Carole Mortimer - Weekend w Paryżu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAROLE MORTIMER
WEEKEND W PARYśU
Tłumaczył Krzysztof Bednarek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Niestety to kobieciarz, mamo - powiedziała z błyskiem w oku Mattie Crawford.
Była drobniutką, niebieskooką szatynką. Miała metr pięćdziesiąt siedem wzrostu,
piękną twarz o delikatnych rysach, włosy sięgające ramion.
- Zbyt często pochopnie oceniasz ludzi - od powiedziała zza biurka Diana Crawford,
matka Mattie. - JuŜ nieraz twoje osądy okazywały się błędne. - Uśmiechnęła się ciepło. -
MoŜe jesteś przewraŜliwiona po tym, jak okazało się, Ŝe Richard, który spotykał się z tobą
przez trzy miesiące, był zaręczony z kimś innym?
Było to dla Mattie dotkliwe upokorzenie, którego wolała nie wspominać. Pewnego
dnia Richard niespodziewanie oznajmił, Ŝe nie mogą się więcej widywać, poniewaŜ za
tydzień się Ŝeni!
- ChociaŜ muszę przyznać, Ŝe to, co mi o nim mówiłaś, wskazuje na bardzo swobodny
tryb Ŝycia - dodała Diana.
- Mamo, on umawia się równolegle z czterema kobietami! Z czego trzy to męŜatki! -
Mattie była oburzona.
- MęŜatki powinny trzymać się własnych męŜów - skomentowała matka. Była bardzo
podobna do córki, tylko juŜ nie tak szczupła jak dawniej. - To prawda, Ŝe niektórym
męŜczyznom wydaje się, Ŝe od przybytku głowa nie boli. Wolą umawiać się z wieloma
kobietami i nigdy się nie oŜenić.
- Która kobieta przy zdrowych zmysłach wyszłaby za takiego człowieka? - odparła
Mattie.
- To nie męŜczyzna, a prawdziwa świnia! - Powinien stanąć pod pręgierzem i zostać
publicznie wychłostany - nieoczekiwanie dodał męski głos.
Mattie zamarła. Odwróciła się powoli, zarumieniona.
Diana uśmiechnęła się, wstała i podeszła do przystojnego, młodego przybysza.
- Czym mogę słuŜyć? - spytała.
- Jestem Jack Beauchamp - przedstawił się męŜczyzna. - Telefonowałem wczoraj.
Chciałbym oddać swojego psa na przechowanie przez przyszły weekend. Poradziła mi pani,
abym przyjechał i obejrzał pani hotel. - Diana prowadziła hotel dla psów. - Przepraszam, jeśli
paniom przeszkodziłem - ciągnął Jack, zerkając na Mattie, która z kolei pobladła. - Mówiła
mi pani, Ŝe mogę przyjechać w niedzielę po południu.
- Oczywiście, jesteśmy umówieni - zapewniła z uśmiechem Diana. - Pański piesek to
collie, owczarek szkocki, prawda?
Mattie uśmiechnęła się. Jej matka nigdy nie zapominała psów ani ich ras, choć nieraz
myliła ich właścicieli.
- Wabi się Harry - dodał na potwierdzenie Jack.
Mattie patrzyła na niego, zaskoczona. Jeszcze nigdy w Ŝyciu nie widziała tak
przystojnego męŜczyzny! Miał około trzydziestu, moŜe trzydziestu pięciu lat. Był wysokim,
szczupłym brunetem o pięknych, ciemnych oczach i ciepłym, przyjaznym spojrzeniu. Jego
wspaniała, smagła, pociągła twarz miała męskie, choć nieprzesadnie wyraziste rysy.
Mattie zawstydziła się trochę swojego codziennego ubrania - włoŜyła dzisiaj zwykłą
koszulkę i dŜinsy, praktyczne podczas pracy przy psach. Na szczęście Jack Beauchamp miał
na sobie podobnego typu strój, tyle Ŝe ciemny, co dodawało mu jeszcze aury męskości i
tajemniczości.
- Chętnie pokaŜę panu nasz hotel - odezwała się Mattie. - Mama jest zajęta.
- Oczywiście.
- AleŜ... - zaczęła Diana.
- Zajmij się swoją pracą, mamo - przerwała Mattie. - PokaŜę panu wszystko.
Matka spojrzała na nią z troską. Najwyraźniej Mattie miała ochotę oprowadzić
przystojnego klienta po Woofdorf - tak nazywał się prowadzony od dwudziestu lat przez
Dianę luksusowy hotel dla psów.
- Proszę za mną - odezwała się Mattie do Jacka. - PokaŜę panu, gdzie rezydują nasi
goście.
- Bardzo chętnie za panią pójdę - odpowiedział.
Cofnęła się odrobinę.
- Słucham?
Diana uśmiechała się grzecznie. Chyba nie usłyszała ściszonych słów klienta.
- Piękna pogoda jak na tę porę roku - odpowiedział z uśmiechem Jack.
- Proszę przodem - rzuciła Ŝywo Mattie, otwierając mu drzwi.
- Pani pierwsza.
Ruszyli w końcu jednocześnie, zderzając się w drzwiach. Mattie była przekonana, Ŝe
Jack Beauchamp zrobił to celowo.
- Przepraszam - mruknęła.
- Nic nie szkodzi - odparł zadowolony z siebie. Uśmiechnął się rozbrajająco. Było
oczywiste, Ŝe celowo draŜni Mattie.
- Gdyby zechciał pan więcej na mnie nie wpadać... - zaczęła.
- Postaram się - odpowiedział. - Wydaje mi się, Ŝe gdzieś juŜ panią spotkałem.
Mattie wzięła głęboki oddech. Jack Beauchamp mógł ją spotkać. Miała nadzieję, Ŝe
nie przypomni sobie, gdzie pracowała. Pomagała matce tylko w święta. Pan Beauchamp nie
byłby zachwycony swoim odkryciem; Mattie postanowiła w razie potrzeby wyprzeć się
prawdy, aby firma jej matki nie straciła klienta.
- Wątpię - skwitowała.
- A jednak jestem przekonany, Ŝe gdzieś się juŜ widzieliśmy - ciągnął. - I to raczej nie
w sytuacji towarzyskiej.
- Naprawdę nie przypominam sobie pana - zakończyła Mattie, uśmiechając się.
Skłamała.
- Tędy - rzuciła, aby odwrócić uwagę Jacka.
Otworzyła drzwi do boksów z psami. Na korytarzu rozległo się ogłuszające
szczekanie. Psy przebywały w budynku, aby nie było im zimno.
- Wszystkie pokoje mają dywany i są ogrzewane - mówiła Mattie. Pomieszczenia dla
psów nazywały z Dianą „pokojami”, poniewaŜ były duŜe i naprawdę luksusowo wyposaŜone.
- Psy mają takŜe wygodne fotele. - Pokazała na znajdujący się w boksie kosz, po czym
pogłaskała mijanego psa. - KaŜdy gość dostaje czysty kosz i posłanie, chociaŜ jeśli klient
woli, moŜe przywieźć posłanie, którego pies uŜywa w domu. - Mattie głaskała wszystkie psy
po kolei. Ceny w hotelu jej matki były wysokie, więc trzeba było wyjaśniać klientom, za co
płacą. - Gościom, którzy mają w zwyczaju oglądać seriale, wstawiamy do pokoju telewizor. -
Mattie obejrzała się i stwierdziła, Ŝe Jack zatrzymał się przy drugim boksie, gdzie witał go z
radością piękny labrador.
Mattie wróciła do klienta.
- Śliczna, prawda? - odezwała się przyjaźnie, głaszcząc wspaniałe zwierzę. - To suka,
wabi się Sophie.
- Przepiękna! - odparł Jack. - I bardzo przyjaźnie nastawiona.
- To prawda - zgodziła się.
Bawiący się z psem Jack wyglądał rozbrajająco. Był tak niewiarygodnie przystojny!
Trudno było oderwać od niego spojrzenie. Mattie wcale nie była z tego zadowolona.
- Sophie cieszy się na widok człowieka - dodała. - Niestety, jej właścicielka, starsza
pani, zmarła przed trzema miesiącami. Jej rodzina nie chce Sophie, polecili nam ją uśpić.
Oczywiście nie uśpiłybyśmy z mamą zdrowego zwierzęcia! Dlatego Sophie ciągle u nas
mieszka - wyjaśniała.
Sophie zazwyczaj towarzyszyła Dianie przy pracy; tego dnia zamknęła ją w boksie
jedynie ze względu na spodziewanego gościa. Mattie i jej matka miały juŜ cztery własne psy -
nie tylko bowiem Sophie u nich pozostała. Nie chciały posłać zwierząt do schroniska,
obawiały się, Ŝe jeśli psy nie znajdą nowych właścicieli, zostaną uśpione.
- To bardzo smutna historia - skomentował Jack.
- Tak... Chodźmy dalej. PokaŜę panu wolne boksy, Ŝeby mógł pan wybrać na przyszły
weekend lokum dla Harry'ego.
Kilka minut później Jack usiadł w fotelu dla klientów.
- Naprawdę zapewniają panie psom luksusowe warunki - powiedział.
- Psy to tak wspaniałe, kochające człowieka zwierzęta - odparła Mattie. - Zasługują na
najlepsze traktowanie.
- Zgadzam się. - Jack chwilę patrzył jej w oczy. - Harry'emu z pewnością będzie tu
bardzo dobrze. - Wstał. - Pierwszy raz oddam go do psiego hotelu. A Harry ma juŜ sześć lat,
mam go od szczeniaka.
Mattie zerknęła na Jacka. Miał przynajmniej jedną zaletę - naprawdę troszczył się o
swojego psa. MoŜe nie był złym człowiekiem?
- Harry'emu bez wątpienia będzie u nas dobrze - zapewniła, podczas gdy Jack jeszcze
raz nachylił się nad Sophie. - PokaŜę panu, jakie przestronne wybiegi mamy dla naszych
gości. NiezaleŜnie od tego, Ŝe są wybiegi, codziennie wyprowadzamy kaŜdego psa na długi
spacer.
- Wasz hotel zapewnia więcej wygód niŜ wiele hoteli dla ludzi! - odezwał się z
rozbrajającym uśmiechem Jack, kiedy wychodzili z budynku.
- To prawda.
- Czy prowadzą go panie we dwie, czy pani mama zatrudnia jeszcze kogoś? - spytał
Jack.
- Zatrudnia - odpowiedziała krótko. - Czy nie uwaŜa pan, Ŝe hotel jest pięknie
połoŜony? - zmieniła temat.
Hotel był naprawdę wspaniale połoŜony - w spokojnej okolicy, wśród kwiatów - i miał
własny ogród. Znajdował się ponadto blisko Londynu.
- Cudownie - odparł Jack, wpatrując się w oczy Mattie.
- Zaprowadzę pana do mojej matki, aby omówiła wszystkie szczegóły - powiedziała
szybko.
- Mam nadzieję, Ŝe wszystko się panu podobało? - zagadnęła z uśmiechem Diana, gdy
ich ponownie zobaczyła.
- Wszystko - potwierdził z przekonaniem w głosie. Znowu zerknął na Mattie. - Mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]