Carlos Castaneda - 4 - Magiczne kroki, Carlos Castaneda(2)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powrót do spisu KIPPINPRZEDRUKCARLOS CASTANEDA
MAGICZNE KROKI
(Magical Passes. The Practical Wisdom of the Shamans of Ancient Mexico / wyd. orygin.: 1998)
"Wszystkim praktykującym Tensegrity,
gdyż skupiwszy swe siły na tych ćwiczeniach,
umożliwili mi kontakt z ukształtowaniami energii,
do których don Juan Matus i szamani jego linii
nie mieli nigdy dostępu."
* * *
Inne książki Carlosa Castanedy wydane dotychczas w Polsce:
NAUKI DON JUANA
ODRĘBNA RZECZYWISTOŚĆ
PODRÓŻ DO IXTLAN
OPOWIEŚCI O MOCY
DRUGI KRĄG MOCY
DAR ORŁA
WEWNĘTRZNY OGIEŃ
POTĘGA MILCZENIA
SZTUKA ŚNIENIA
AKTYWNA STRONA NIESKOŃCZONOŚCI
* * *
Informacje o seminariach i warsztatach Tensegrity C.Castanedy
oraz o kasetach video można uzyskać kontaktując się z:
Cleargreen Incorporated
11901 Santa Monica Boulevard, Suite 599
Los Angeles, California 90025, USA
(310) 264-6126, fax. (310) 264-61130
/
SPIS TREŚCI:
1. Wstęp2. Magiczne kroki3. Tensegrity4. Sześć układów Tensegrity5. Układ przygotowania intencjiGrupa I: Urabianie energii na intencjęGrupa II: Pobudzanie energii na intencjęGrupa III: Zbieranie energii na intencjęGrupa IV: Wdychanie energii intencji6. Układ macicyGrupa I: Magiczne kroki należące do Taishy AbelarGrupa II: Magiczny krok bezpośrednio związany z Florindą Donner-GrauGrupa III: Magiczne kroki, które mają związek wyłącznie z Carol TiggsGrupa IV: Magiczne kroki, które należą do Niebieskiego Tropiciela7. Układ pięciu rzeczy ważnych, czyli układ westwoodzkiGrupa I: Magiczne kroki dla ośrodka decyzjiGrupa II: Magiczne kroki dla rewizji życia
Grupa III: Magiczne kroki dla śnienia
Grupa IV: Magiczne kroki pomagające osiągnąć wewnętrzną ciszę8. Rozdzielenie lewego ciała od prawego ciała, czyli Gorący UkładGrupa I: Pobudzanie energii lewego ciała i prawego ciałaGrupa II: Mieszanie energii z lewego ciała i prawego ciałaGrupa III: Przenoszenie energii lewego ciała i prawego ciała oddechemGrupa IV: Upodobania lewego ciała i prawego ciałaPięć magicznych kroków dla lewego ciała
Trzy magiczne kroki dla prawego ciała
9. Układ mężczyznyGrupa I: Magiczne kroki, w których dłońmi porusza się jednocześnie, lecz trzyma się jeoddzielnieGrupa II: Magiczne kroki na skupienie energii ścięgienGrupa III: Magiczne kroki na rozwój wytrzymałości10. Przedmioty używane w połączeniu z określonymi magicznymi krokamiKategoria pierwsza
Kategoria druga
* * *
Carlos Castaneda zmarł w 1998 roku
OSTRZEŻENIE:
Aby uniknąć ryzyka kontuzji, przed rozpoczęciem prezentowanego w tej książce programu
ćwiczeń fizycznych należy skonsultować się z lekarzem. Szczególnie dotyczy to kobiet w ciąży. Pod żadnym
pozorem nie należy zastępować zaleceń specjalisty zawartymi w tej książce instrukcjami. Autor książki, wydawca
oraz publikujący nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za szkody lub straty związane z wykonywaniem ćwiczeń
opisanych w tej książce.
Spis treści/
DalejWSTĘP
Don Juan Matus, nagual – jak nazywa się mistrzów magii skupiających wokół siebie grupę
czarowników – wprowadził mnie w świat systemu poznawczego szamanów, którzy żyli w Meksyku w
czasach starożytnych. Don Juan Matus był Indianinem i urodził się w Yumie w stanie Arizona. Jego
ojciec był Indianinem Yaqui z Sonory w Meksyku, a matka przypuszczalnie Indianką z plemienia
Yuma. Don Juan mieszkał w Arizonie przez pierwsze dziesięć lat swojego życia. Później ojciec zabrał
go do Sonory, gdzie obaj wpadli w wir nie kończących się wojen Indian Yaqui z Meksykanami. Jego
ojciec zginął i dziesięcioletni wówczas don Juan ostatecznie zamieszkał w południowym Meksyku,
gdzie dorastał wśród krewnych.
W wieku dwudziestu lat don Juan zetknął się z mistrzem magii. Nazywał się on Julian Osorio.
Wprowadził don Juana do linii czarowników, która miała sobie wówczas liczyć dwadzieścia pięć
pokoleń. Nie był on wcale Indianinem, lecz synem imigrantów z Europy zamieszkałych w Meksyku.
Don Juan opowiadał mi, że nagual Julian był niegdyś aktorem i była to bardzo barwna postać –
gawędziarz, mim, człowiek uwielbiany przez wszystkich, cieszący się estymą i mający posłuch u ludzi.
Podczas jednego ze swoich objazdów po prowincjonalnych teatrach aktor Julian Osorio uległ
wpływowi innego naguala, Eliasa Ulloa, który przekazał mu wiedzę czarowników swojej linii.
Don Juan Matus, postępując zgodnie z tradycją swojej linii szamanów, czworo swoich uczniów:
Taishę Abelar, Florindę Donner-Grau, Carol Tiggs i mnie nauczył pewnych ruchów, które nazywał
magicznymi krokami. Uczył nas w tym samym duchu, w jakim uczono magicznych kroków przez całe
pokolenia, z jednym wszakże, godnym uwagi odstępstwem – pominął nadmiernie rozbudowany
ceremoniał, który otaczał nauczanie i wykonywanie owych magicznych kroków przez całe pokolenia. Z
uwag don Juana wynikało, że ceremoniał utracił już żywotność wraz z nadejściem nowych pokoleń
praktykujących te kroki, bardziej zainteresowanych ich skutecznością. Zalecił mi jednak, bym pod
żadnym pozorem nie rozmawiał o magicznych krokach z żadnym z jego uczniów i w ogóle z nikim.
Motywował to tym, że odnoszą się one do każdego indywidualnie, a ich efekty są tak
nieprawdopodobne, iż lepiej po prostu je praktykować, nie wdając się w żadne omówienia.
Don Juan Matus nauczył mnie wszystkiego, co wiedział o czarownikach ze swojej linii. Każdy
najdrobniejszy aspekt jego wiedzy był najpierw nazywany, następnie uzasadniany, potwierdzany i
wyjaśniany. Dlatego też wszystko, co mam do powiedzenia na temat magicznych kroków, wypływa
bezpośrednio z jego nauk. Magicznych kroków nie wymyślono. Odkryli je starożytni meksykańscy
czarownicy z linii don Juana, w szamańskich stanach podwyższonej świadomości. Ich odkrycie było
zupełnie przypadkowe. Zaczęło się od zagadkowego poczucia niezwykłej błogości, które szamani ci
odnajdywali w stanach podwyższonej świadomości, gdy przyjmowali pewne szczególne pozycje ciała
lub gdy w określony sposób poruszali kończynami. To uczucie było tak intensywne, że osią wszelkich
ich poczynań stał się pęd do powtórzenia tych ruchów w stanie zwykłej świadomości.
Wiele wskazuje na to, że się im powiodło, i tak oto opanowali bardzo skomplikowany układ ruchów,
który przynosił im ogromne korzyści w zakresie sprawności psychicznej i fizycznej. Prawdę
powiedziawszy, korzyści płynące z wykonywania tych ruchów były tak duże, że nazwano je
magicznymi krokami. Przez całe pokolenia uczono ich tylko przyszłych szamanów, każdego
indywidualnie, z zachowaniem złożonych rytuałów i tajemnych ceremonii.
Don Juan Matus w swych naukach radykalnie odszedł od tradycji, co, jak wyjaśnił, było wynikiem
wpływu dwóch nagualów, którzy go poprzedzali. Zmusiło go to do określenia praktycznego celu
magicznych kroków na nowo. Przedstawiał mi ten cel nie tyle jako osiągnięcie równowagi psychicznej
i fizycznej, jak to było w przeszłości, ile praktyczną możliwość rozprowadzania energii.
Czarownicy z linii don Juana byli przekonani, że w każdym z nas od urodzenia mieści się pewna
ilość energii; energia ta nie poddaje się żadnym wpływom sił z zewnątrz i ani nie przybiera, ani nie
maleje. Wierzyli, że ta ilość energii wystarczy do dokonania tego, co uważali za obsesję każdego
człowieka: do wykroczenia poza sferę normalnej percepcji. Don Juan Matus był przeświadczony, że
niezdolność do przełamania tej bariery jest spowodowana wpływem naszej kultury i środowiska
społecznego. Utrzymywał, że wyzyskują one każdą cząstkę naszej wrodzonej energii, zmuszając do
przestrzegania ustalonych wzorców zachowań.
– A po co w ogóle ja czy ktokolwiek inny miałby pragnąć wyjść poza zwykłe postrzeganie? –
spytałem kiedyś don Juana.
– Jest to problem, którego ludzkość nie może uniknąć – odparł. – Oznacza to wkroczenie do
niewyobrażalnych światów, których praktyczna wartość w żaden sposób się nie różni od wartości
naszego zwyczajnego świata. Czy podzielamy ten pogląd, czy nie, obsesyjnie tego pragniemy, choć
na razie ponosimy na tym polu jedynie sromotne klęski – i stąd biorą się te wszystkie narkotyki, używki
oraz rytuały i ceremonie religijne w nowoczesnym społeczeństwie.
– Jak uważasz, don Juanie, dlaczego ponosimy tak dotkliwe porażki? – spytałem.
– Niemożność zaspokojenia naszego podświadomego pragnienia – powiedział – bierze się stąd,
że zabieramy się do tego byle jak. Nasze metody są zbyt prymitywne. Można je przyrównać do
przebijania muru głową. Ludzie nigdy nie rozpatrują wyjścia poza granicę zwykłego postrzegania na
poziomie energetycznym. Według czarowników powodzenie tego przedsięwzięcia zależy jedynie od
dostępu do energii. Ponieważ poziom naszej wrodzonej energii nie może wzrastać, jedyną drogą,
która pozostała czarownikom starożytnego Meksyku, było rozprowadzenie tej energii – ciągnął don
Juan – na wszelkie sposoby. Ów proces rozpoczął się dla nich wraz z magicznymi krokami i ich
wpływem na ciało fizyczne.
Podczas udzielania nauk don Juan na wszelkie sposoby podkreślał znaczenie sprawności fizycznej
i pogody ducha, uznane od samego początku przez szamanów z jego linii za niezwykle ważne.
Miałem sposobność potwierdzić prawdziwość tych słów, gdy obserwowałem don Juana i piętnastu
towarzyszących mu czarowników. Najbardziej rzucała się wówczas w oczy ich fenomenalna kondycja
fizyczna i psychiczna.
Kiedyś spytałem don Juana wprost, dlaczego czarownicy tak bardzo cenią fizyczną stronę
człowieka. Jego odpowiedź była dla mnie zupełnym zaskoczeniem, bo zawsze sądziłem, że on sam
jest człowiekiem uduchowionym.
– Szamani nie są ani trochę uduchowieni – odrzekł. – To istoty bardzo praktyczne. Jednak
powszechnie wiadomo, że szamanów z reguły uważa się za ekscentryków czy nawet szaleńców.
Może dlatego ci się wydaje, że są uduchowieni. Sprawiają wrażenie szaleńców, bo zawsze się starają
wyjaśniać rzeczy, których wyjaśnić nie można. Daremnie dążą do udzielenia wyczerpujących
wyjaśnień, czego się nie da zrobić, i dlatego tracą zupełnie wątek i wygadują bzdury. Jeśli chcesz być
sprawny fizycznie i opanowany, musisz mieć gibkie ciało – ciągnął don Juan. – To właśnie są dwie
najważniejsze sprawy w życiu szamana, ponieważ z nich rodzi się trzeźwość i praktyczność, jedyny
niezbędny ekwipunek przy wkraczaniu w inne wymiary postrzegania. By tak naprawdę wędrować po
nieznanym, potrzeba odwagi, a nie brawury. Chcąc utrzymać równowagę pomiędzy śmiałością i
brawurą, czarownik musi zachowywać najdalej posuniętą trzeźwość umysłu i ostrożność, działać
bezbłędnie i być w doskonałej kondycji fizycznej.
– Ale dlaczego w doskonałej kondycji fizycznej, don Juanie? – zapytałem. – Czy nie wystarczy
samo pragnienie albo wola odbycia podróży w nieznane?
– Nie, choćbyś się zesrał! – odparł mi cokolwiek szorstko don Juan. – Już sama myśl o stawieniu
czoła nieznanemu, nie mówiąc o wkroczeniu na jego obszary, wymaga stalowych nerwów i ciała, które
da radę taki ciężar utrzymać. Na co ci się zdadzą żelazne nerwy, jeśli nie będziesz czujny, nie
będziesz sprawny i nie będziesz miał silnych mięśni?
Wszystko wskazywało na to, że doskonała kondycja fizyczna, o której don Juan wciąż mówił od
pierwszego dnia naszej znajomości, efekt skrupulatnego wykonywania magicznych kroków, jest
wstępnym warunkiem rozprowadzania naszej wrodzonej energii. To właśnie rozprowadzanie energii
ma, według don Juana, fundamentalne znaczenie w życiu szamana, jak również w życiu każdego
człowieka. Rozprowadzanie energii jest procesem polegającym na przemieszczaniu posiadanej przez
nas energii z jednego miejsca w inne. Energia ta została wyparta z ośrodków witalności naszego ciała,
któremu potrzeba tejże właśnie wypartej energii, by ustanowić równowagę pomiędzy czujnością
umysłu a sprawnością fizyczną.
Szamani z linii don Juana rozprowadzaniu swej wrodzonej energii poświęcali wiele czasu. To
zaangażowanie nie było procesem intelektualnym ani wynikiem rozumowania indukcyjnego czy
dedukcyjnego; nie wypływało też z żadnych logicznych wniosków. Zrodziło się z ich zdolności do
postrzegania energii w jej ruchu we wszechświecie.
– Tę zdolność postrzegania energii w jej ruchu we wszechświecie czarownicy nazwali widzeniem –
wyjaśnił don Juan. – Opisywali widzenie jako stan podwyższonej świadomości, w którym ciało ludzkie
nabywa możności postrzegania energii jako płynnego ruchu, strumienia, wibracji podobnej do drżenia
wiatru. Widzenie energii w jej ruchu we wszechświecie jest wytworem chwilowego wstrzymania
systemu interpretacyjnego właściwego ludziom.
– Co to za system interpretacji, don Juanie? – spytałem.
– Szamani starożytnego Meksyku odkryli, że każda część ludzkiego ciała w taki czy inny sposób
bierze udział w przekształcaniu owego drgającego, płynnego ruchu, tego strumienia wibracji, w pewną
formę bodźców zmysłowych – odparł. – Bilans tej lawiny bodźców zmysłowych jest w końcu
przekształcany siłą nawyku w system interpretacyjny, który umożliwia ludziom postrzeganie świata w
taki, a nie inny sposób. Wyłączenie tego systemu interpretacyjnego – ciągnął don Juan – było
wynikiem niesamowitego zdyscyplinowania, które narzucili sobie czarownicy w starożytnym Meksyku.
Efekt wyłączenia tego systemu nazwali widzeniem i podnieśli je do rangi kamienia węgielnego swojej
wiedzy. Widzenie energii w jej ruchu we wszechświecie było dla nich podstawowym środkiem do
tworzenia schematów klasyfikacyjnych. Dzięki tej zdolności zrodziło się na przykład ich wyobrażenie,
że dostępny naszemu postrzeganiu wszechświat przypomina cebulę składającą się z tysięcy warstw.
Według ich przekonań świat, który ludzie widzą na co dzień, jest zaledwie jedną taką warstwą, a
pozostałe nie tylko się mieszczą w zakresie postrzegania człowieka, lecz również są częścią jego
naturalnego dziedzictwa.
Innym zagadnieniem o olbrzymiej wadze, wiążącym się z wiedzą dawnych czarowników,
zagadnieniem, które również miało źródło w ich zdolności widzenia energii w jej ruchu we
wszechświecie, było odkrycie energetycznej konfiguracji człowieka. Według dawnych czarowników
owa konfiguracja jest skupiskiem pól energetycznych, zlepianych w jedno dzięki wibrującej sile, która
spaja pola energetyczne w świetliste jaja energii. Czarownikom z linii don Juana człowiek jawił się jako
podłużny kształt w formie jaja lub kształt okrągły w formie kuli. Dlatego też nazywali te kształty
świetlistymi jajami lub świetlistymi kulami. To świetliste pole uważali za nasze prawdziwe ja –
prawdziwe w tym sensie, że na poziomie energetycznym jego dalsze uproszczenie nie jest możliwe.
Nie daje się ono uprościć, ponieważ w akt postrzegania go bezpośrednio w formie energii wprzęgnięte
zostają wszystkie dostępne człowiekowi zasoby.
Dawni szamani odkryli, że na tylnej powierzchni tej świetlistej kuli znajduje się punkt
charakteryzujący się większą jasnością. Ponieważ wielokrotnie postrzegali energię bezpośrednio,
ustalili, że punkt ten ma decydujące znaczenie w procesie przekształcania energii w dane zmysłowe i
późniejszej ich interpretacji. Z tej racji nazwali go punktem połączenia i orzekli, że w rzeczy samej tam
właśnie z połączenia bodźców zmysłowych rodzi się percepcja. Według ich opisu punkt połączenia
mieści się za łopatkami, w odległości wyprostowanego ramienia od nich. Ustalili także, że punkt
połączenia zajmuje u wszystkich ludzi jednakowe położenie, dzięki czemu każdy człowiek ma
dokładnie taki sam obraz świata.
Olbrzymią wartość dla nich, jak i dla szamanów z następnych pokoleń miało odkrycie, że takie
właśnie umiejscowienie punktu połączenia jest rezultatem przyzwyczajenia i procesu uspołecznienia.
Dlatego uznali to położenie za umowne, dające jedynie złudzenie ostateczności i niemożności dalszej
redukcji postrzegania. Wynikiem tego złudzenia jest owo wspólne wszystkim ludziom, niezachwiane
zdawałoby się przekonanie, że świat, z którym się na co dzień stykają, jest jedynym istniejącym
światem i że jego ostateczność jest niepodważalna.
– Możesz mi wierzyć – rzekł do mnie raz don Juan – że to poczucie ostateczności świata jest tylko
złudzeniem. Ponieważ nigdy nie zostało zakwestionowane, przedstawia się jako pogląd jedynie
możliwy. Widzenie energii w jej ruchu we wszechświecie jest metodą jego zakwestionowania. Dzięki
tej metodzie czarownicy z mojej linii doszli do wniosku, że w rzeczywistości istnieje oszałamiająca
liczba światów dostępnych postrzeganiu człowieka. Opisywali te światy jako dziedziny absolutne,
gdzie człowiek może funkcjonować i gdzie może walczyć. Innymi słowy, są to światy, gdzie człowiek
może żyć i umrzeć, tak jak w tym świecie, który zna na co dzień.
Podczas naszej trzynastoletniej znajomości don Juan nauczył mnie podstawowych kroków
służących do opanowania tej sztuki widzenia. Omówiłem je we wszystkich moich poprzednich
pracach, nigdy jednak nie poruszyłem najistotniejszego zagadnienia w tym procesie, a mianowicie
kwestii magicznych kroków. Don Juan nauczył mnie bardzo wielu z nich, wraz jednak z tą
nieprzebraną wiedzą pozostawił mi poczucie, że jestem ostatnim ogniwem jego linii. Pogodzenie się z
tym, że na mnie jego linia się kończy, oznaczało dla mnie konieczność poszukiwania nowych
sposobów rozpowszechniania wiedzy czarowników z jego linii, gdyż jej trwanie nie wchodziło już w
rachubę.
Powinienem tutaj wyjaśnić pewną bardzo ważną kwestię: don Juan Matus nigdy nie był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]