Cartland Barbara - Czarownica, Książka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Cartland
Czarownica
The blue-eyed witch
Rozdział 1
ROK 1800
Markiz Aldridge ziewnÄ…Å‚. Przebywanie w tym rozpustnym
miejscu stanowczo go nudziło. Mimo że jego romanse były
przedmiotem nieustających plotek w wielkim świecie, nie
gustował nigdy w domach nierządu ani w płatnej miłości, jaką
tam oferowano. Dziś jednak został zmuszony do przyjęcia
zaproszenia od jednego ze znajomych, który pragnął
dostarczyć rozrywki księciu Walii i wyrwać go ze stanu
przygnębienia, w jakim trwał od kilku tygodni.
Markizowi przyszło na myśl, że znalazłszy się na miejscu
księcia trudno byłoby nie popaść w depresję. Nie tylko jego
małżeństwo okazało się pomyłką, lecz dodatkowo uwikłał się
w związek z lady Jersey, od której nie mógł się uwolnić.
Książę będąc człowiekiem skłonnym do przesady, gdy
chodziło o własne uczucia, i wobec wyraźnej niechęci, jaką
żywił do żony, księżnej Karoliny, postanowił, że jedynym
wyjściem z sytuacji będzie odnowienie miłosnych związków z
paniÄ… Fitzherbert.
Podczas gdy dwanaście przebranych za nimfy dziewcząt
wykonywało taniec obrazujący „Święto Wenus" obchodzone
jakoby na Tahiti, markiz nie myślał o przedstawieniu, lecz o
księciu Walii, którego darzył wielką sympatią i z którym
bardzo się zaprzyjaźnił w ciągu ostatnich dziewięciu lat. Nie
dziwiło go, że dojrzałe wdzięki lady Jersey znudziły się
księciu, i był zdania, że im szybciej książę się jej pozbędzie,
tym lepiej.
Dama ta z wielką determinacją broniła swej pozycji
królewskiej faworyty. To ona była odpowiedzialna za
zniszczenie małżeństwa księcia, zanim zostało zawarte. To
ona go omotała i odciągnęła od pani Fitzherbert jeszcze przed
pojawieniem się księżnej Karoliny. Choć wybór narzeczonej
był błędnym posunięciem ze strony ministrów, jednak para
książęca miała szansę na ułożenie sobie życia, choćby na
przyjaznej stopie, gdyby nie wpływy lady Jersey.
- Jak on mógł okazać się na tyle nierozważny, żeby wdać
się z nią w romans? - zastanawiał się markiz.
Nie należy się dziwić, że pani Fitzherbert od samego
początku była bardzo zazdrosna. Lady Jersey poważnie
zagrażała ich związkowi, gdy tylko zaczęła uwodzić księcia, a
trzeba przyznać, że był on niezwykle podatny na okazywane
mu uczucia.
Nie ulegało wątpliwości, że zamierzała go omotać ze
względu na jego pozycję, jak również dla zapewnienia sobie
interesującego towarzystwa, ponieważ książę był mężczyzną
przystojnym, dowcipnym i oczytanym. Lady Jersey natomiast
uchodziła za uznaną piękność, mówiono nawet, że jej urokowi
trudno się oprzeć. Kobiety określały ją inaczej: „piękna, ale
sprytna i bez zasad".
Była o dziewięć lat starsza od księcia, co potwierdzało
jego upodobania do kobiet dojrzałych. Tym razem dostał się w
ręce osoby ambitnej, doświadczonej, obdarzonej niezwykłą
intuicją, lecz absolutnie pozbawionej uczuć. Choć lady Jersey
skończyła już czterdzieści lat, książę był nią zachwycony i
bardzo w niej zakochany.
- Jak on mógł postąpić ze mną w taki sposób? - skarżyła
się markizowi pani Fitzherbet, dodając z płaczem, że zapewne
pod pływem lady Jersey książę przysłał jej list oznajmiający,
iż „szczęście znalazł gdzie indziej".
- Przykro mi - odpowiedział markiz - ale lady Jersey już
od pewnego czasu usiłuje przekonać jego królewską mość o
niewłaściwości związku z panią. Słyszałem nawet, jak
mówiła, że pani katolicyzm jest powodem jego
niepopularności.
- I on wierzy w takie kłamstwa? - westchnęła pani
Fitzherbert.
