Carol Marinelli - Własny kawałek raju, Carol Marinelli, Carol Marinelli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carol Marinelli
Własny kawałek raju
PROLOG
- Wiem, że to straszna wiadomość, Lilo - powiedział
doktor Mason i spojrzał na dziewczynę ze współczuciem. -
Ale przynajmniej już znamy przyczynę tych ciągłych zmian
nastroju i dziwnych zachowań twojej matki.
- Boże, Alzheimer! - Lila zacisnęła powieki, walcząc ze
łzami napływającymi jej do oczu.
Od kiedy zaczęto podejrzewać u jej matki tę straszną
chorobę, dużo czytała na ten temat i żadne z opracowań, żadne
statystyki nie dawały nadziei.
- Jak długo... Jak długo potrwa, zanim...? - wyjąkała.
- Alzheimer to choroba postępująca. Neurolog, który
zlecił badania, na pewno wytłumaczył ci, że u każdego
pacjenta przebiega inaczej. Mogą minąć miesiące, a mogą lata.
Jednakże... - Lekarz zawiesił głos, szukając odpowiednich
słów, a Lila w duchu zapragnęła, żeby już nie kończył
rozpoczętego zdania. - Widzisz, u twojej matki choroba czyni
spustoszenie w szybkim tempie. Elizabeth już teraz potrzebuje
wzmożonej opieki i przykro mi o tym mówić, ale chyba nie
ma nadziei na poprawę. Wiem, że twoja praca i wszystko
inne...
- Coś wymyślę - przerwała mu.
- Lilo, posłuchaj. Jesteś stewardesą. Twoja matka
potrzebuje całodobowej opieki. Naprawdę nie można zostawić
jej ani na chwilę samej.
- To zrezygnuję z długich lotów zagranicznych i
przerzucę się tylko na krajowe. Kiedy będę w pracy, zastąpi
mnie ciotka. Już mi to obiecała.
- Może na krótką metę wasz układ zda egzamin. Nie
znam twojej ciotki, ale ufam, że jej intencje są jak najlepsze,
niemniej taka sytuacja może trwać miesiące, a nawet lata. W
którymś momencie będziesz musiała poszukać dla matki
jakiegoś domu opieki.
- Nigdy! - wykrzyknęła Lila z pasją. - Wiem, że pan jest
lekarzem i wiem, że umie pan przewidzieć, jak to się skończy,
ale teraz mówimy o mojej matce - dodała z naciskiem. - Nie
zamierzam oddawać jej do żadnego domu! Sama będę się nią
zajmować!
Doktor Mason nie starał się przekonywać swojej
rozmówczyni. Był bardziej przyjacielem rodziny niż zwykłym
lekarzem pierwszego kontaktu. Dwadzieścia trzy lata temu
sam pomógł tej dziewczynie przyjść na świat. Potem szczepił
ją, leczył z zapalenia ucha, trądziku i wszystkich innych
dolegliwości wieku dojrzewania. Pamiętał, jak zażenowana i
zawstydzona przyszła do niego po środki antykoncepcyjne i
jak z błyszczącymi oczami opowiadała mu wówczas o swoim
ukochanym Declanie, studencie medycyny. Obserwował, jak z
pucołowatego szkraba z jasnymi loczkami przemieniła się w
młodą, szykowną, niezależną kobietę.
Z bólem przyglądał się teraz, jak z godnością przyjmuje
straszliwy wyrok. Zawsze taka sama, pomyślał, impulsywna,
ale serce ze złota.
- Posłuchaj, Lilo... - zaczął - nie musisz podejmować
żadnej decyzji już dzisiaj. Chodzi jednako znalezienie jak
najlepszego rozwiązania na przyszłość, może na wiele lat.
Uważam, że trzeba się zawczasu przygotować do stawienia
czoła problemom, które prawdopodobnie wyłonią się później.
Zorganizowanie opieki nad matką w domu to skomplikowane
i trudne zadanie. To ustawiczne, dwadzieścia cztery godziny
na dobę, przebywanie z osobą chorą, podnoszenie jej, mycie,
karmienie. Jeśli nie będziesz mogła sobie pozwolić na
zaangażowanie fachowej opiekunki, nie skorzystasz ze
wsparcia gwarantowanego przez państwo, zwyczajnie nie
podołasz.
- Coś wymyślę - powtórzyła Ula i sięgnęła po torebkę.
- Zebrałem tu trochę fachowej literatury dla ciebie - rzekł
doktor Mason łagodniejszym tonem. - Są tam numery
telefonów rozmaitych grup wsparcia, z którymi może
zechcesz się skontaktować.
- Zastanowię się nad tym - powiedziała Lila. Podając
lekarzowi rękę na pożegnanie, dodała: - Dziękuję, że był pan
ze mną szczery. Wiem, że dla pana to też nie była łatwa
rozmowa.
- Zajrzę za kilka dni - obiecał lekarz. Zobaczył łzy w
oczach dziewczyny. - Przykro mi, Lilo. Żałuję, że nie miałem
dla ciebie lepszych wiadomości.
Kiedy mu zrelacjonowała rozmowę z doktorem Masonem,
Declan słuchał ze współczuciem, ale nie potrafił wykrzesać z
siebie krzty zrozumienia dla decyzji Lili.
- Popadasz w skrajności - skwitował wiadomość o
planach odejścia z pracy w liniach lotniczych. - Lekarz
powiedział, że to może trwać całe lata. Nie musisz przecież
rezygnować z posady.
- Ktoś musi się nią opiekować.
- Oczywiście, ale ty musisz pracować. Twoja ciotka z
pewnością...
- Nie mogę wymagać, żeby Shirley zrezygnowała ze
swojego życia, rzuciła wszystko i pielęgnowała siostrę.
Declan, zdesperowany, przeczesał palcami długie ciemne
włosy, zmrużył powieki. Powoli dochodziła do niego cała
groza wiadomości usłyszanej przed chwilą. Wiedział, że
powinien zachować spokój, ofiarować Lili wsparcie,
utwierdzić ją w słuszności powziętej decyzji. Nie mógł jednak
pozwolić, by dziewczyna, którą kochał, rujnowała sobie życie!
A ona jest gotowa to uczynić!
Kochał ją właśnie za tę spontaniczność i wrażliwość, ale
musi ją powstrzymać, przemówić jej do rozsądku.
- Jeszcze nawet nie rozmawiałaś z Shirley... - zaczął. -
Kiedy już oswoisz się z tą diagnozą, usiądziemy sobie razem i
wspólnie zastanowimy się, co można zrobić. Jeśli nie chcesz
słuchać mnie, posłuchaj doktora Masona. Przecież powiedział,
że nie musisz się spieszyć z decyzjami. Ma rację. Nie rób
niczego pochopnie. Poczekaj ze złożeniem wymówienia.
Lila była jednak głucha na wszelkie tłumaczenia.
- A gdybym poszła do szkoły pielęgniarskiej? - rzuciła. -
Mieszkałabym z mamą, a kiedy będzie potrzebowała fachowej
opieki, otrzyma ją.
- Ty? Pielęgniarką? - parsknął.
Widział, że dziewczyna rozpaczliwie szuka jakiegoś
rozwiązania, pomyślał więc, że chwyta się absurdalnych
pomysłów, wymyśla cokolwiek, żeby zapanować nad
sytuacją.
- Daj spokój! Wszystkie znane mi pielęgniarki są
systematyczne, zorganizowane, oddane pracy... One nie
wybierają zawodu, ot tak, znienacka, w jakiś czwartkowy
poranek. Mają powołanie. Praca jest ich pasją. A ty jesteś
najbardziej roztrzepaną dziewczyną, jaką znam, i wcale przez
to nie kocham cię mniej... ale twoją pasją są raczej zakupy w
eleganckich sklepach na lotniskach. Na miłość boską,
dziewczyno, przecież ty nawet nie możesz znieść widoku
krwi!
I właśnie wypowiadając te słowa, Declan popełnił
największy błąd - roześmiał się. Może to była bezradność,
może nieudolna próba rozładowania napięcia, niemniej Lila,
śmiertelnie obrażona, odwróciła się gwałtownie i skierowała
do drzwi.
- Lilo! Poczekaj! - Declan pobiegł za nią do holu. - Nie
wychodź w złości. Chodź, musimy poważnie porozmawiać.
Wspólnie znaleźć jakieś wyjście - prosił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]