, komandora Jamesa Bonda w słuŜbie Jej Królewskiej Mości, inni pisarze nie zdołali utrzymać rąk z dala
od Conana.
Pierwsi imitatorzy zadowalali się jedynie powielaniem wzorca howardowskiego bohatera. W taki właśnie
sposób powstały opowiadania Henry’ego Kuttnera o Elaku z Atlantydy, Ŝony Kuttnera, CL. Moore, o Jirel z
Joiry oraz dwie krótkie powieści Norvella F. Page’a o Wan Tengrim. Później pisarze wpadli na pomysł, by
osadzać swe opowieści w światach analogicznych do howardiańskiej ery hyboriańskiej, kreując bardziej
oryginalnych bohaterów — jak we wspaniałej sadze Fritza Leibera o Fafhrdzie i Szarym Kocurze,
powieściach o nieszczęsnym księciu — albinosie, Elryku z Melnibone Michaela Moorcocka, czy zręcznych,
pełnych wytrawnej ironii utworach mojego współpracownika, L. Sprague de Campa, o erze pusadiańskiej
bezpośrednio po upadku Atlantydy.
Sprague de Camp dość późno przekonał się do opowiadań o Conanie, podczas gdy ja zaczytywałem się
nimi jako nastolatek. RóŜnica wieku miedzy nami jest znaczna — Sprague de Camp jest ode mnie starszy o
dwadzieścia trzy lata. ChociaŜ Sprague przez całe Ŝycie był miłośnikiem fantastyki, po okładkach
wystawianych w kioskach egzemplarzy Weird Tales sądził, Ŝe wypełniają je horrory, do których zawsze
odnosił się bez entuzjazmu. W świat heroic fantasy wprowadził go egzemplarz edycji w twardej oprawie
Conana zdobywcy, wepchnięty mu przez jego kolegę, Fletchera Pratta, do zrecenzowania. Kiedy Sprague de
Camp przeczytał ksiąŜkę, nie moŜna było go juŜ powstrzymać; stał się zapalonym miłośnikiem opowiadań o
Conanie. Gdy dowiedział się, Ŝe na terenie Stanów znajdują się rozproszone teki z nie publikowanymi i
czasem nie dokończonymi utworami, zaczął je wyszukiwać, uzupełniać, redagować i wydawać przy pomocy
Strona 2
Carter Lin - Conan bukanier
agenta Howarda, Glenna Lorda.
Tymczasem ja skończyłem dwadzieścia lat, odbyłem słuŜbę wojskową w piechocie w Korei i
przeprowadziłem się do Nowego Jorku, gdzie uczestniczyłem w warsztatach pisarskich na Uniwersytecie
Columbia. W 1965 roku zacząłem publikować powieści w miękkiej oprawie, począwszy od The Wizard of
Lemmuria, który został raczej łaskawie określony jako „zderzenie czołowe Howarda z Burroughsem”.
Pierwsza powieść o Lemurii stała się zaczątkiem sześciotomowego cyklu. Prócz ksiąŜek o Thongorze
PotęŜnym, barbarzyńskim królu — wojowniku z zaginionej Lemurii, napisałem sześć czy siedem innych
powieści typu „magii i miecza”.
Wspólny entuzjazm dla fantasy sprawił, Ŝe wielokrotnie spotykaliśmy się ze Sprague de Campem na
konwentach miłośników fantastyki i utrzymywaliśmy luźną korespondencję. W 1967 roku opracowałem i
zredagowałem tom opowiadań Howarda King Kull, nieudanego, poprzedzającego stworzenie postaci Conana
cyklu opowieści o barbarzyńcy rodem z Atlantydy.
W tym samym roku Sprague de Camp zaprosił mnie do współpracy nad „kilkoma nowymi opowiadaniami o
Conanie, które pozwolą wypełnić luki między juŜ istniejącymi”. Od tamtego czasu pracujemy nad tym dziełem.
Niniejsza powieść o korsarzach i czarnoksięŜnikach jest według wewnętrznej chronologii sagi szóstym
utworem, opisującym Ŝycie i karierę Conana. Obejmuje ona niedostatecznie scharakteryzowany okres
biografii Conana — dwa lata, podczas których był zingarańskim korsarzem. Wykorzystaliśmy tę okazję, by
wzmocnić wewnętrzne powiązania sagi: w powieści pojawia się ten sam, co w Conanie z wysp, zapalczywy i
szczery Vanir Sigurd. Przewija się w niej równieŜ jeden ze starych towarzyszy Conana, krzepki, czarny
wojownik Juma, który po raz pierwszy pojawił się w opowiadaniu „Miasto czaszek” w pierwszym tomie,
zatytułowanym Conan. Dla dalszego zacieśnienia logicznych powiązań cyklu wprowadziliśmy tutaj postać
pojawiającego się po raz pierwszy Zarona (który powraca w „Skarbie Tranicosa” w tomie ósmym, Conan
uzurpator). Skorzystaliśmy teŜ z głównego czarnego charakteru — przewijającego się przez cały cykl księcia
czarnoksięŜników, Thoth–Amona ze Stygii. Warto dodać, Ŝe Conan w tym okresie swojego Ŝycia ma
trzydzieści siedem lub osiem lat.
Howard doŜył publikacji osiemnastu swoich opowiadań o Conanie. Wśród jego spuścizny odkryto jeszcze
osiem utworów, począwszy od skończonych maszynopisów, na fragmentach i szkicach kończąc. Nasza
dwójka dopisała do tej liczby osiem kolejnych utworów, w tym dwie powieści, nie licząc drobiazgów w rodzaju
„Ręki Nergala” (Howarda i Cartera) czy „Ryja w ciemnościach” (Howarda, de Campa i Cartera). Sprague de
Camp, uzupełniając utwory Howarda oraz we współpracy ze mną i Bjornem Nybergiem, napisał więcej historii
o Conanie niŜ sam twórca cyklu.
Widać wszak koniec naszego dzieła, co oczywiście, nie oznacza końca Conana.
Będzie z nami jeszcze przez wiele lat. Nie wątpię, Ŝe ksiąŜki z tego cyklu będą ciągle w sprzedaŜy bardzo
długo… moŜe dłuŜej, niŜ moŜna by spodziewać się w tej chwili.
Prócz ksiąŜek powstał równieŜ poświęcony wyłącznie Conanowi magazyn komiksów (Conan barbarzyńca
Marvela).
Od czasu do czasu wygląda na to, Ŝe równieŜ Hollywood zaczyna odkrywać hardego Cymmerianina.
A czytelnicy wciąŜ proszą o jeszcze…
Hollis, Long hland, Nowy Jork, 1971
PROLOG
KRWAWY SEN
KsięŜniczka Chabela obudziła się na dwie godziny przed świtem. Naciągnąwszy na gołe ciało lekką kołdrę,
leŜała napięta i drŜąca. Utkwiwszy wzrok w ciemności, czuła, jak napawające lodowatą grozą złe przeczucie
wibruje w jej rozdygotanych nerwach. Za oknem o pałacowe dachy bębnił deszcz.
CzegóŜ dotyczyła ciemna i przeraŜająca mara, z której niepojętego uchwytu ledwie zdołała się wyrwać?
Teraz, gdy upiorny sen skończył się, z trudem mogła przypomnieć sobie jego szczegóły. Pamiętała ciemność
i błyskające w mroku złe oczy. Światło odbijające się od ostrzy mieczy. I krew. Była wszędzie: na
prześcieradłach, na wykładanych mozaiką posadzkach, przesączała się pod drzwiami — czerwona, lepka,
ospale płynąca krew!
Zadygotawszy, Chabela zabroniła sobie dalszego rozpamiętywania snu. Jej spojrzenie trafiło na chwiejny
płomyk olejnej lampki stojącej na niskim, zdobnym klęczniku. Obok znajdowała się równieŜ niewielka ikona
Mitry, Pana Światła, naczelnego bóstwa hyboryjskiego panteonu. Nagły impuls sprawił, Ŝe księŜniczka
spuściła stopy na lodowatą posadzkę. Owinąwszy koronkową tkaniną bujne śniade ciało, przyklękła przed
wizerunkiem swojego boga. Czarne błyszczące włosy staczały się po jej plecach jak katarakta księŜycowego
blasku.
Na pulpicie klęcznika stał równieŜ srebrny pojemnik z kadzidłem. KsięŜniczka odkręciła jego wieczko i
wrzuciła kilka brązowych ziaren w pełgający płomień lampki. Komnatę wypełniła silna woń nardu i mirry.
Strona 3
Carter Lin - Conan bukanier
Chabela stuliła dłonie i skłoniła się jak do modlitwy, ale z jej ust nie padło ani jedno słowo. W myślach
dziewczyny panował chaos. Mimo usilnych starań nie potrafiła osiągnąć stanu wewnętrznej koncentracji,
niezbędnego do skutecznego przywołania pomocy bóstwa.
KsięŜniczka uświadomiła sobie, Ŝe nie wyjaśnione okropności, takie jak z jej koszmaru, juŜ od wielu dni
czają się w pałacu. Stary król stał się oschły i nieprzystępny, zajęty sobie tylko znanymi sprawami. Postarzał
się zdumiewająco, jakby jego siły Ŝyciowe wysysała upiorna pijawka ze świata fantazmatów. Niektóre z
dekretów monarchy tak dalece odbiegały od dotychczasowych, jak gdyby nie wyszły spod jego ręki. Chwilami
ze spłowiałych oczu króla wydawał się wyglądać duch innego człowieka, ujawniający się równieŜ w
powolnym, chrapliwym głosie. Odmienny wydawał się teŜ podpis, bazgrany drŜącą dłonią na państwowych
dokumentach. WraŜenie obcości, bijące od starego monarchy, było równie absurdalne, jak nieodparte.
Na domiar złego księŜniczkę zaczęły nękać koszmary o noŜach, krwi i obserwujących ją nieustannie,
gęstniejących, czujnych cieniach!
Nagle w jej głowie przejaśniło się, tak jak świeŜy wiatr od morza spędza bagienne mgły. Chabela
stwierdziła, Ŝe jest w stanie nazwać przytłaczające ją uczucie grozy. Zrozumiała, Ŝe jakaś ciemna siła stara
się zdobyć władzę nad jej umysłem.
Przepełniło ją przeraŜenie. Jęk odrazy wstrząsnął jej szczodrze obdarzonym przez naturę ciałem. Dumne
półkule skrytych pod koronkami piersi wznosiły się i opadały gorączkowo. KsięŜniczka rzuciła się na
posadzkę u stóp ołtarzyka. Lśniące zwoje czarnych włosów rozpostarły się na terakocie. Chabela zaczęła się
modlić:
— Panie Mitro, obrońco rodu Ramiro, mistrzu łaski i prawości, prześladowco występku i okrucieństwa,
wspomóŜ mnie, zaklinam cię, w godzinie potrzeby! Powiedz mi, co mam czynić, błagam cię, o potęŜny Panie
Światła!
Wstała, otworzyła złotą szkatułkę stojącą koło pojemnika z kadzidłem i wyjęła z niej kilkanaście cienkich
laseczek z rzeźbionego drewna sandałowego. Niektóre ze słuŜących do wieszczenia drewienek były krótsze
od innych, inne pogięte lub rozdwojone, pozostałe zaś proste i długie. Chabela cisnęła je na posadzkę przed
ołtarzykiem. W panującej w alkowie ciszy stuk drewienek o podłogę wydał się nienaturalnie głośny.
KsięŜniczka utkwiła wzrok w leŜących na posadzce drewienkach. Czarne włosy opadły jej na twarz, oczy
rozszerzyły się ze zdumienia.
Drewienka ułoŜyły się w słowo: T–O–V–A–R–R–O.
— Tovarro — dziewczyna powtórzyła powoli imię. — Płyń do Tovarra… — w jej ciemnych oczach zabłysła
determinacja. — Popłynę! — przysięgła. — Jeszcze dziś! Namówię kapitana Kapelleza…
Zaczęła krąŜyć po komnacie, gorączkowo wygarniając ubiory ze skrzyń. Jej krzątaninę oświetlały kolejne
błyskawice. Chabela załoŜyła na koniec pancerz, rapier z pochwą i ciepły płaszcz. Płynnym, pełnym gracji
krokiem wyślizgnęła się z komnaty.
Wydawało się, Ŝe Mitra obserwuje ją znad klęcznika. CzyŜby w jego malowanym spojrzeniu pojawił się
wyraz wszechwiedzącej inteligencji, a na ustach surowe współczucie? Czy gromy odległych piorunów były w
istocie jego głosem? KtóŜ to wie?
W ciągu godziny córka króla Ferdruga opuściła pałac. Łańcuch wydarzeń ruszył z miejsca…
ROZDZIAŁ 1
STARY ZINGARAŃSKI ZWYCZAJ
Zerwał się wiatr i popędził przed sobą strugi deszczu. Było juŜ po północy. Zimny morski powiew zawodził w
prowadzących do portu brukowanych uliczkach, kołysał malowanymi szyldami nad drzwiami zajazdów i
tawern. DrŜące, wygłodniałe kundle kuliły się we wnękach bram.
O tak późnej godzinie trudno było nawet o wracających z zabaw i uczt biesiadników. Niewiele świateł paliło
się w domostwach Kordawy — połoŜonej nad Zachodnim Oceanem stolicy Zingary. Gruba powłoka chmur
skrywała księŜyc, postrzępione pasma mgły wędrowały po ponurym niebie jak potępione dusze. Nastała
ciemna, sekretna godzina — pora nocy, gdy męŜczyźni o twardych spojrzeniach szeptali o zdradzie i
rabunku, gdy zamaskowani najemni zabójcy przemykali przez pogrąŜone w ciemnościach pokoje, dzierŜąc w
czarnych rękawicach zatrute sztylety. Pora zbrodni i spisków…
Przez dźwięki deszczu i wiatru przebiły się odgłosy kroków i poszczekiwania mieczy. Oddział straŜy nocnej
— sześciu ludzi w płaszczach, wysokich butach i z naciągniętymi na czoła kapturami, uzbrojonych w piki i
halabardy, kroczyło pogrąŜoną w ciemności ulicą. Zachowywali się cicho, rozglądali się bacznie na prawo i
lewo, nasłuchiwali podejrzanych odgłosów. Pełnili słuŜbę, dumając o dzbanach wina, które osuszą, jak tylko
skończy się ta pieska słuŜba.
Gdy straŜnicy minęli stajnię z krzywym dachem, dwie sylwetki, stojące nieruchomo w pogrąŜonym w
ciemnościach wnętrzu, oŜyły. Jeden z kryjących się ludzi wyciągnął spod płaszcza niewielką latarnię. Snop
światła trafił na ciemną plamę na podłodze stajni.
Schyliwszy się, męŜczyzna z latarnią omiótł kurz i odsłonił kamienną płytę ze spiŜowym pierścieniem.
Obydwaj męŜczyźni pociągnęli za pierścień. Płyta uniosła się ze skrzypieniem nie naoliwionych zawiasów.
Strona 4
Carter Lin - Conan bukanier
Odziani w ciemne stroje ludzie zniknęli we wnętrzu i po chwili klapa wróciła z łoskotem do poprzedniej
pozycji.
W dół prowadziły wąskie, kręcone kamienne schody. Słabe światło latarni umoŜliwiło męŜczyznom
bezpieczne zejście po wytartych stopniach. Ich buty ślizgały się na pleśni i grzybach. Wokół unosiła się woń
stuleci rozkładu.
Dwaj męŜczyźni w czarnych płaszczach zachowując milczenie dotarli na dół. Ich rysy skrywały jedwabne
maski. Posuwali się naprzód jak nieme widma. Niespodziewany powiew rozwiał ich płaszcze jak skrzydła
gigantycznych nietoperzy.
Wysoko nad śpiącym miastem na tle posępnego nieba wznosiły się wieŜyce zamku Villagra, księcia
Kordawy. W wysokich, szczelinowatych oknach paliło się niewiele świateł, poniewaŜ tylko paru mieszkańców
zamku jeszcze nie spało. Głęboko w trzewiach pradawnej budowli gospodarz zamku czytał szeleszczące
pergaminy w świetle wysokiego złotego kandelabru, którego rozwidlenia wykonano na podobieństwo
splecionych węŜy.
Nie szczędzono kosztów, by zamienić kamienną kryptę w luksusową komnatę. Wilgotne mury z
chropawego kamienia pokryto pysznymi, wyszywanymi draperiami. Zimne płyty posadzki skrywał gruby,
miękki dywan, pyszniący się mnóstwem barw układających się w charakterystyczne dla dalekiej Vendhii
skomplikowane, kwietne motywy. Na obitym złotem, drewnianym taborecie, pokrytym kunsztownymi
płaskorzeźbami, przedstawiającymi nagie sylwetki oddające się cielesnym rozkoszom, znajdowała się
srebrna taca z kryształową karafką wina z Kyros oraz srebrnymi misami z owocami i ciastkami. Wielkie
biurko, przy którym siedział czytający męŜczyzna, pokryte było płaskorzeźbami w stylu modnym obecnie w
sąsiedniej Aquilonii. Obok kałamarza ze złota i kryształu tkwiło słuŜące do pisania pawie pióro. Wąski miecz
leŜał w poprzek biurka jak przycisk do papieru.
