Campbell Judy - Po dyĹĽurze, ROMANSE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Judy Campbell
Po dyżurze
PROLOG
Emma Fulford wyjrzała spod parasola na auta
przeje˙d˙aja˛ce w strugach deszczu. Dlaczego nigdy
nie ma taks´ wki, kiedy człowiek najbardziej jej
potrzebuje?
Zerkn˛ła na zegarek i zakl˛ła pod nosem.
– Tylko tego brakuje, ˙ebym si˛ sp´ ´niła pierw-
szego dnia w nowej pracy. Najpierw protest ko-
lejarzy, a teraz chyba zastrajkowali taks´ wkarze!
– mruczała niezadowolona.
Ułamek sekundy p´ ´niej rozp
˛
dzony samoch´ d
ochlapał jej nowiutkie spodnie brudnoszara˛ woda˛
zkału˙y.
Psiakrew! Chciała jak najlepiej zaprezentowa´
si˛ nowemu szefowi, tym bardziej ˙e zale˙ało jej,
by nikt nie pomy´lał,˙e dostałat˛ posad˛ dzi˛ki
rodzinnym koneksjom.
W ko´ cu zatrzymała si˛ przed nia˛ taks´ wka.
Emma energicznym gestem szarpn˛ła drzwi i z wes-
tchnieniem ulgi opadła na siedzenie. Jednocze´nie
otworzyły si˛ drzwi z drugiej strony, po czym na
siedzeniu wyla˛dowała czarna teczka, a zaraz za nia˛
wsiadł obcy m˛˙czyzna.
– Prosz˛ jak najszybciej jecha´ do... – rzucił pod
adresem kierowcy.
4
JUDY CAMPBELL
– Chwileczk˛ – przerwała mu Emma. – Mam
wra˙enie, ˙e wsiadłam tu pierwsza.
Nieznajomy popatrzył na nia˛. Na jego ociekaja˛cej
woda˛ twarzy malowało si˛ zdumienie.
– Nie zauwa˙yłem pani. Ale bez wa˛tpienia to jest
moja taks´ wka i to pani powinna wysia˛´´.
– Nie ma mowy. To ja ja
˛
zatrzymałam. Kierowca
podjechał do mnie.
M˛˙czyzna westchna˛ł zniecierpliwiony.
– Nie mam czasu kł´ ci´ si
˛
z pania
˛
. Spiesz
˛
si
˛
na bardzo wa˙ne spotkanie. Ju˙ jestem sp´ ´niony.
Sko´ czmy ten idiotyczny sp´ r.
Taks´ wkarz odwr´ cił si
˛
, by obejrze´ swoich
klient´ w.
– Niech si˛ pa´ stwo zdecyduja˛. Taks´ wka si˛ nie
rozdwoi. Kto z pa´ stwa jedzie, a kto wysiada?
Licznik bije. M´ j czas kosztuje.
Emma u´miechn˛ła si˛ słodko do swojego wsp´ł-
pasa˙era.
– Obawiam si˛,˙e pojedzie pan nast˛pna˛ tak-
s´ wka˛. Ja te˙ ju˙ jestem sp´ ´niona. Wsiadłam przed
panem.
W jego niebieskich oczach dostrzegła hamowana˛
zło´´.
– O´wiadczam pani, ˙e to jest moja taks´ wka.
´
miem r´ wnie˙ twierdzi´,˙e moje spotkanie jest
wa˙niejsze.
Kierowca przygla˛dał si˛ im z coraz wi˛kszym
zaciekawieniem.
– Nie ma to jak porza˛dna kł´ tnia – zauwa˙ył.
– Ale prosz˛ pami˛ta´,˙e to kosztuje!
PO DY
˙
URZE
5
Ignoruja˛c ten komentarz, Emma spiorunowała
nieznajomego wzrokiem.
– Słucham?! Co za arogancja?! Jak pan ´mie
zg´ ry zakłada´...
M˛˙czyzna podni´ sł dłonie w przepraszaja˛cym
ge´cie.
– W porza
˛
dku. Przepraszam. Dałem si
˛
ponie´´.
Ale od mojego spotkania zale˙y ludzkie ˙ycie. Do-
słownie.
– Zabrzmiało to bardzo pretensjonalnie. Powiem
panu, ˙e decyzje, jakie zapadna˛ podczas mojego
spotkania, sa˛ r´ wnie wa˙ne.
M
˛
˙czyzna przeczesał palcami mokre włosy, ze
zło´cia˛ spogla˛daja˛c na Emm˛.
– Jestem sp´ ´niony ju˙ dziesi˛´ minut! Doka˛d
pani jedzie? Nie ma rady, musimy jako´ podzieli´
si˛ ta˛ taks´ wka˛. Oboje si˛ sp´ ´nimy.
– Do szpitala Carrfield General.
Nieznajomy uni´ sł brwi.
– Naprawd˛? Niemo˙liwe. Ja te˙. Wobec tego
mo˙e nawet nie sp´ ´nimy si˛ a˙ tak bardzo. –
U´miechna
˛
ł si
˛
szeroko i od razu odmłodniał. –
Mam nadziej˛,˙e nie jedzie tam pani w charakterze
pacjentki.
– Nie. Nic z tych rzeczy – mrukn˛ła. Pochyliła
si˛ ku kierowcy. – Skoro ju˙ ustalili´my, ˙e oboje
jedziemy do tego samego szpitala, to mo˙emy ru-
sza´.
Usiadła wygodniej i ukradkiem zacz˛ła przygla˛-
da´ si˛ towarzyszowi podr´ ˙y. Orli nos i przenik-
liwy wzrok niebieskich oczu doskonale pasowałydo
6
JUDY CAMPBELL
jego aroganckiego zachowania. Był niewa˛tpliwie
przystojny. Sprawiał te˙ wra˙enie człowieka, kt´ ry
wie, czego chce, i to osia˛ga. Zapewne kosztem kole-
g´ w. Uwaga, ˙e jego spotkanie jest na pewno wa˙-
niejsze, przypomniała jej innego podobnego des-
pot˛, kt´ ry kiedy´ zdominował jej ˙ycie. Wzruszyła
ramionami. Co ja
˛
to obchodzi? Prawdopodobnie
nigdy wi˛cej go nie spotka.
Gdy taks´ wka zatrzymała si˛ przed szpitalem
i oboje wysiedli, Emma zwr´ ciła si
˛
w stron
˛
wej-
´cia na oddział nagłych wypadk´ w. Na po˙egnanie
skin˛ła nieznajomemu głowa˛, a on obdarzył ja˛ weso-
łym u´miechem, jakby cały ten incydent wydał mu
si˛ zabawny.
– Mo˙e kiedy´ znowu spotkamy si˛ w taks´ wce.
– Popatrzył jej w oczy. – Mam nadziej
˛
,˙e ju˙ nie
w takim po´piechu. Mo˙eb˛dziemy mieli okazj˛
lepiej si˛ pozna´.
Emma niespodziewanie dla samej siebie poczuła
przyjemny dreszczyk emocji, jakby w jego słowach
zawarta była jaka´ ekscytuja˛ca obietnica. Ju˙ miała
odwzajemni´ u´miech, gdy dotarła do niej absur-
dalno´´ takiego pomysłu.
Odwr´ ciła wzrok. Nie mam ochoty lepiej po-
znawa´ tego aroganta! – pomy´lała. Ruszyłado
drzwi oddziału, by rozpocza˛´ pierwszy dzie´ pracy
w nowym miejscu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire