Campbell Anna - Pocałunek rozpustnika, Romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Korekta
Joanna Egert-Romanowska
Renata Kuk
Projekt graficzny okładki
Małgorzata Cebo-Foniok
Zdjęcie na okładce
© Zbigniew Foniok
Packham House, Londyn,
marzec 1827
W
szyscy wiedzą, że jest pani ladacznicą!
To gwałtowne oświadczenie padło podczas jednej z tych
krótkich chwili ciszy, jakie czasami zdarzają się w pomieszczeniu
pełnym ludzi. Sir Richard Harmsworth, który jak wszyscy inni stał
w zatłoczonej sali balowej lorda Packhama podczas tego
niezwykle ciepłego wiosennego wieczoru, wyciągnął szyję, żeby
się przekonać, kto to powiedział. No i, co było jeszcze bardziej
interesujące, do kogo.
Wysoki wzrost pozwolił mu wkrótce zidentyfikować
obydwie strony konfliktu. A potem szczerze tego pożałował. Niech
to diabli, rodzinnych brudów lepiej byłoby po raz kolejny nie prać
publicznie.
Koło głównego wejścia jakiś jasnowłosy smarkacz stał
naprzeciwko pięknej, choć dość już dojrzałej brunetki. Na jej
wargach widniał słaby, pełny politowania uśmieszek, ale nie
wyglądała wcale na rozgoryczoną. Richard nie wiedział, kim jest
rozgniewany młodzieniec, bez trudu za to poznał damę nazwaną
przez niego ladacznicą.
Augusta, lady Harmsworth, była jego matką. Z czego nie
przyszło mu nigdy nic dobrego.
Richard, jak to miał w zwyczaju, zrobił uprzejmą minę,
całkiem jakby wszystko to wcale nie miało dla niego znaczenia. A
jednak poczuł nagły przypływ dawnej, bezsilnej złości, gdy
skierował się ku miejscu, gdzie powstało zamieszanie. Co za
szkoda, że miał o całe trzydzieści dwa lata za wiele, by zapobiec
skandalowi.
Ekstrawagancki tłum rozstąpił się przed nim niby morze
przed Mojżeszem. Jako arbiter elegancji przyzwyczaił się, że
ludzie zwracają na niego uwagę. Tylko że tego wieczoru nie
wynikała ona z podziwu. Gwałtowne zainteresowanie świadczyło
o tym, że eleganckie towarzystwo zwietrzyło zapach krwi. Richard
i jego matka dobrze wiedzieli, jak nie dać mu satysfakcji. Nie był
tego jednak pewien, jeśli chodziło o rozzłoszczonego młodzika.
Kątem oka dojrzał, że jego najlepszy przyjaciel, Camden
Rothermere, książę Sedgemoor, zmierza w tym samym kierunku.
Potem skupił swój wzrok na matce. Nie widział jej od dobrych
pięciu lat, lecz wcale nie wyglądała teraz starzej. Najwyraźniej
grzech dobrze robi na cerę, pomyślał zgryźliwie.
– Niepotrzebnie się tak unosisz, Colby. – Lord Benchley,
jeden z mężczyzn stale towarzyszących jego matce, przyjrzał się
przez lorgnon roztrzęsionemu młodzieńcowi z ironicznym
zainteresowaniem. – Nie obrażaj się, że dostałeś odprawę, i nie rób
z siebie durnia.
Richard rozpoznał już chłopca, który znieważył jego matkę.
Lord Colby dopiero co skończył naukę w Cambridge i od
niedawna bawił w Londynie. Augustę zawsze otaczał rój
przystojnych młodzieńców, chociaż, co należało jej jednak
poczytać za zasługę, rzadko brała któregoś z tych żółtodziobów do
łóżka. Rezerwowała ten przywilej dla bardziej doświadczonych
kochanków; jednym z nich był jakoby Benchley.
– O, idzie jej bękart – powiedział z goryczą Colby, gdy
Richard podszedł bliżej – a przynajmniej jedyny, o którym nam
wiadomo!
Całe olśniewające towarzystwo wydało coś w rodzaju
wspólnego jęku, pełnego zarazem zgrozy i zachwytu. Muzykanci
przestali grać. Szczupły mężczyzna stojący z tyłu za Colbym
chwycił go za ramię.
– Zamknij się, Colby. Harmsworth doskonale strzela. Czy
chcesz dostać kulkę za to, czego narobiłeś?
Colby strząsnął z siebie jego rękę. Teraz, gdy Richard był już
blisko niego, spostrzegł, że młody lord jest bliski płaczu. Niech
piekło pochłonie matkę za zło, jakie wokół siebie rozsiewa. I za to,
które wyrządziła jemu.
– Dobry wieczór, mamo. Widzę, że wciąż jeszcze wiesz, jak
zrobić efektowne wejście – rzekł sucho, jawnie ignorując
krzykliwego smarkacza. Można by sądzić, że skoro od tak dawna
przezywano go bękartem, nie robi to już na nim wrażenia.
Niestety, gniew, który właśnie skręcał mu w supeł żołądek,
świadczył, że wcale tak nie jest.
Wiedząc, jak uważnie jest obserwowany, nachylił się nad jej
dłonią w ostentacyjnym geście szacunku. Doświadczenie nauczyło
go, że jeśli tylko zdradzi się z tym, co czuje naprawdę, wytworne
towarzystwo rzuci się na niego jak stado wilków.
Matka jeszcze lepiej umiała ukrywać reakcję na zniewagi,
jeśli w ogóle na nie reagowała. Podobnie jak na spotkanie z
niewidzianym od dawna synem. Odwzajemniła mu spokojnie
spojrzenie i na jej wargach pojawił się uśmiech, który mógłby
wszystkich obecnych w sali mężczyzn przyprawić o zawrót głowy.
Pewnie takie samo wrażenie zrobił na ojcu Richarda, obojętne, kim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natro.keep.pl
  • Copyright 2016 Lisbeth Salander nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
    Design: Solitaire