MęŜczyzna był w średnim wieku. Miał około pięćdziesięciu lat, lecz trzymał się prosto i pewnie. Jego
szczupłe nogi okrywały czarne jedwabne rajtuzy i eleganckie pantofle z miękkiej kordawskiej skóry ze
sprzączkami ozdobionymi klejnotami, migającymi w rytm niespokojnego postukiwania piętą o posadzkę. Tors
męŜczyzny krył się pod kaftanem z błękitnego aksamitu, którego bufiaste rękawy ukazywały w rozcięciach
podszewkę z brzoskwiniowej satyny. Na wszystkich palcach starannie pielęgnowanych dłoni pyszniły się
pierścienie z wielkimi klejnotami.
Wiek męŜczyzny moŜna było rozpoznać po obwisłych policzkach i sinawych workach pod ciemnymi oczami
o zimnym spojrzeniu. Człowiek ten najwyraźniej starał się ukryć swój wiek, o czym świadczyło to, iŜ sięgające
ramion, gładko zaczesane włosy były farbowane, a zmarszczki wypełniał puder. Lecz kosmetykom nie udało
się zatuszować psującej się cery, przebarwień pod twardymi oczami o znuŜonym wyrazie i obwisłych fałdów
skóry na szyi.
MęŜczyzna gładził upierścienioną dłonią pergaminy wypełnione staranną kaligrafią, opatrzone pieczęciami
na jedwabnych wstęgach i sznurach. Jego niecierpliwość zdradzały ruchy stopy, częste spojrzenia na zegar
wodny oraz na cięŜki gobelin w rogu komnaty.
Za siedzącym męŜczyzną stał milczący, kushycki niewolnik z muskularnymi ramionami skrzyŜowanymi na
obnaŜonej piersi. Jego wydłuŜone małŜowiny uszne zdobiły złote kolczyki, światło świec odbijało się na
natartej oliwą muskulaturze piersi. Za karmazynowy pas ze zwoju tkaniny Murzyn miał zatknięty zakrzywiony
pałasz bez pochwy.
Zegar wodny zadzwonił przy akompaniamencie klekotu trybików, oznajmiając, iŜ jest druga nad ranem.
Ze stłumionym przekleństwem męŜczyzna za biurkiem odrzucił przeglądany właśnie pergamin. W tej samej
chwili gobelin został odsłonięty, ukazując wylot sekretnego przejścia. Widać w nim było dwóch ludzi w
płaszczach i czarnych maskach. Blask świec odbijał się na mokrych tkaninach ich strojów. Jeden z męŜczyzn
trzymał niewielką latarnię.
Siedzący człowiek połoŜył dłoń na rękojeści broni leŜącej w poprzek biurka, Kushyta zaś dotknął szabli.
Jednak gdy dwaj goście weszli do środka i zdjęli maski, starzejący się męŜczyzna rozluźnił się.
— W porządku, Gomani — powiedział do Murzyna, który ponownie złoŜył ramiona na piersiach i utkwił
przed sobą obojętne spojrzenie.
Nowo przybyli zrzucili płaszcze na posadzkę. Jeden z przybyszy miał łysą lub teŜ wygoloną czaszkę,
jastrzębie rysy, wyniosłe czarne oczy i wąskie usta. Gość złoŜył dłonie na piersiach i skłonił się.
Drugi męŜczyzna odstawił latarnię i szurnął nogą w dwornym ukłonie, zamiatając podłogę ozdobionym
piórami kapeluszem.
— WielmoŜny panie! — zawołał. Wyprostowawszy się, przybrał nonszalancką pozę, opierając dłoń na
rękojeści rapiera. Gdy zdjął płaszcz, okazało się, Ŝe jest wysoki, szczupły i czarnowłosy. Miał ziemistą cerę i
ostre rysy twarzy o drapieŜnym wyrazie. Jego cienkie wąsiki były tak precyzyjnie wypielęgnowane, iŜ moŜna
by pomyśleć, Ŝe są dziełem artysty. Teatralnej próŜności młodzieńca towarzyszyła domieszka pirackiej
zuchwałości.
Villagro, ksiąŜę Kordawy, obrzucił szczupłego Zingarańczyka lodowatym spojrzeniem.
— Kapitanie Zarono, nie przywykłem czekać — stwierdził.
Strona 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire