Carol Marinelli - Ordynator i praktykantka, Carol Marinelli, Carol Marinelli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carol Marinelli
Ordynator i praktykantka
PROLOG
– Masz podwyższone ciśnienie.
Alice spojrzała na Bretta Hallidaya, lekarza położnika, który się nią opiekował.
– O ile?
Brett pokręcił głową.
– Nie tak bardzo, ale jednak...
Wrócił na miejsce za biurkiem. Unikała jego spojrzenia.
– Rano byłam bardzo zaganiana, no i jest strasznie gorąco. Poza tym, wiesz, denerwuję
się trochę, w końcu jestem w ciąży.
Brett skinął głową.
– Uwzględniłem wszystkie czynniki, ale fakt pozostaje faktem. Masz ciśnienie trochę
wyższe, niż powinnaś. – Zaczął przeglądać wyniki badań. – Krew w porządku, chociaż
poziom hemoglobiny ledwie się mieści w normie. No cóż, spróbuj uzupełniać żelazo w
sposób naturalny. Jedz dużo sałaty, wszystkiego, co je zawiera. Łykaj witaminę C, pomaga je
przyswajać. Zresztą, sama przecież wiesz.
– Ale z dzieckiem wszystko w porządku, prawda? – zapytała niespokojnie.
Brett się uśmiechnął.
– Pewnie. Rozmiar prawidłowy, dużo się rusza. Bardziej martwi mnie mama.
– Brett, słowo, czuję się doskonale. – Nawet dla niej samej zabrzmiało to sztucznie.
Zebrała siły, by nad sobą zapanować. Musi przekonać Bretta Hallidaya. Jednym
pociągnięciem kosztownego wiecznego pióra mógłby ją wysłać na przymusowe zwolnienie, a
tego właśnie nie chciała. Zebrała się w sobie i dodała spokojniejszym głosem: – Naprawdę nic
mi nie jest.
– Posłuchaj, Alice, to szósty miesiąc. Nie najlepsza pora na trzymiesięczną praktykę w
szpitalu. Poza tym, Jeremy Foster jest dobrym chirurgiem, ale akurat teraz wraca do pracy po
długiej przerwie. Ma do nadrobienia masę zaległości, a co ważniejsze, musi wiele udowodnić.
– Co masz na myśli? – zapytała Alice, gdyż osoba nowego szefa zainteresowała ją w tej
chwili bardziej niż własna praca.
– No cóż, miał poważny wypadek samochodowy. Właściwie nikt się nie spodziewał, że
przeżyje, nie mówiąc już o tym, że będzie mógł chodzić. Wraca po niemal roku i do końca nie
wiadomo, w jakim jest stanie. Będą go obserwować. Słusznie czy nie, będzie musiał się
naharować, żeby ich przekonać, że nadaje się do pracy.
– Przecież to świetny chirurg – obruszyła się Alice. Nie poznała jeszcze Jeremy’ego
Fostera, nie było to jednak konieczne. Wszyscy wiedzieli, że w szpitalu złamał więcej
niewieścich serc, niż Alice mogłaby spamiętać. Pomimo jednak nieco skandalicznej reputacji,
nikt nigdy nie kwestionował jego nadzwyczajnych umiejętności. – To wschodząca gwiazda
medycyny. Jestem szczęśliwa, że znajdę się w jego zespole – zakończyła.
– Raczej zachodząca – poprawił ją Brett. – Posłuchaj, Alice. Jeremy musi się wykazać, a
to oznacza, że będziesz miała bardzo dużo pracy.
– Poradzę sobie. Staż trwa trzy miesiące, skończy się na tydzień przed terminem porodu.
W dzisiejszych czasach kobiety pracują na ogół do ostatniej chwili i na nikim nie robi to
wrażenia.
Alice perorowała tak przekonująco, że niemal sama w to uwierzyła. Brett nie dał się
jednak zwieść, – Ale te kobiety mają zwykle w domu partnera albo przynajmniej rodzinę,
która im pomaga. Ktoś zdejmuje z nich część ciężaru. Wiem, Alice, jak bardzo pragniesz
odbyć ten staż, nie chcę ci burzyć planów. Muszę jednak mieć pewność, że wiesz, co robisz.
Te słowa, choć wypowiedziane miłym tonem, wstrząsnęły nią. Maska spokoju znikła,
pozostał tylko strach. Pojawiły się łzy. Brett szybko obszedł biurko, żeby podać Alice
chusteczkę.
– Przepraszam – załkała. – Nie chciałam się przy tobie rozpłakać. Zresztą przy nikim...
– Ależ spokojnie się wypłacz. Widziałem już tutaj wiele łez. Nie jesteś jedyną ciężarną,
która stara się wszystko jakoś ułożyć. Kobiety chcą zwykle uporządkować swoje sprawy,
załatwić je, zanim dziecko przyjdzie na świat, tak żeby potem zajmować się już tylko nim.
Niekiedy potrzebny jest ktoś, kto podejmie za kobietę decyzję, kto po prostu każe jej zwolnić
tempo, by sama nie przeżywała rozterek.
Alice milczała. Wycierała oczy i czuła się upokorzona. Siedziała w gabinecie lekarza,
błagała o możliwość pracy. Możliwość utrzymywania dziecka.
– Jeśli nie ukończę tego stażu, nie zostanę lekarzem, a to oznacza, że nie będę mogła
podjąć starań o przyjęcie na szkolenie lekarzy rodzinnych.
– Możesz przecież zaliczyć praktykę na chirurgii już po urodzeniu dziecka.
Alice pokręciła głową.
– Teraz wynajmuję tylko kawalerkę, a i tak ledwie mnie stać na czynsz. Jeśli przestanę
pracować...
– Możesz się ubiegać o zasiłek macierzyński. Nie grozi ci głód.
– Nie chcę, żeby moje dziecko żyło w takich warunkach. Wiesz, jakie dodatki przysługują
lekarzom rodzinnym, którzy zgodzą się wyjechać na wieś? Miałabym dom, stać by mnie było
na opiekunkę, więc mogłabym chodzić do pracy. Jeśli nie zrobię tego teraz, wszystko się
opóźni o wiele miesięcy.
– A co z twoimi rodzicami? Wiem, że mieszkają w Adelaide i że nie układa ci się z nimi
najlepiej, ale może zaczęliby się przyzwyczajać do myśli o pomocy przy wnuku? Gdybyś
wytłumaczyła matce, jakie masz problemy...
Zrozpaczone spojrzenie Alice powiedziało mu wszystko.
– A ojciec dziecka? – sondował dalej. – Nie pomoże? W końcu ma taki prawny
obowiązek.
– Nie chce mieć nic wspólnego ani ze mną, ani z dzieckiem. Wyraził to wystarczająco
jednoznacznie.
– To co, że nie chce? – zapytał Brett. – Prawo chroni kobiety właśnie takie jak ty. Może
nadszedł czas, aby spojrzał prawdzie w oczy. Zostanie ojcem, a to oznacza odpowiedzialność,
choćby tylko finansową.
– Nie poproszę go o złamanego centa. Marcus może albo być ojcem, albo nim nie być. I
to raz na zawsze. Nie pozwolę, żeby się pętał gdzieś pośrodku. Wybrał tę drugą możliwość.
Jeśli o mnie chodzi, może tak zostać. – Przez chwilę milczała. – Posłuchaj, Brett, naprawdę
potrzebuję tej pracy. Uważasz, że jestem zestresowana? Ale będę się czuła znacznie gorzej,
jeśli mi to uniemożliwisz. Oczywiście, gdyby cokolwiek groziło dziecku, zrezygnuję.
Stwierdziłeś jednak, że tak nie jest.
– Dobrze – zgodził się po namyśle. – Pod warunkiem, że będziesz tu przychodziła co dwa
tygodnie. Jeśli ciśnienie choć trochę się podwyższy albo jeśli stwierdzę, że cokolwiek zagraża
dziecku lub tobie, zabronię ci pracować. Mówię to z całą powagą, Alice. Oszczędzaj się i
odżywiaj prawidłowo.
Alice uśmiechnęła się szeroko i wstała.
– Przyrzekam.
Brett odwzajemnił uśmiech.
– Wychodząc, zapisz się u Madge na wizytę. W poniedziałki przyjmuję wieczorem, to
specjalnie dla pracujących matek.
– Dziękuję.
Uśmiechnięta, wyszła i ruszyła do recepcji.
~ Udało się, moje maleństwo – szepnęła do dziecka i poklepała się delikatnie po brzuchu.
– Teraz mama będzie mogła się tobą dobrze opiekować.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Autorka artykułu w czasopiśmie „Matka i dziecko”, który Alice przeczytała w
poczekalni, dowodziła, że na rynku jest ogromny wybór ubrań dla ciężarnych. Musiała mieć
albo portfel bez dna, albo fatalny gust, pomyślała smutno Alice, ubierając się. Odniosła
wrażenie, że brzuch urósł dosłownie z dnia na dzień. Spódnice przestały się dopinać, co
oznaczało konieczność nabycia luźniejszych. Wyprawy do sklepów przynosiły
rozczarowanie. Alternatywę dla rzeczy potwornie drogich stanowiły sukienki obszyte ohydną
koronką. Alice zdecydowała się w końcu na „zestaw dla ciężarnej”. Miał dość rozsądną cenę i
uzupełniony kilkoma koszulami pozwalał dotrwać do porodu.
Wybrała z niego spódnicę i bluzkę, związała włosy w koński ogon i przed lustrem w
łazience zrobiła makijaż. Obrzuciła krytycznym spojrzeniem swe odbicie.
Emanująca z twarzy „promienność”, która zdaniem innego autora z tego samego
czasopisma miała się zaznaczać gdzieś w połowie piątego miesiąca, była równie niewyraźna,
jak bezkształtny ciążowy stanik. Lekko podkreśliła oczy kredką, pociągnęła rzęsy tuszem,
położyła na wargi odrobinę szminki i uznała, że nie wygląda najgorzej. Gdy jednak przejrzała
się w dużym lustrze, aż jęknęła. Wygląda, jakby wybierała się na pogrzeb. Mimo zapewnień
producenta jej nogi w czarnych rajstopach wcale nie wyglądały „świetliście”.
Spóźnię się już pierwszego dnia, pomyślała, w panice ściągając winną cmentarnego
wyglądu część garderoby. Wpadła z powrotem do łazienki, odnalazła koloryzujący krem. Już
od miesięcy nie zawędrowała nawet w okolicę plaży i biała skóra wymagała pewnej pomocy.
Choć efekt nie robił oszałamiającego wrażenia, poczuła się troszkę lepiej. Niemal wybiegła z
domu. Na szczęście, nie czekała długo na tramwaj, od szpitala zaś dzieliło ją zaledwie kilka
przystanków. Dzięki temu nie tylko się nie spóźniła, lecz nawet dotarła na miejsce dziesięć
minut wcześniej.
– Dzień dobry. Alice Masters, prawda? – usłyszała po przekroczeniu drzwi.
– Tak. – Uśmiechnęła się do mężczyzny o sympatycznej, piegowatej twarzy. – Josh
Winters, młodszy chirurg?
– We własnej osobie. Chyba na razie jesteśmy sami. Linda McFarlane prawdopodobnie
wysysa przed obchodem cytrynę, żeby przypadkiem nie zacząć się uśmiechać.
– Fakt. Ona nie jest zbyt czarująca, prawda? Chodziło o lekarkę, która podczas rozmowy
kwalifikacyjnej z Alice traktowała ją niesympatycznie i protekcjonalnie.
– Niezbyt. Darren Barker jest w porządku, ale poszedł na długi urlop. Szkoda że on, a nie
Linda. Mnie powiedziała, że muszę się ostrzyc, bo inaczej w ogóle nie rozważą mojej
kandydatury.
– I co? Zrobiłeś to? – zapytała Alice, patrząc z niedowierzaniem na jasne włosy
rozmówcy opadające mu niemal na ramiona.
– Pewnie, tyle że ona mimo to zaczaiła się na mnie z nożyczkami. Kiedy byłem stażystą,
parę razy się pokłóciliśmy. Wiesz, po stażu nigdy bym się tu nie zatrudnił, ale praktyka u
Jeremy’ego Fostera to duży plus w życiorysie. Od niego można się naprawdę wiele nauczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]