- Wspominała też w mojej obecności - kontynuował
markiz - że gdyby nie pani, książę z łatwością pozbyłby się
kłopotów finansowych.
Pani Fitzherbert zdenerwowała się nie na żarty.
Zarówno ona, jak i markiz, wiedzieli dobrze o
roztrwonionym przez księcia majątku, który pozostawił jej
zmarły mąż. Markiz był przekonany, że pomimo oczarowania
lady Jersey, książę nie potrafi żyć bez pani Fitzherbert.
Prawda była taka, że chciałby mieć obie te kobiety.
Mimo łagodnego usposobienia pani Fitzherbert okazała się
nieugięta i stale wybuchały kłótnie o łady Jersey. W końcu
pięć lat temu książę zerwał stosunki z panią Fitzherbert i
oświadczył królowi, że jeśli spłaci jego długi, gotów jest się
ożenić. Od tego momentu, zdaniem markiza, zaczęło dziać się
źle. Niektórzy uważali, że małżeństwo uwolni księcia od
długów, co było jednak niemożliwe, ponieważ przekraczały
one sześćset tysięcy funtów. Wyrażali też nadzieję, że zerwie
z lady Jersey, lecz on tylko umieścił ją w domu sąsiadującym
z Carlton House. Księżna nazywała ją starą wiedźmą, a książę
zbyt późno przekonał się, że miała rację.
Markiz tak bardzo pogrążył się we wspomnieniach, że
ledwie zauważył, jak długo trwało przedstawienie. Dwanaście
uroczych nimf, o których powiadano, że są czyste i niewinne,
tańczyło pod wodzą królowej Oberei odgrywanej przez samą
panią Hayes. Charlotte Hayes od kilku lat prowadziła z dużym
powodzeniem dom uciech przy Pall Mall. Nie była już młoda
i, jak markiz przypuszczał, zarobiwszy sporo pieniędzy,
wkrótce wycofa się z interesów.
Przyglądając się gościom obecnym w przybytku pani
Hayes, markiz pomyślał, że w niewielu salonach bywa
wykwintniejsze towarzystwo. Wśród zgromadzonych naliczył
dwudziestu trzech dżentelmenów należących do najwyższych
sfer, z księciem Walii na czele, oraz pięciu członków
parlamentu. Poczęstunek był doskonały, wina znakomite, a
choć markiz wiedział, że za wszystko słono zapłacono, musiał
przyznać, iż pani Hayes umiejętnie zadbała o zadowolenie
swoich gości.
Dziewczęta odgrywające nimfy były urocze, a inne, które
pani Hayes nazywała hostessami, wyróżniały się nie tylko
obyciem towarzyskim, lecz także niezwykłą urodą. Podczas
kolacji obok markiza siedziało dziewczę o imieniu Yvette.
Podawała się za Belgijkę, lecz był przekonany, że urodziła się
we Francji. Czarowała dowcipem i spojrzeniami rzucanymi
mężczyznom spod na wpół przymkniętych powiek. Z takim
zachowaniem markiz spotykał się wielokrotnie, lecz dzisiaj
drażniące było to, że wciąż starała się go dotykać.
- Bardzo pan milczący, milordzie - powiedziała Yvette
wydymajÄ…c karminowe usteczka.
Zrobiłoby to z pewnością wrażenie na młodszym
mężczyźnie, markiz natomiast z trudem powstrzymał
ziewnięcie.
- Tego typu przedstawienia pantomimiczne bardzo mnie
nużą - odrzekł.
- A może pójdzie pan ze mną, mon chere? - zapytała. -
Postaram się lepiej pana zabawić.
Przedstawienie oparte na relacji pozostawionej przez
towarzysza wyprawy kapitana Cooka o nazwisku
Hawkesworth w jego książce „Opis podróży dookoła świata"
wydanej w 1773 roku, miało się ku końcowi. Goście, którzy
nadużyli jedzenia i trunków, rozsiadali się teraz na kanapach
mając za towarzyszki przydzielone sobie hostessy lub też
skąpo przyodziane nimfy, które zakończyły swoje występy.
Książę Walii, jak markiz zauważył, sporo wypił i z
pewnością zapomniał o wszystkich swoich kłopotach. Lecz
markiz nie miał wątpliwości, że wrócą nad ranem, aby znów
dręczyć jego książęcą wysokość. Najbardziej przykre sytuacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]