Card Orson Scott - Staramy się, pozostałe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Card Orson Scott
Staramy siĘ
„Nowa Fantastyka” – listopad 1990
Każdy organizm, a takim organizmem jest również rząd,
będzie rozrastał się do momentu, aż uda się go odrzucić
lub póki będzie miał na czym żerować.
Kolejki nie było. Hiran Cloward skomentował to zwracając się do mężczyzny o pociągłej twarzy
siedzącego za kontuarem.
- Nie ma kolejki.
- To jest wydział skarg. Jesteśmy dumni, że jest ich niewiele. - Mężczyzna o pociągłej twarzy miał
sztuczny uśmiech, co irytowało Hirama. - Co stało się z pańskim telewizorem?
- Odbiera wyłącznie seriale, oto co się stało. I idiotyczne horrory.
- No cóż, to kwestia zaprogramowania, proszę pana, nie mechaniki.
- To musi być usterka mechaniczna. Nie mogę tego cholernego odbiornika wyłączyć.
- Pańskie nazwisko i numer polisy ubezpieczeniowej?
- Hiram Cloward. 528-80-693883-7.
- Adres?
- ARF-487-U7b.
- Osoby samotne. Oczywiście, że nie może pan wyłączyć swojego odbiornika.
- Nie mogę zgasić telewizora dlatego, że nie jestem żonaty?
- Zgodnie z autoryzowanymi przez kongres badaniami naukowymi, prowadzonymi w okresie
przekraczającym trzy lata między 1989 a 1991, osoba żyjąca samotnie potrzebuje koniecznie towarzystwa
swego odbiornika telewizyjnego.
- Ale ja lubię samotność. Lubię ciszę.
- Taka ustawa przeszła w kongresie, proszę pana, a my nie możemy naruszać prawa.
- Czy mógłbym porozmawiać z kimś inteligentnym? Na pociągłej twarzy mężczyzny pojawił się gniew,
oczy mu błysnęły. Jednak momentalnie odzyskał zimną krew i odpowiedział spokojnym głosem.
- Gdy tylko wnoszący skargę stają się obraźliwi lub wrogo nastawieni, natychmiast odsyłamy ich do
sekcji A-6.
- Co to jest, bojówka?
- Za tymi drzwiami.
Hiram podążył za wskazaniem palca do szklanych drzwi w odległym końcu poczekalni. Wewnątrz
mieściło się biuro, wygodnie urządzone, kojarzące się z zaciszem domowym. Było tam kilka krzeseł,
biurko i człowiek o tak nordyckim wyglądzie, że nawet Hitler byłby dla niego obrazą.
- Witam - odezwał się ciepło Aryjczyk.
- Cześć.
- Proszę, niech pan usiądzie
Hiram usiadł. Na skutek uprzejmości i serdeczności zawziął się jeszcze bardziej - czyżby myśleli, że
mogą mu wmówić, iż wszystko jest w porządku?
- Nie odpowiada panu coś w pańskim programie? - zapytał Aryjczyk.
- Pan ma na myśli wasz program. Bo na pewno nie mój. Nie wiem, dlaczego Beli Television uważa, że
narzucanie mi swojej koncepcji zabawy i odpoczynku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę jest
słuszne, ale ja mam tego dość.
Było to trudne do zniesienia nawet, kiedy istniała jakaś różnorodność, ale przez ostatnie dwa miesiące
odbieram tylko seriale i horrory.
- Zauważenie tego zabrało panu dwa miesiące?
- Staram się w ogóle nie zauważać odbiornika. Lubię czytać. Może iść pan o zakład, że gdybym dostawał
od naszego cudownego rządu więcej niż tę śmierdzącą, małą rentę, płaciłbym za pokój, w którym nie ma w
ogóle telewizora, żeby mieć trochę spokoju.
- Naprawdę nic nie mogę poradzić na pańską sytuację finansową. A prawo jest prawem.
- I to wszystko, co ma mi pan do powiedzenia? Prawo? To samo słyszałem od tego palanta o długiej
twarzy.
- Panie Cloward, widzę, że seriale i horrory zdecydowanie nie są dla pana odpowiednie.
- Są nieodpowiednie - powiedział Hiram - dla każdego o ilorazie inteligencji przekraczającym osiem.
Aryjczyk skinął głową.
- Sądzi pan, że ludzie, którzy lubią seriale i horrory, nie są intelektualnie równi tym. którzy ich nie
znoszą?
- Oczywiście. Na litość boską, mam doktorat z literatury.
Aryjczvk był uosobieniem współczucia.
- To oczywiste, że nie lubi pan seriali. Jestem pewien, że to jakaś pomyłka. Staramy się nie popełniać
błędów, ale jesteśmy tylko ludźmi - poza komputerami, oczywiście.
To był żart, ale Hiram się nie roześmiał. Aryjczyk nadal mówił o niczym, patrząc na monitor komputera,
widoczny tylko dla niego. - Wie pan, możemy być jedyną spółką telewizyjną w mieście, ale...
- Ale staracie się zachowywać, jakbyście nią nie byli.
- Tak. Ha. Widzę, że słuchał pan naszych reklam.
- Bez przerwy.
- No dobrze, zobaczymy. Hiram Cloward, doktorat, Nebraska 1981. Literatura angielska dwudziestego
wieku, dodatkowo literatura rosyjska. Temat dysertacji: Wpływ Dostojewskiego na pisarzy
anglojęzycznych. Obowiązkowy, arogancki i kompetentny.
- Jak dużo pan o mnie wie?
- Tylko standardowe dane klienta. Niestety, jest tu pewien problem.
Hiram czekał, ale Aryjczyk uderzył jedynie w klawisz i patrzył na Hirama odchyliwszy się do tyłu. Jego
spojrzenie było życzliwe, serdeczne i zdecydowane. Hiram poczuł się nieswojo.
- Panie Cloward.
- Tak?
- Pan nigdzie nie pracuje.
- Nie z własnej woli.
- Niewielu ludzi leniuchuje z wyboru, panie Cloward. Ale pan nie tylko nie ma pracy. Pan również nie ma
rodziny. A także przyjaciół.
- Czy to są dane statystyczne klienta? Czy tylko ludzie mający przyjaciół kupują chrupki ryżowe?
- Praktycznie biorąc, chrupki ryżowe wolą ludzie samotni. Musimy wiedzieć, kto jest bardziej podatny na
reklamy i zgodnie z tą wiedzą nadajemy nasze programy.
Hiram uświadomił sobie, że je na śniadanie chrupki ryżowe prawie codziennie. Natychmiast postanowił
przerzucić się na coś innego. Na przykład na płatki owsiane. One na pewno są uwielbiane przez rodziny.
- Rozumie pan, jak ważny jest Akt Wybiórczego Nadawania Programu z 1985 roku, prawda?
- Tak.
- Sąd Najwyższy uznał fakt umożliwiania większości obywateli odbioru całości programu za niesłuszny.
W ten sposób lekceważone były mniejszości. I tak Beli Television otrzymało zlecenie przygotowania
indywidualnego systemu nadawania, żeby każdy w swoim własnym domu odbierał program doskonale
przystosowany do swych upodobań.
- Wiem.
- Mimo wszystko czuję się zobligowany powtórzyć to jeszcze raz, panie Cloward, ponieważ będę musiał
pomóc panu zrozumieć, dlaczego nie mogę zmienić odbieranego przez pana programu.
Hiram zesztywniał na krześle, zaciskając ręce.
- Wiedziałem, że wy skurwysyny niczego nie zmienicie.
- Panie Cloward, my skurwysyny bylibyśmy najszczęśliwsi zmieniając. Ale jesteśmy bardzo skrupulatnie
kontrolowani przez rząd, czy dostarczamy każdemu amerykańskiemu obywatelowi najbardziej
odpowiadający mu program. Poczynając od mniejszości liczącej sobie dziesięć tysięcy. Jest on idiotycznie
drogi - koszt minuty programu oglądanego przez niewielu jest znacznie wyższy od tego, który odbiera
trzydzieści czy czterdzieści milionów. A pan należy do mniejszości nawet mniejszej niż dziesięć tysięcy.
- Dlatego czuję się taki wyjątkowy.
- Co więcej. Akt Ochrony Odbiorcy Telewizyjnego z 1989 i ustalenia Agencji Odbiorców Telewizyjnych
bardzo nas ograniczają. Panie Cloward, nie możemy pokazać panu żadnego programu z jawnymi aktami
przemocy.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ ma pan tendencję do zachowań agresywnych, które by się tylko pogłębiały przez oglądanie
gwałtów. Podobnie nie możemy pokazywać panu żadnych programów z seksem.
Twarz Clowarda poczerwieniała.
- Pan nie ma w ogóle życia seksualnego, panie Cloward. Czy zdaje pan sobie sprawę, jakie to
niebezpieczne? Pan się nawet nie masturbuje. Stłumione w panu napięcie i wrogość muszą być ogromne.
Cloward wstał gwałtownie. Istnieją pewne granice. Skierował się w stronę drzwi.
- Panie Cloward, przepraszam. - Aryjczyk podążył za nim. - Ja tego nie ustalałem. Czy nie wolałby pan
wiedzieć, dlaczego zostały podjęte takie decyzje?
Hiram zatrzymał się przy drzwiach, z ręką na klamce. Aryjczyk miał rację. Lepiej wiedzieć niż
nienawidzić.
- Skąd - zapytał. - Skąd wiecie, co ja robię, a czego nie w czterech ścianach mojego domu?
- My oczywiście nie wiemy, ale mamy prawie pewność. Badamy ludzi od lat. Wiemy, że osoby mające
określone wzorce kupowania i pewne wzorce życia, zachowują się w określony sposób. Pan, niestety, ma
silne tendencje destruktywne. Tłumienie i zaprzeczenie są pańskimi podstawowymi środkami adaptacji do
stresu. To, i niestety od czasu do czasu wybuch.
- Cóż u diabła to wszystko znaczy?
- Znaczy to, że okłamuje się pan do czasu, kiedy jest to już niemożliwe i wtedy atakuje pan kogoś.
Hiram czuł, że jego twarz jest gorąca od napływającej krwi. Muszę wyglądać jak pomidor, powiedział do
siebie, i zmusił się do spokoju. Nie przejmuję się, pomyślał. I tak nie mają racji. Cholerne naukowe testy.
- Czy w waszym programie nie ma niczego, co się dla mnie nadaje?
- Przykro mi, nie.
- Nie wszystkie filmy mają sceny seksu i gwałtu. Aryjczyk uśmiechnął się uspokajająco.
- Pozostałe filmy i tak by pana nie interesowały.
- Więc wyłączcie tę cholerną rzecz i dajcie mi poczytać!
- Nie możemy tego zrobić.
- Nie możecie tego wyłączyć?
- Nie.
- Jestem chory od słuchania o Sarze Wynn i jej cholernym życiu uczuciowym.
- Ale czy Sara Wynn nie jest atrakcyjna? - zapytał Aryjczyk.
Hiram poczuł się, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Nic nie odpowiedział. Zeszłej nocy śnił
o Sarze Wynn. Nie był dla niej pociągający.
- Nie jest? - nalegał Aryjczyk.
- Nie jest kto, co?
- Sara Wynn.
- Kto mówi o Sarze Wynn? Co z filmami dokumentalnymi?
- Panie Cloward, pan by się wściekł, gdyby nadano panu nowe programy dokumentalne. Sam pan o tym
wie.
- Walter Cronkite nie żyje. Może teraz by mi się bardziej podobały.
- Pana nie obchodzą wiadomości z prawdziwego świata, panie Cloward, prawda?
- Tak.
- Sam pan widzi. W zasadzie nic z naszego programu nie jest dla pana odpowiednie. A dziewięćdziesiąt
procent jest wręcz szkodliwe. I nie możemy wyłączyć pańskiego telewizora ze względu na ustawę
dotyczącą samotności. Czy widzi pan nasz dylemat?
- Czy pan widzi mój?
- Oczywiście, panie Cloward. I całkowicie rozumiem. Niech pan zaprzyjaźni się z kimś i wyłączymy
pański telewizor.
I to był koniec spotkania.
Cloward myślał przez dwa dni. Przez cały ten czas Sara Wynn zamartwiała się, ponieważ jej mąż w trzy
dni po ślubie zginął w wypadku samochodowym na Wiltshire Boulevard, gdziekolwiek u diabła to było. A
teraz, kiedy jego ciało ledwie ostygło, powrócili już jej dawni zalotnicy, starając się jej pomóc i narzucić
swoją miłość.
- Czy nie możesz choć trochę na mnie polegać? - zapytał Teddy, taki jeden przystojniak z kupą pieniędzy.
- Nie lubię polegać na ludziach - odpowiedziała Sara.
- Polegałaś na George'u - George to było imię męża. Tego, który nie żył.
- Wiem - odpowiedziała i przez chwilę płakała, Sara była świetna w płaczu. Hiram Cloward przerzucił
kolejną stronę "Braci Karamazow".
- Potrzebujesz przyjaciół - naciskał Teddy.
- Och, Teddy, wiem - odpowiedziała łkając. - Czy będziesz moim przyjacielem?
- Kto pisze te teksty? - zapytał na głos Hiram Cloward. Może ten Aryjczyk w biurze telewizji miał rację.
Zaprzyjaźnij się z kimś. Za wszelką cenę trzeba się pozbyć tego cholernego telewizora.
Wstał z krzesła i wyszedł na korytarz. Na ścianie wisiały starannie wypisane ogłoszenia:
Klub szachowy 5-9 śr.
Wieczorne spotkania grupowe 19.
Naucz się robić na drutach 18.30 przynieś włóczkę i druty.
Gry gry gry w sali gier (suterena).
Chcesz pogadać? Przyjaciele rodziny 7.30 - 10.30 co wieczór.
Przyjaciele rodziny? Hiram parsknął. Rodzina to była jego wiecznie rzewna mama, ciągle skarżąca się,
jak ciężkie ma życie i że nikt przy zdrowych zmysłach nie urodziłby nigdy dziewczynki, gdyby miał wybór,
i że małżeństwo jest pułapką, którą mężczyźni zastawiają na kobiety, dając im kilka minut przyjemności za
całe życie mozołu i, przysięgam Bogu, gdyby nie mój mały Hiram, wykopałabym tego skurwysyna na
dobre, tylko dla ciebie nie odchodzę, moje małe dzieciątko, bo gdybym cię zostawiła, wyrósłbyś na takiego
samego macho skurwiela jak twój tata z brzuchem pełnym piwa.
A przyjaciele? Jacy przyjaciele mieli się zjawiać, gdy nabuzowany, dobry, stary tatuś walił pasem
wszystko co się ruszało i podwinęło mu pod rękę?
Czytałem. Oto co robiłem. "Księcia i żebraka". "Jankesa na dworze króla Artura". "Dumę i uprzedzenie".
Słowa, słowa, słowa, wszystkie tak ładne, tak miłe, tak śmieszne jak diabli.
Przyjaciele rodziny. W każdym razie warto spróbować. Hiram wsiadł do windy i zjechał osiemnaście
pięter w dół na Poziom Rozrywki. Przyjaciele Rodziny zajmowali całkiem duże pomieszczenie z barkiem
alkoholowym w jednym końcu i napojami orzeźwiającymi w drugim. Hiram zdziwił się, że wróciło
określenie napoje orzeźwiające. Podszedł do znaku coca coli i poprosił o jedne.
- Ile filiżanek kawy wypił pan dzisiaj? - zapytała kobieta za barem.
- Trzy.
- W takim razie nie mogę panu podać napoju z kofeiną, bardzo mi przykro. Czy mogę zasugerować
"Sprite"?
- Nie może pani - powiedział Hiram zaciskając zęby. - Jesteście cholernie nadopiekuńczy.
- Tak samo uważam - powiedziała kobieta stojąca obok niego z puszką "Sprite" w dłoni. - Chronią i
chronią i chronią i co dobrego z tego wynika? Ludzie nadal umierają.
- Przynajmniej tak podejrzewam - odpowiedział Hiram zmuszając się do uśmiechu i zastanawiając się,
czy jego dowcip zostanie odebrany jako zabawny, czy po prostu sarkastyczny. Najwyraźniej zabawny.
Kobieta roześmiała się.
- No nie, pan jest nadzwyczajny - powiedziała. - Kim pan jest?
- Jestem dymisjonowanym profesorem literatury w Princeton.
- Ale jak może pan mieszkać tutaj i pracować tam? Wzruszył ramionami.
- Nie pracuję tam. Powiedziałem, dymisjonowany. Kiedy zaczęło się nauczanie telewizyjne, mój
współczynnik popularności okazał się zbyt mały. Nie mam osobowości ekranowej.
- Tak, niewielu z nas ją ma - odpowiedziała rozsądnie, kiwając głową i uśmiechając się. - Och, jak tęsknię
za dobrymi, starymi czasami, kiedy człowiek tak brzydki jak David Brinkley mógł podawać wiadomości.
- Pamięta pani Brinkleya?
- Prawdę mówiąc, nie - odpowiedziała, śmiejąc się. - Pamiętam tylko, jak moja mama o nim opowiadała.
- Hiram popatrzył na nią z uznaniem. Nos niezbyt prosty, fakt, ale to chyba jedyne, co trzymało ją z dala od
telewizji. Miły głos. Miła, naprawdę miła twarz. Ciało.
Oparła rękę na jego udzie.
- Co robisz dzisiaj wieczorem? - zapytała.
- Oglądam telewizję - skrzywił się.
- Naprawdę? A co masz?
- Sarę Wynn. Zapiszczała z zachwytu.
- Jak cudownie! Najwyraźniej jesteśmy pokrewnymi duszami! Ja także mam Sarę Wynn.
Hiram starał się uśmiechnąć.
- Czy mogę pójść do ciebie?
Niebezpieczeństwo. Ręka sunąca coraz wyżej po udzie. Zaproszenie do siebie. Seks!
- Nie.
- Dlaczego nie?
Hiram przypomniał sobie, że jedynym sposobem na pozbycie się telewizora było udowodnienie, że nie
jest samotny. A ustabilizowanie życia seksualnego - to znaczy posiadanie go - oznaczało rozpoczęcie
długiej drogi zmiany ich cholernych danych na jego temat.
- Chodź - powiedział i bez dalszego gadania opuścili Przyjaciół Rodziny.
W mieszkaniu natychmiast zdjęła buty i bluzkę, i usiadła na staroświeckiej sofie przed telewizorem.
- Och - powiedziała - ile książek. Ty naprawdę jesteś profesorem, prawda?
- Tak - odpowiedział, niewyraźnie czując, że następny ruch należy do niego, ale nie mając najmniejszego
pojęcia co to powinno być. Wrócił myślą do swojej jedynej partackiej próby seksu, kiedy miał (ile?)
trzynaście, nie, czternaście lat, a dziewczyna piętnaście i robiła to dla żartu. Poszła z nim na przełęcz górską
(wtedy były jeszcze przełęcze górskie i otwarta przestrzeń) i nagle stanęła, rozpięła suwak przy jego
spodniach (wtedy były jeszcze suwaki), ale skończył zanim ona ledwie zaczęła. Zostawiła go ze wstrętem i
uciekając zabrała jego spodnie. Nazywała się Diana. Wrócił do domu bez spodni, na co nie miał rozsądnego
wytłumaczenia. Jego matka zareagowała obrzydzeniem i wyciągała to wciąż i wciąż przez całe lata.
Mężczyzna jest tylko mężczyzną niezależnie jak się go traktuje i tak czy siak będzie to miał, kiedy mu się
zachce, kto dba o biedną dziewczynę.
Ale do gadania Hiram był przyzwyczajony. Spływało po nim. Dręczyło go drżenie własnego ciała, nad
którym nie umiał zapanować, ekstaza, a potem wyraz niesmaku na twarzy dziewczyny. Myślał, że to może
dlatego - no, nieważne. Nieważne, pomyślał. Nie będę o tym więcej myślał.
- No, chodź - odezwała się kobieta.
- Jak ci na imię? - zapytał Hiram. Patrzyła na sufit.
- Agnes. Na litość boską, chodź. Stwierdził, że zdjęcie koszuli może był dobrym pomysłem. Patrzyła,
potem postanowiła mu pomóc.
- Nie - powiedział.
- Co?
- Nie dotykaj mnie.
- Och, daj spokój. Coś nie tak? Jesteś impotentem?
- Nic z tych rzeczy. Nic z tych rzeczy. Po prostu nie zainteresowany. W porządku?
- Posłuchaj, nie mam ochoty na głupie gierki z kimś stukniętym. Mam co innego do roboty. Biorę stówę
za numer, to standard, nie?
Jaki standard? Hiram skinął głową, ponieważ nie śmiał zapytać, o czym ona mówi.
- Ale najwyraźniej ty, niebiosa wiedzą czemu, braciszku, nie wiesz, co się dzieje na tym świecie.
Dwadzieścia dolarów. Wystarczy za dziesięć minut pieprzenia. W porządku?
- Nie mam dwudziestu - powiedział Hiram. Wzrok jej stwardniał.
- Uczciwy i leń. Ale trafiłam. Słuchaj, bracie, następnym razem kiedy ruszysz na podryw, zastanów się
wcześniej, czego chcesz, dobra?
Podniosła swoje buty i bluzkę, i wyszła. Hiram stał jak wmurowany.
- Teddy, nie - powiedziała Sara Wynn.
- Ale ja cię potrzebuję. Potrzebuję cię tak rozpaczliwie - mówił Teddy z ekranu.
- Minęło dopiero parę dni. Jak mogę spać z innym mężczyzną w kilka dni po śmierci George'a? Tylko
cztery dni - och, nie, Teddy, proszę.
- Więc kiedy? Jak szybko? Tak bardzo cię kocham.
Bzdury, pomyślał George w głębi swego analitycznego umysłu. Ale tak czy siak oparte na historii
Penelopy. Bez wątpienia jej George, jej Odyseusz powróci, cudownie ożywiony, gotów do przygarnięcia jej
z powrotem w małżeńską szczęśliwość. Ale w międzyczasie przewinie się wystarczająco dużo zalotników,
żeby sprzedać piętnaście tysięcy samochodów i sto tysięcy pudełek tampaxów i cztery tysiące paczek
chrupek.
Jednak nieanalityczna część jego umysłu ani trochę nie koncentrowała się na Penelopie. Z jakiegoś
powodu raz po raz zaciskał przed sobą pięści. Z jakiegoś powodu trząsł się. Z jakiegoś powodu opadł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]