Campbell Jack - Zaginiona flota 01- Nieulekly, książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jack CampbellZAGINIONA FLOTANIEULKYPRZEOYROBERT J. SZMIDTfabryka sLUBLIN 2008Christine i Larry`emu Maguire.Dobrym ludziom i jeszcze lepszym przyjacioom,ktzy sam obecno彡i sprawiaj, e warto y・Dla S., jak zawsze.Spis tre彡iJeden .................................................................................................................... 4Dwa ..................................................................................................................... 23Trzy ..................................................................................................................... 60Cztery .................................................................................................................. 86Pi・ ................................................................................................................... 113Sze懈 ..................................................................................................................136Siedem ............................................................................................................... 155Osiem ................................................................................................................. 172Dziewi・ ............................................................................................................. 191Dziesi・ .............................................................................................................. 213Jedena彡ie ........................................................................................................ 237JEDENW chodzie powietrza buchajcego z przewod wentylacyjnych wci dao si・wyczu・wo・przegrzanego metalu i swd spalonego wyposaenia. To byy ostatnie,jake odlege echa niedawnej eksplozji, jakie dotary do jego kajuty. Dawno ju ucichyokrzyki przeraenia, jak i dobiegajcy zza wazu tupot st. Geary nie drgn nawet,wiedzia, e gdyby wr zdecydowa si・przypu彡i・szturm, usyszaby setki dzwonkalarmowych i z pewno彡i nie skozyoby si・na jednym wybuchu. Zreszt to, czyzostali zaatakowani, czy te nie, miao w tej chwili drugorz鹽ne znaczenie. Nieotrzyma rozkazu wczenia si・do akcji, zatem nie musia opuszcza・tego miejsca.Siedzia w niewielkiej kajucie z r麑ami skrzyowanymi na piersi i doiwci從i黎ymi pod pachy. Chcia w ten spos pozby・si・uczucia wyzi鹵ienia,towarzyszcego mu od momentu przebudzenia. Zza grodzi dobiegay guche odgosypracujcych mechanizm i stumione okrzyki marynarzy. Dopi waz pozostawazamkni黎y, Geary m sobie wmawia・ e nadal przebywa na pokadzie wasnejjednostki, a za 彡ian s ci sami ludzie, z ktymi kiedy・suy.Ale tamte okr黎y i tamci chopcy odeszli ju na zawsze, a on powinien odej懈wraz z nimi.Poruszy si・nieznacznie i mocniej przycisn r鹹e do torsu, chcc wreszciezwalczy・wypeniajce ciao uczucie chodu. Przypadkiem uderzy kolanem o stolik,kty stanowi jedyny element wyposaenia niewielkiej kajuty. Przyjrza si・uwanieposzarpanej kraw鹽zi mebla. Zawsze sdzi, e przyszo懈 b鹽zie pozbawiona kanti 徑ad zniszcze・ tak charakterystycznych dla dawnych czas. Wszyscy takmy徑eli. Niestety, docierao do niego coraz wyra殤iej, e wojna wcale nie odesza dolamusa, a fakt, e wci trwaa, musia raz na zawsze pozbawi・ludzko懈 marzenia oprzyszo彡i jasnej i 忤ietlanej. Tutaj i teraz take liczya si・tylko wydajno懈.- Kapitanie Geary, prosz・natychmiast stawi・si・w dokach wahadowc.Chwil・trwao, zanim tre懈 komunikatu dotara do jego 忤iadomo彡i. Dlaczegowzywali go w takie miejsce? Ale rozkaz to rozkaz. Nie chcia odmi・jego wykonania,bo gdyby zama wasn, wewn黎rzn dyscyplin・ mogoby si・okaza・ e oprz niejnic mu ju nie zostao. Westchn ci・ko i wsta. Prawie nie czu n, zdr黎wiaych odpanujcego w kabinie chodu. Za nic nie chcia spotka・si・twarz w twarz z lud殞iprzebywajcymi po drugiej stronie wazu, ale nie m tego unikn・ Zebra si・wsobie i otworzy go jednym szarpni鹹iem.Maszerujc wolnym krokiem korytarzami krownika Sojuszu o butnej nazwieНieul麑y", mija grupy marynarzy, w徨 ktych dao si・zauway・kilku oficer.Ludzie schodzili mu z drogi, tworzc odrobin・wolnej przestrzeni, kta zdawaa si・otwiera・tu przed nim i zamyka・zaraz za jego plecami, jakby za spraw magii.Patrzy cay czas przed siebie, nie skupiajc wzroku na twarzach. Wiedzia, co moe znich wyczyta・ Nadziej・i szacunek, ktych nie rozumia ani nie pragn. Dzisiajzdawa sobie spraw・ e takiemu szacunkowi mog towarzyszy・wycznie cierpienie irozpacz, a to sprawiao, e mia jeszcze mniejsz ochot・spoglda・onierzom w oczy.Pod忤iadomie czu, e ich zawi, cho・nigdy niczego im nie obiecywa. Ani te nietwierdzi, e jest kim・wi鹹ej, ni w rzeczywisto彡i by.Niespodziewanie drog・zatarasowaa mu grupa ludzi i musia si・zatrzyma・Dziewczyna w podoficerskim mundurze odwria si・i rozpoznaa go natychmiast.- Kapitan Geary! - wykrzykn・a, a jej oblicze rozja從io poczucie irracjonalnejnadziei.Policzek dziewczyny by umorusany pynem hydraulicznym, a obok 徑adosmalenia na r麑awie munduru dao si・zauway・忤iey opatrunek.Geary wiedzia, e powinien jako・zareagowa・ ale nie potrafi znale滓wa彡iwych s.- Doki wahadowc - rzuci w kou.- Nie dotrze pan do nich od tej strony, kapitanie - odpowiedziaa nadzwyczajochoczo. Zm鹹zenie nagle ustpio z jej twarzy, najwidoczniej nie zwria uwagi nachodn reakcj・przeoonego. Przez ten entuzjazm sprawiaa wraenie jeszczemodszej, a Geary poczu si・naprawd・staro. - Odci黎o ten sektor na czas napraw.Czu pan ten ostatni wstrzs, prawda? Musieli徇y wyrzuci・za burt・sporo ogniwpaliwowych, zanim eksplodoway. Ale niedugo wrimy do sprawno彡i bojowej.Jeszcze nas nie zaatwili. Nie mog nas pokona・- Doki wahadowc - powtzy Geary, tym razem bardzo wolno.Dziewczyna zmruya oczy.- Doki wahadowc, tak... Prosz・zej懈 dwa pokady niej, a potem i懈 w tymsamym kierunku, Co teraz. Tam ju nie ma blokady. Ciesz・si・ e pana spotkaam, sir- gos jej si・zaama, gdy wypowiadaa ostatnie zdanie.Cieszy si・ e mnie spotkaa? - pomy徑a Geary, czujc nagy przypyw gorca,gdy ar gniewu zmierzy si・z chodem jego ciaa. Dlaczego?Nie okaza tych emocji. Zdawkowo skin gow i powiedzia beznami黎nie:- Dzi麑uj・Zszed dwa pokady niej i ruszy przed siebie, samotny w tumie, kty nadalsi・przed nim rozst麪owa i zamyka tu za jego plecami. Mimo e stara si・niezwraca・uwagi na mijane twarze, nie zdoa cakowicie unikn・ich widoku. Oprz徑ad cierpienia dostrzega rado懈 i niepoprawny wr鹹z optymizm, kiedy marynarzeorientowali si・ e spojrzenie kapitana spocz・o na chwil・na nich.Admira Bloch czeka przy grodzi prowadzcej do dok. Towarzyszyli mu szefsztabu i kilku innych wyszych rang oficer. Wyszed Geary弾mu naprzeciw iodprowadzi go na bok. W odrnieniu od pozostaych czonk zaogi admirasprawia wraenie bardziej zaskoczonego ni przestraszonego efektami niedawnegostarcia, jakby jeszcze nie do koa zrozumia, co tak naprawd・zaszo.- Dowcy floty Syndykatu zgodzili si・na negocjacje. Nalegaj, bym wzi wnich udzia wspnie z pozostaymi admiraami. Nie moemy im, niestety, odmi・ -Ton gosu i przygaszone oczy Blocha zupenie nie pasoway do hurraoptymizmuwypowiedzi, kte Geary sysza niemal na kadym kroku. - Tak si・skada, e b鹽ziepan najstarszym stopniem oficerem floty podczas naszej nieobecno彡i.Geary zmarszczy brwi. Nie bra tego wcze從iej pod uwag・ Jego starszetwowynikao z daty promocji na stopie・kapitana, co miao miejsce naprawd・dawnotemu. Ale razem z dowodzeniem przyjd rnie obowizki.- Ja nie mog・..- Moe pan... - Admira westchn ci・ko. - Prosz・ kapitanie. Flota panapotrzebuje.- Sir, z caym szacunkiem...- Kapitanie Geary, nie zabraniam panu my徑e・ e byoby najlepiej, gdyby徇ypana nigdy nie odnale殕i. Ale zarno dla mnie, jak i dla wielu moich ludzi to znak,dobry znak. Вlack Jack" Geary powri z martwych, by poprowadzi・flot・Sojuszudo jej najwi麑szego zwyci黌twa. - Bloch przymkn na moment oczy. - Przynajmniejmog・pozostawi・flot・w r麑ach czowieka godnego zaufania.Geary skrzywi si・ Chcia zaprotestowa・ rzuci・admiraowi prosto w twarz, eВlack Jack" nigdy nie istnia, e czowiek, kty przed nim stoi, to kto・zupenie inny.Ale oczy Blocha byy nie tylko przygaszone. Teraz Geary widzia to doskonale - byymartwe. I dlatego skin wolno gow.- Aye aye, sir.- Znale殕i徇y si・w potrzasku - kontynuowa admira. - Ta flota to ostatnianadzieja Sojuszu. Zreszt, kto jak kto, ale pan musi to rozumie・ Je徑i co・nam si・stanie... Prosz・uczyni・wszystko, co w pana mocy. Prosz・mi to obieca・Geary po raz kolejny zdusi w sobie pragnienie zaprotestowania krzykiem.Niestety, skruszenie lod, wci wypeniajcych ciao, stanowio zadanie ponad siy,a nieprzeparte poczucie obowizku sprawio, e nie potrafi odmi・- Obiecuj・- odpar.- Нieul麑y"... Prosz・mnie wysucha・ kapitanie. - Bloch pochyli si・ micjeszcze ciszej: - Нieul麑y" ma na pokadzie klucz. Rozumie pan? Prosz・si・skontaktowa・z kapitan Desjani. Ona wie, o co chodzi, i wszystko panu wyja從i. Tenokr黎 musi dotrze・do naszych sektor. Cokolwiek si・stanie. Klucz hipernetowymusi trafi・w r鹹e Sojuszu. Je徑i tego dokonamy, b鹽ziemy mieli jeszcze szans・dowiedziemy, e nie stracili徇y nadaremnie tylu okr黎 i ludzi. Prosz・mi toobieca・ kapitanie. Geary wyra殤ie sysza bagalny ton w sowach Blocha, nawetpomimo wci przyt麪ionych zmys. Patrzy na niego zszokowany, nic nierozumiejc. Przecie negocjacje z Syndykatem wkrce si・z... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire